Słowo „reset” jest znane sympatykom FC Barcelony aż za dobrze. To fraza, która wraca do katalońskiego klubu regularnie po druzgocących i wstydliwych porażkach. Aktualnie jesteśmy świadkami zakończenia kolejnego cyklu. Od resetu po feralnej porażce z Villarrealem w LaLiga (3:5) do koszmarnego wieczoru w Lidze Mistrzów z PSG (1:4). Co zawiniło tym razem i czego należy oczekiwać od Blaugrany w najbliższym czasie?
Mentalność poniżej wymaganego progu
Chyba jeszcze nie zdarzyło się w historii Champions League, aby w najlepszej czwórce zespołów danej edycji znalazła się drużyna pozbawiona charakteru. Barca przez znaczną część dwumeczu z PSG pokazywała się pod tym kątem z dobrej strony, ale moment otrzymania czerwonej kartki przez Ronalda Araujo rozpoczął dramatyczne domino. A tak być nie powinno. Błąd Urugwajczyka powinien stać się dla reszty zespołu dodatkowym bodźcem motywacyjnym. To oczywiste, że grając w osłabieniu należy włożyć w poczynania więcej wysiłku fizycznego, koncentracji, wypruwać z siebie flaki aby utrzymać korzystny wynik. A tego zupełnie widać nie było.
Paryżanie napoczęli Dumę Katalonii golem Dembele i grali swoje, a gospodarze wyglądali na zagubionych i nieodpowiedzialnych w defensywie. Za takie zachowania należy winić kolektywnie zawodników jak i trenera, który nie przygotował odpowiednio swoich podopiecznych na taki scenariusz, a potem sam utrudnił im jeszcze życie podpalając się przy linii bocznej i otrzymując czerwoną kartkę. Jak dobrze wiemy, po meczu Xavi skupił się na krytykowaniu sędziego, zamiast dopatrzeć się własnych błędów. Wybaczcie, ale w mojej opinii to tak jakby – za przeproszeniem – zesrać się na własny trawnik i winić za to osobę, która była akurat w pobliżu. Takie zachowanie nie przystoi nikomu w żadnej sytuacji, a co dopiero menedżerowi klubu o takiej marce jak Barcelona.
Co do samych zawodników…
Ronald Araujo otrzymał już wystarczającą porcję krytyki (również tej niewskazanej) od fanów Barcy. Skupmy się więc może na występie pozostałych autorów dania przypalonego wczoraj przez graczy wicelidera LaLiga.
Marc-Andre Ter Stegen
Jeden z najpewniejszych punktów drużyny, ostatni bastion obrony i honoru. Zaliczył kilka naprawdę wymagających interwencji, trzymał fason między słupkami i oszczędził Barcelonę przed jeszcze większymi stratami.
Joao Cancelo
Portugalczyk to typ zawodnika, który często budzi nazbyt mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo mocno pracował w odbiorze, grał z poświęceniem i podejmował bardzo dużo pojedynków. A z drugiej te wszystkie poczynania ocierały się o głupotę i skrajną bezmyślność, czego wynikiem był chociażby sprokurowany rzut karny na Ousmanie Dembele. Myślę, że tym występem Cancelo wyraźnie pokazał, dlaczego Pep Guardiola nie żywi do niego wielkiej sympatii.
Pau Cubarsi
Można w prześmiewczy sposób napisać, że jeśli już zaliczać słaby występ, to właśnie w takich okolicznościach – kiedy nie idzie w zasadzie nikomu. Specyficzne warunki w jakich znalazł się 17-latek sprawiły, że nie był on w stanie eksponować swoich największych atutów, a przewaga liczebna rywali i ich jakość po prostu siłą rzeczy okazały się wyzwaniem ponad jego siły. Tak, to był słaby występ Cubarsiego, ale żeby do tego doszło musiał stać się ofiarą niefortunnych okoliczności.
