Prestiżowy turniej WTA Finals miał być zarazem batalią między Igą Świątek a Aryną Sabalenką o prymat w kobiecym tenisie. Liderką rankingu WTA jest (jeszcze?) białoruska tenisistka, ale póki co to Polka imponuje formą w kończących sezon zawodach w meksykańskim Cancún. O ile Sabalenka nieoczekiwanie przegrała z Jessicą Pegulą i będzie musiała walczyć z Eleną Rybakiną o pozostanie w turnieju, o tyle Świątek ma już na swoim koncie dwa cenne zwycięstwa.
Iga turniej rozpoczęła od zwycięstwa nad Czeszką – Markétą Vondroušovą. Po pierwszym trudnym secie, w drugim Polka zdeklasowała przeciwniczkę wygrywając 6:0. Tej nocy, w pojedynku przeciwko Cori Gauff obserwowaliśmy podobny – chociaż odmienny scenariusz. Od samego początku to Świątek była lepszą z tenisistek. Popisywała się silnym, precyzyjnym serwisem. Uderzała dokładne piłki, z którymi Gauff kompletnie sobie nie radziła. Pierwszy set był pokazem możliwości Igi – Coco szybko puszczały nerwy, ale obiektywnie rzecz ujmując nie miała żadnego sposobu na zatrzymanie pewnej siebie Polki. 6:0 – absolutna dominacja 2. zawodniczki rankingu WTA nad tenisistką numer 3.
Gauff w drugim secie wróciła do gry
W końcu zdobyła gema przy swoim serwisie, a nawet zdołała przełamać podanie Świątek. Ta sztuka udała jej się jeszcze raz w drugim secie, ale Iga odpowiedziała… trzema przełamaniami, ostatecznie zwyciężając 7:5. Spotkanie podobnie jak te przeciwko Vondroušovej miało więc dwa oblicza. Seta wygranego do zera i seta, który nie układał się po myśli Świątek, a którego Iga „powinna” przegrać, ale zarazem potrafiła gonić wynik i zapisać go na swoje konto.
Czy Sabalenka zdoła pokonać Rybakinę? A może wielka rywalizacja zakończy się już w fazie grupowej? Polka zrobiła swoje, Białorusinka musi teraz udowodnić, że mierzy równie wysoko. Przypomnijmy, że dwa ostatnie pojedynki z Rybakiną przegrała…