Rok temu było bezowocne szukanie nowego trenera, saga związana z transferem Harry’ego Kane’a oraz gra w eliminacjach Ligi Konferencji. Teraz, na początku lipca, Tottenham przeprowadził już pięć transferów do klubu, a kadra jest niemal zamknięta. Pozostało jedynie czekać na start nowego sezonu, w którym Spurs po trzech latach wracają do Ligi Mistrzów. W rok Tottenham z klubu nie mającego pomysłu jak poradzić sobie po odejściu Mauricio Pochettino, za sprawą Antonio Conte, stał się ekipą, z którą w nadchodzącym sezonie będzie trzeba się liczyć.
Przemyślana strategia transferowa
Od początku okna transferowego Spurs mieli plan i konsekwentnie go realizowali. Jak dotąd na Tottenham Hotspur Stadium przyszło pięciu nowych zawodników: Fraser Forster, Ivan Perisić, Yves Bissouma, Richarlison i Clement Lenglet. Conte jako główny cel obrał wzmocnienia na wahadłach, które są kluczowe w jego systemie gry. Włoch potrzebuje tam piłkarzy wybieganych, grających na dużej intensywności, oferujących sporo w ofensywie i odpowiedzialnych w obronie. W tym celu na lewą stronę bez kwoty odstępnego przyszedł Ivan Perisić, z którym Conte pracował w Interze i który ma za sobą znakomity sezon. Z kolei na prawe wahadło sporo mówi się o transferze Djeda Spence’a, który poprzednie rozgrywki spędził na wypożyczeniu w Nottingham i był jednym z najlepszych piłkarzy w Championship.
Tottenham szukał również lewonożnego środkowego obrońcy mogącego grać w trójce stoperów, środkowego pomocnika komfortowo czującego się z piłką przy nodze oraz zmiennika dla ofensywnego tercetu. Bissouma już od kilku sezonów wyróżniał się w Brighton i był na celowniku klubów z Big Six. Pozyskanie Malijczyka jest jak najbardziej uzasadnione. Kwota za Richarlisona może budzić pewne wątpliwości, jednak Brazylijczyk zdążył udowodnić swoją jakość na poziomie Premier League. W zeszłym sezonie to głównie jego bramki zapewniły Evertonowi utrzymanie i transfer do silniejszego klubu wydaje się być całkiem rozsądny.
Wątpliwości może budzić wypożyczenie Clementa Lengleta, który nie ma za sobą najlepszego okresu. Tottenham interesował się m.in. Alessandro Bastonim czy Josko Gvardiolem, jednak ostatecznie sprowadzają zawodnika Barcelony. Francuz bardzo dobrze czuje się z piłką przy nodze, jednak jego brak siły, szybkości i zwrotności w Premier League może być jeszcze bardziej widoczny. Mimo wszystko, jego wady mogą być maskowane poprzez grę trójką stoperów oraz niższe ustawienie linii obronnej niż w Dumie Katalonii. Ostatnim ruchem jest pozyskanie za darmo rezerwowego bramkarza, doświadczonego Frasera Forstera, który przychodzi w miejsce wypożyczonego na poprzedni sezon Pierluigiego Golliniego.
Tottenham potrzebował poszerzenia kadry
Co prawda, z nowych zawodników jedynie Perisić jest jak na razie pewniakiem do podstawowej jedenastki. Bissouma będzie walczył o dwa miejsca w środku pomocy z Bentancurem, Hojbjergiem oraz Skippem. Richarlison spróbuje wygryźć ze składu Kulusevskiego, a ponadto może być wartościowym zmiennikiem dla Kane’a czy Sona. Lenglet przychodzi jako konkurent dla Bena Daviesa, który w zeszłym sezonie był jednym z odkryć kadencji Conte. Jedynie Forster jest sprowadzany jako zmiennik, jednak powinien dostać swoje szanse w krajowych pucharach.
Ilu nowych zawodników ostatecznie wywalczy miejsce w pierwszym składzie, okaże się dopiero w trakcie sezonu. Niemniej jednak, wszystkie te transfery wzmacniają konkurencję na poszczególnych pozycjach i w dużym stopniu poszerzają kadrę pierwszego zespołu. W nadchodzącym sezonie Tottenham grę na krajowym podwórku będzie musiał łączyć z Ligą Mistrzów. Dodając do tego mundial w Katarze, który rozegrany będzie w trakcie sezonu, Conte będzie potrzebował większego pola manewru niż w poprzednich rozgrywkach. Do połowy listopada Spurs będą musieli rozgrać 16 ligowych kolejek oraz sześć meczów w Champions League. Oznacza to, że niemal bez przerwy będą musieli grać co 3-4 dni.