Jules Kounde
Podobnie jak Cubarsi, dobrze grający ostatnio Francuz również został wytrącony ze swojego rytmu i bez odpowiedniego wsparcia nie był w stanie ogarniać wszystkiego jak należy. Najbardziej boli chyba niechlujna próba wybicia piłki, która trafiła w Fermina Lopeza, a Mbappe zamienił tę wpadkę na dołującego gola w 89. minucie. Szkoda, bo Jules również pracował w tym meczu ogromnie, wywiązując się ze swoich obowiązków solidnie. Tylko co z tego, skoro trzeba było wziąć na siebie jeszcze odpowiedzialność za innych…
Pedri
To nie pierwszy raz, kiedy widzieliśmy Pedriego w roli, która zupełnie mu nie leży. Xavi nie potrafił wykorzystać odpowiednio Hiszpana na boisku. Nie pomógł również fakt, że ten wraca po kontuzji i znów nie wiadomo kiedy będzie w bardziej optymalnej formie. Wniosek jest jednak jasny – Pedri jako starter nie wypalił przeciwko PSG.
Ilkay Gundogan
Fizycznie jeden z najsłabszych meczów Niemca w barwach Barcelony. Według statystyk, 33-latek nie wygrał ani jednego pojedynku, co brzmi wręcz absurdalnie kiedy weźmiemy pod uwagę stawkę rywalizacji. Na swoją obronę były pomocnik Manchesteru City może powiedzieć, że próbował coś zdziałać w ofensywie (strzał w słupek w 55. minucie oraz sytuacja analizowana pod kątem potencjalnego karnego). Niestety nie może powiedzieć o sobie z czystym sumieniem, że zagrał na miarę swoich możliwości.
Frenkie de Jong
Niby coś tam powalczył, niby coś tam wybiegał, a ostatecznie kiedy ktoś zapytałby mnie o występ Holendra przeciwko PSG to odpowiedziałbym tak samo jak tydzień temu – bezbarwny. Nie wiem na ile jest to kwestia nieumiejętności wykorzystania 26-latka przez Xaviego (podobnie jak z Pedrim), a na ile sam zjazd formy de Jonga. Jednak w ostatnich tygodniach Frenkie jest praktycznie bezużyteczny na murawie i przykro się na to patrzy. Jeśli taki stan rzeczy pozostanie do końca sezonu, to nacisk na jego sprzedaż będzie ogromny.
Lamine Yamal
Wielki pech złotego chłopca z La Masii. Zainicjował akcję bramkową Barcy w 12. minucie, zaliczył asystę, zanosiło się na piękny spektakl w jego wykonaniu. Aż tu nagle niezależnie od własnych planów i możliwości został zmieniony po nieco ponad 30 minutach gry z racji na czerwoną kartkę kolegi. Ciężko sobie wyobrazić, jak w takiej sytuacji mógł czuć się 16-latek. Jedynym „plusem” takiego obrotu spraw może być jego dodatkowa chęć pokazania się w niedzielnym El Clasico.
Robert Lewandowski
Polakowi trafiła się jeszcze bardziej niewdzięczna rola niż tydzień temu. 35-latek stoczył masę pojedynków, z których w większości wyszedł zwycięsko. Niestety w kilku sytuacjach nie popisał się dobrym czuciem gry. Przy bramce Vitinhii nie wybiegł do Portugalczyka mającego dużo miejsca na przedpolu, dzięki czemu ten mógł oddać strzał. Z kolei w końcówce meczu, kiedy miała miejsce kontra z udziałem kilku zawodników Blaugrany, Lewy zdecydował się na strzał zakończony blokiem obrońcy PSG, zamiast podać do któregoś z kolegów schodzących na boki. Kapitan reprezentacji Polski ma więc trochę na sumieniu za to spotkanie.
