Piłkarze ligi niemieckiej udali się na zimowe wakacje. Bundesliga wznowi grę 12 stycznia spotkaniem Bayernu Monachium z Hoffenheim, a przez najbliższe trzy tygodnie będziemy skupiać się na ruchach transferowych. Zimowa przerwa to także czas podsumowań — na pierwszy ogień bierzemy zawodników, którzy o jesieni powinni jak najszybciej zapomnieć. Rozważając kandydatury, stworzyliśmy obszerną listę, z której wybraliśmy subiektywną dziesiątkę największych przegranych rundy jesiennej w Bundeslidze.
Dawid Kownacki (9 spotkań, 0 goli, 0 asyst)
Niestety, jego obecność na tej liście jest oczywista. Uprzedzając fakty — jednym z kandydatów do tego zestawienia był także Jakub Kamiński, który stracił miejsce w składzie Wolfsburga. Kamyk ma jednak 21 lat i jedna fatalna runda nie przekreśla go w poważnym futbolu — chociaż z oczywistych względów musi coś zrobić, by wrócić na właściwe tory. Wracając do Kownackiego — zaczynał sezon z opinią piłkarza, który ma wiele do udowodnienia i zamierza podbić Bundesligę.
Rodzimi eksperci żarliwie dmuchali balonik oczekiwań, widząc w Dawidzie kandydata do walki o koronę króla strzelców. My w naszych przedsezonowych prognozach zapowiadaliśmy, że Kownacki strzeli mniej niż 8 goli. Niestety, 26-latek nie doczekał się nawet jednego trafienia… Sprawdziło się, że chcąc zaistnieć w Bundeslidze, warto zaliczyć mocne wejście. Kownacki nie zdołał wykorzystać szansy po sprzedaży Niclasa Füllkruga, a Ole Werner nie zamierzał marnować rundy, by czekać na przebudzenie Polaka. Kownaś został odstawiony na boczny tor, stając się tak naprawdę 4. napastnikiem w hierarchii Werderu Brema.
Karim Adeyemi (11 spotkań, 0 goli, 1 asysta)
Czy ktokolwiek dziś pamięta, że w czerwcu Adeyemi był łączony z Realem Madryt? Zbliżający się do 22. urodzin zawodnik, absolutnie zmarnował rundę jesienną. Jego pożytek dla BVB był znikomy — nie strzelał goli, zaliczył ledwie jedną asystę i dodatkowo nabawił się kontuzji. Dodajmy, że w międzyczasie wplątał się jeszcze w aferę związaną z odmową przyjazdu na zgrupowanie kadry Niemiec U-21. Karim musiał znaleźć się na tej liście, bowiem jest piłkarzem, którego sufit możliwości jest zawieszony niezwykle wysoko, ale jesienią zawiódł pod każdym względem. Czynnikiem łagodzącym krytykę mogą być solidne występy w Champions League, ale liga — tragedia.
Fabio Carvalho (9 występów, 0 goli, 0 asyst)
21-letni Portugalczyk typowany był na jedno z odkryć rundy jesiennej w Bundeslidze. Lipsk świętował wypożyczenie zawodnika z Liverpoolu i wszystko wskazywało na to, że w lidze niemieckiej znajdzie zaufanie, którego brakowało mu w Premier League. Finalnie okazało się, że Carvalho grał jeszcze mniej niż w ekipie The Reds. Marco Rose preferował chociażby Xaviego Simonsa, mimo że sytuacja obu piłkarzy na starcie była zbliżona. Obaj są wypożyczeni bez klauzuli pozwalającej na wykupienie kontraktu. O ile jednak Holender potwierdził swój talent, o tyle Portugalczyk zmarnował pół roku. Nic dziwnego, że wkrótce jego wypożyczenie może zostać skrócone.
Sebastien Haller (11 występów, 0 goli, 0 asyst)
W ubiegłym sezonie traktowano go z dystansem, bowiem wszyscy zdawali sobie sprawę z przebytej choroby nowotworowej. Mimo tak dramatycznych przeżyć zdołał uzbierać 9 goli i 5 asyst. W rozgrywkach 2023/24 miał bić się o koronę króla strzelców i być czołowym zawodnikiem Borussii Dortmund. Oczekiwania nijak nie miały się do rzeczywistości. Iworyjczyk nie zaliczył ani jednego trafienia oraz ostatniego podania w Bundeslidze. Po słabym początku do klubu sprowadzono Niclasa Füllkruga, nie czekając, aż Haller w końcu zacznie strzelać gole.
Timo Werner (8 występów, 2 gole, 0 asyst)
Ależ ta kariera źle się potoczyła… Przed transferem do Chelsea był czołowym snajperem Bundesligi. Na boiskach Premier League miał lepsze i gorsze momenty, jednak powrót do Lipska miał być szansą na udowodnienie swojej wysokiej klasy. Niestety — Timo Werner jeśli grał — to zawodził. Wiele spotkań opuścił z powodu problemów zdrowotnych. Piłkarz, który miał być czołową gwiazdą ligi niemieckiej, jest dziś niepotrzebny w RB Lipsk i prawdopodobnie w nieodległej przyszłości będzie musiał szukać sobie nowego klubu.
Mario Götze (14 spotkań, 0 goli, 1 asysta)
Szczerze rzecz ujmując, dopiero pod koniec rundy przypomnieliśmy sobie, że 31-letni Niemiec nadal gra w Bundeslidze. Piłkarz o przebogatym CV odbudował się w PSV Eindhoven, w poprzednim sezonie radził sobie przyzwoicie we Frankfurcie, ale w obecnym totalnie zawodzi. Götze, zamiast stać się liderem Eintrachtu, był jednym z najsłabszych zawodników w zespole. W tym momencie broni go głównie nazwisko — trudno zresztą oczekiwać, by Eintracht chciał kontynuować współpracę jeśli Mario nadal będzie w tak przeciętnej formie.
Marcel Sabitzer (11 występów, 2 gole, 0 asyst)
Nasza wielka pomyłka z przedsezonowych prognoz. Sabitzer bardzo dobrze prezentował się w okresie przygotowawczym i zapowiadał się na lidera Borussii Dortmund. Jego wpływ na grę BVB był jednak znikomy i ograniczył się do dwóch ligowych trafień. Jasne — stracił 4 mecze z powodu kontuzji, jednak ogólnie runda zamiast odbudować Sabitzera, okazała się dużym niewypałem.
Leonardo Bonucci (7 występów, 1 gol, 0 asyst)
36-letni defensor miał z marszu stać się liderem defensywy Unionu Berlin. Szybko okazało się, że broni go jedynie nazwisko. Berlińczycy przegrywali mecz za mecze, a 121-krotny reprezentant Włoch nie dawał żadnych powodów, by uznać go za wartościowe wzmocnienie. Krzywdę robiły mu także media, które mimo katastrofalnych wyników starały się wmawiać, że Bonucci nie ponosi odpowiedzialności za klęski. Gdy w klubie pojawił się Nenad Bjelica, Włoch usiadł na ławce rezerwowych. Dopiero w 16. kolejce zaliczył występ, przy którym jego zespół zdobył jakikolwiek punkt. Nie tego od niego oczekiwano.