Czołówka (z jednym wyjątkiem) wygrała swoje spotkania, dół tabeli (z jednym wyjątkiem) solidarnie zanotował porażki. Za nami 11. kolejka Bundesligi, którą standardowo podsumowujemy w formie pięciu wniosków.
Marco Rose ma gigantyczny (i niezasłużony) kredyt zaufania u swoich przełożonych
Niby człowiek wiedział, jak funkcjonuje RB Lipsk pod wodzą Marco Rose, jednak łudził się, że Niemiec wyciągnął wnioski z rozczarowujących spotkań przeciwko Unionowi Berlin czy St. Pauli. Lipsk wygrał kilka spotkań, znajdował się wysoko w tabeli Bundesligi, pokazywał, że umie przepychać mecze, w których wcale nie osiąga znaczącej boiskowej przewagi. Co więcej, miał przed sobą starcia z Borussią M’gladbach czy Hoffenheim, w których wydawał się być zdecydowanym faworytem. Mogliśmy narzekać na styl, ale wyniki wcale nie były złe. Wystarczyło jedynie popracować nad formą…
4 ostatnie mecze RB to jednak jeden remis i trzy porażki. W 11. kolejce lepsze okazało się wspomniane Hoffenheim, które dotychczas znajdowało się w okolicach strefy spadkowej. Oczywiście, Christian Ilzer jako nowy trener Wieśniaków dał impuls do poprawy gry, jednak poważny zespół aspirujący do walki o czołowe lokaty nie ma prawa tracić 4 goli w starciu z takim rywalem. Co więcej, obserwując sobotnie spotkanie, nie mieliśmy wrażenia, że zwycięstwo Hoffenheim jest niezasłużone.
RB Lipsk zrobił to, co robi od wielu miesięcy. Potrafi pokonać silnych przeciwników, a zarazem wtopić z teoretycznie słabszymi oponentami. Marco Rose? Nie, on kompletnie nad tym nie panuje, a postawa piłkarzy to loteria. Fakty są takie, że jego podopieczni uzbierali 0 punktów w Lidze Mistrzów, a w Bundeslidze mają już znaczącą stratę do Bayernu (8 pkt). Po raz kolejny zapytamy — jaki cel niemieckiemu trenerowi postawili jego podopieczni? Dryfowanie od meczu do meczu, czasem pobicie kogoś poważnego, ale częściej notowanie przykrych potknięć? Marco Rose nie musi martwić się o swoją posadę, bowiem jego przełożeni najwyraźniej nie mają konkretnych oczekiwań i zadowalają się okazjonalnymi sukcesami. Porażka z Hoffenheim niczego nie zmienia, a wypowiedzi trenera i działaczy ograniczają się do pustych sloganów, z których od dawna nic nie wynika.
Tim Kleindienst i Borussia M’gladbach to udany związek
7 trafień i 4 asysty w obecnym sezonie Bundesligi, niedawno 2 gole dla reprezentacji Niemiec przeciwko Bośni i Hercegowinie. Tim Kleindienst ma za sobą magiczne tygodnie, podczas których wykorzystuje swoje 5 minut od losu. Dał sygnał Julianowi Nagelsmannowi, by poważnie brać go przy ustalaniu pierwszego składu kadry narodowej. Dodatkowo notorycznie dokłada gole/asysty w barwach Borussii M’gladbach, która ostatnio punktuje aż miło. Źrebaki mają za sobą 4 kolejne domowe wygrane, a ostatnią ligową porażkę zanotowały na początku października. Drużyna, która wydawała się być skazywana na dolną część tabeli, po zwycięstwie przeciwko St. Pauli doskoczyła na 6. miejsce! Tim Kleindienst strzela gole, Gladbach ma już 12 punktów przewagi nad strefą spadkową. Kibice Borussii mogą optymistycznie patrzeć w przyszłość. Niemiecki napastnik miał być tym, wokół kogo będzie budowana nie tylko drużyna, ale także jej ambicje i tak też się dzieje.
Bayer Leverkusen nadal ma swoje problemy, ale Patrik Schick pozwolił złapać oddech
Victor Boniface to piekielnie zdolny napastnik, który w ostatnich tygodniach coraz częściej przypominał Romelu Lukaku w beztroskim marnowaniu sytuacji bramkowych. Można było chwalić Nigeryjczyka za to, że do nich dochodzi, jednak efekt bramkowy był mizerny. Boniface zabrakło w meczu przeciwko Heidenheim (może pauzować do końca roku), a jego miejsce zajął Patrik Schick, który uratował 3 punkty dla Aptekarzy. Oczywiście, Czech głównie wykańczał akcje kolegów, jednak mamy wątpliwości, czy Boniface w formie z minionych występów skompletowałby hat-tricka.