Raphinha
Najjaśniejsza postać FC Barcelony w dwumeczu z Paris Saint-Germain. Strzelił gola, harował w defensywie, walczył fizycznie na maksa, zostawił serce na boisku. Po końcowym gwizdku widać było na twarzy Brazylijczyka autentyczne rozczarowanie i nic w tym dziwnego – on spośród wszystkich graczy Dumy Katalonii miał sobie do zarzucenia najmniej, a i tak musiał przełknąć gorzki smak porażki.
Bez defensywnego pomocnika Barca pewnego poziomu nie przeskoczy
W ramach powyższej oceny zawodników wspomniałem już niejako, że żaden z trójki pomocników Pedri-Gundogan-de Jong nie jest typem zawodnika, którego Barcelona potrzebuje jak tlenu w tego typu starciach. To powinien być priorytet, punkt wyjściowy do dyskusji o przyszłości klubu. I to nawet niezależnie od tego, czy nowy trener miałby preferować grę nastawioną na większą wymianę podań, czy bezpośrednią jak Xavi. W obu przypadkach Barca potrzebuje defensywnego pomocnika z prawdziwego zdarzenia, który byłby w stanie odpowiednio spajać formację obronną z drugą linią i pokrywać newralgiczne obszary na placu gry. Wiadomo, że najbliżej takiego profilu jest kontuzjowany Gavi. Uważam jednak że nawet przy założeniu że Hiszpan wróci do gry na dobrym poziomie jesienią, to nie jest pełnoprawne rozwiązanie.
Główną przeszkodą są tu oczywiście finanse. Zakup gracza na tę pozycję, odpowiadającego jakością Barcelonie, to wydatek rzędu minimum 50 mln euro. Wtedy Duma Katalonii musiałaby odpuścić plan wyjęcia Nico Williamsa z Athletiku Bilbao, czy wykupieniu Joao Felixa z Atletico. Jest to jednak konieczność, którą należy przedłożyć nad zakup graczy ofensywnych. Klub opuścić musiałby wtedy najprawdopodobniej Frenkie de Jong, na którym Barca może zarobić potencjalnie najwięcej.
Nie ma mowy o pozostaniu Xaviego
Xavi otrzymał naprawdę wystarczająco czasu, aby udowodnić swoją wartość jako trener. Hiszpan miał swoje momenty, kilka z jego pomysłów czy zmian wypaliło naprawdę nieźle. Jednak w ogólnym rozrachunku ciężko powiedzieć, aby Barcelona jako klub rozwinęła się jakoś specjalnie za jego kadencji. Jasne, w zeszłym sezonie udało się zdobyć mistrzostwo Hiszpanii i Superpuchar, a teraz być o krok od awansu do półfinału Ligi Mistrzów. Weźmy jednak pod uwagę fakt, że Xavi otrzymał najlepszą kadrę jaką fani Barcelony widzieli od lat. Oczekiwania były ogromne, a skończy się najprawdopodobniej na 1/4 LM i wicemistrzostwie, czyli planie minimum jeśli chodzi o założenia przedsezonowe.
Wiele osób do dziś uznaje Ronalda Koemana za nieporównywalnie gorszego szkoleniowca Blaugrany. Szczególnie z racji na jego wieczne narzekanie i brak umiejętności przyznania się do własnych błędów. Tymczasem Xavi w ostatnich miesiącach sam zaczął upodabniać się pod tym kątem do Holendra i psychicznie stracił nad sobą kontrolę. A nie może być tak, że osoba niestabilna emocjonalnie, niepotrafiąca dokonać rzetelnej oceny własnych działań, ma być przykładem dla grupy zawodników (w większości młodych) i dawać im wskazówki. Jest to nieracjonalne i pozbawione autorytetu.
Dlatego też Xavi powinien przystać do swojej decyzji sprzed kilku miesięcy i odpocząć od pracy szkoleniowca. Wyjdzie to na dobre i Barcelonie i samej legendzie klubu. Czas kliknąć przycisk „RESTART” i raz jeszcze zacząć opowieść pod tytułem „Mes que un club” od nowa.