Brak kreatywnego pomocnika
Obecna kadra Tottenhamu już wygląda całkiem przyzwoicie, jednak niewątpliwie przydałby się jeszcze prawy wahadłowy oraz kreatywny ofensywny pomocnik. I o ile, w przypadku tej pierwszej pozycji od początku okienka transferowego sporo mówi się o zainteresowaniu Djedem Spencem, tak wydaje się, że na tę drugą Koguty nie szukają nikogo. W poprzednim sezonie podopieczni Conte nie czuli się najlepiej, kiedy rywal oddawał im piłkę i zmuszał do ataku pozycyjnego. Tottenham miał wówczas spore problemy z kreowaniem dogodnych sytuacji. Najlepiej było to widać w meczach z Brighton (0:1) czy Brentford (0:0) pod koniec zeszłej kampanii. Średnia wartość strzału w tych dwóch meczach wynosiła tylko 0,08 xG (gola oczekiwanego). Dla porównania w całym sezonie było to 0,13 xG (nie licząc rzutów karnych). Był to najwyższy wynik w całej lidze.
W meczach, w których Spurs będą zmuszeni do gry w ataku pozycyjnym obecność kogoś kreatywnego, kto będzie w stanie wyczarować coś z niczego, byłaby bezcenna. Niemniej jednak, Conte może mieć inny plan i większość ataków będzie chciał opierać na wahadłowych lub częściej w kreacji uczestniczyć będą środkowi pomocnicy. Przykładowo Liverpool również nie ma pomocnika takiego typu, a w rolę asystujących najczęściej wcielają się boczni obrońcy. Oczywiście transfer ofensywnego pomocnika niewątpliwie byłby potrzebny, jednak dla włoskiego szkoleniowca raczej nie jest on niezbędny.
Tottenham to autorski projekt Conte
Poprzedni sezon po raz kolejny pokazał, że Antonio Conte ma pomysł na budowę drużyny. Włoch obejmował Koguty na początku listopada, po fatalnej kadencji Nuno Espirito Santo. W kilka miesięcy zdołał wpoić zawodnikom pewne schematy i automatyzmy, przez co w ich grze widać było rękę trenera. Pomimo, że zdarzały się słabsze okresy, to finalnie Koguty skończyły ligę na czwartym miejscu, gwarantującym grę w Lidze Mistrzów. Ponadto Włoch znów udowodnił, że jest specjalistą od poprawiania wyników w krótkim okresie czasu. W Chelsea już w pierwszym sezonie zdobył mistrzostwo, mimo, że przychodził do zespołu, który wcześniejsze rozgrywki kończył na 10. miejscu. W Interze najpierw zdobył wicemistrzostwo, a po roku wygrał Scudetto, przerywając dominację Juventusu. Gdzie Conte się nie pojawi, efekty są błyskawiczne.
Oczywiście można mieć sporo wątpliwości co do długofalowego rozwoju zespołów budowanych przez Włocha. Niemniej krótkoterminowo jego projekty zawsze osiągały sukcesy. 52-letni szkoleniowiec lubi pracować z piłkarzami o określonym profilu, przez co w każdym klubie już na starcie domaga się dużego wpływu na transfery. W Tottenhamie zimą sprowadził Kulusevskiego oraz Bentancura, a teraz kolejnych pięciu zawodników. Właściciele zaufali Conte, inwestując w klub kolejne 150 milionów funtów. Włoch w zasadzie dostał od władz wszystkiego czego, się domagał. Być może konkurencja w walce o mistrzostwo jest jeszcze zbyt duża i Koguty nie nawiążą do sukcesów swojego trenera z Chelsea czy z Interu. Niemniej już w pierwszym pełnym sezonie Conte dostał odpowiednie narzędzia i Spurs dzisiaj wyglądają jak jego autorski projekt. A to oznacza jedno: w nadchodzącym sezonie Tottenham będzie trzeba brać na poważnie.