Sam Bayer Leverkusen w 11. kolejce zaliczył wygraną 5:2, jednak postawa obrońcy tytułu na starcie meczu była kuriozalna. Jak można tak łatwo pozwolić rywalom na strzelenie dwóch goli? Fajnie, że Bayer odrobił straty, ale silniejszy przeciwnik pewnie zadałby Leverkusen kolejną porażkę. Strata do Bayernu Monachium jest znacząca, jednak Xabi Alonso potrzebuje kolejnego sukcesu, by ugruntować swoje miejsce na giełdzie trenerów i potwierdzić, że zasługuje na szansę pracy w Realu Madryt. Żeby tak się stało, potrzebne będą mu gole Schicka.
Bayer Leverkusen — Heidenheim 5:2
Piłkarzom Bayernu nie można odmówić konsekwencji
Nie będę owijać w bawełnę, mecz Bayernu Monachium z Augsburgiem nie przypadł mi do gustu. Bawarczycy męczyli się z defensywnie ustawionym rywalem i przełamali jego obronę głównie po kuriozalnych sytuacjach skutkujących rzutami karnymi. Bayern rzeczywiście wyglądał jak walec — ale w sensie powolnego jechania w konkretnym celu. Nie było momentów, którymi moglibyśmy się szczególnie zachwycać. Piłkarze Vincenta Kompany’ego dominowali. Próbowali znaleźć sposób, aż w końcu rywal pękł, popełniając błędy. Mecz, który mógł się skończyć stratą punktów (gdyby Augsburg nie zgłupiał z jedenastkami), zakończył się hat-trickiem Harry’ego Kane’a. Kolejne czyste konto, wygrana różnicą kilku trafień, 29 na 33 możliwe punkty w obecnym sezonie Bundesligi. Brak tytułu mistrzowskiego dla Bawarczyków będzie wielką sensacją.
Bayern Monachium — Augsburg 3:0
Skala krytyki Tymoteusza Puchacza jest przesadzona
Czytając ten tekst, prawdopodobnie zdajecie sobie sprawę, że Tymoteusz Puchacz podczas meczu Holstein Kiel — FSV Mainz został zmieniony już w 33. minucie. W sieci królują screeny z reprezentantem Polski, który był mocno wkurzony decyzją trenera Marcela Rappa. Rodzime media podchwyciły temat, wobec czego wpisując obecnie nazwisko Puchacz w internetowe wyszukiwarki, zobaczycie słowa „katastrofa”, „dramat” czy „kompromitacja”. Za słaby na Bundesligę, w sumie to nawet w 2. Bundeslidze radził sobie średnio, powrót do Lecha Poznań kwestią czasu — tego typu tezy pojawiają się w mediach społecznościowych i co szokuje, tworzą je również eksperci od ligi niemieckiej.
To, czego prawdopodobnie nie wiecie, to fakt, że Polak opuszczał murawę przy stanie 0:1, a jego koledzy ostatecznie przegrali 0:3. Co więcej, Armin Gigović, czyli ten zawodnik, który wszedł za Puchacza, 93 sekundy później zagrał piłkę ręką, co doprowadziło do odgwizdania rzutu karnego. Paradoks polega na tym, że w polskich mediach na Tymoteuszu nie pozostawiono suchej nitki (tak jakby porażka była wyłącznie jego winą), tymczasem w niemieckich więcej pisze się o kuriozalnej zmianie Gigovicia. Żeby było śmieszniej, ledwie tydzień temu rodzime media cytowały trenera Holstein Kiel, który na łamach Kieler Nachrichten komplementował Polaka: Jest bardzo dobry w sytuacjach jeden na jednego, jeśli nie najlepszy z naszych piłkarzy pod tym względem. Niestety, tak to już z dziennikarzami bywa. Najpierw udostępniali wypowiedź Rappa, przekonując, jak doskonale Puchacz radzi sobie w Kilonii. Teraz wystarczyło im 33 minut, by ocenić, że Tymoteusz nie nadaje się na poziom Bundesligi, a w ogóle to do niczego się nie nadaje.
- Borussia Dortmund zanotowała 11 kolejne zwycięstwa na własnym terenie we wszystkich rozgrywkach, pokonując 4:0 Freiburg. W następnej kolejce BVB podejmie u siebie Bayern Monachium.
- VfB Stuttgart po meczu bez większej historii pokonał Bochum (2:0). Ekipa Dietera Heckinga pozostaje na dnie ligowej tabeli.
- Mario Götze zapewnił Eintrachtowi Frankfurt wygraną przeciwko Werderowi Brema, a Ridle Baku przesądził o zwycięstwie VfL Wolfsburg z Unionem Berlin.