Koniec pewnego cyklu. Burnley coraz bliżej spadku

Od kiedy pojawili się w Premier League w sezonie 2016/17, stali się synonimem topornego i siermiężnego futbolu. Wielu kibiców życzyło im spadku, twierdząc że poziomem znacznie odstają od elity. Jednak z czasem Burnley zaczęło być utożsamiane z ostatnim bastionem starej angielskiej szkoły kick nad run, przez co dla wielu fanów piłki na Wyspach stało się klubem drugiego wyboru. Ekipa Seana Dyche’a tak wsiąkła w Premier League, że obecnie trudno wyobrazić sobie ligę bez Burnley i ich menadżera. Jednak obecny sezon może to zmienić. Dla The Clarets prawdopodobnie będzie to najtrudniejsza kampania od momentu powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej sześć lat temu.

REKLAMA

Walka o utrzymanie

Burnley obecnie zajmuje ostatnie miejsce w tabeli. Po 18 rozegranych spotkaniach mają na koncie 12 punktów i zaledwie jedno zwycięstwo. Do będącego na 17. pozycji Norwich tracą cztery punkty. Oczywiście, podopieczni Seana Dyche’a mają najmniej rozegranych spotkań ze wszystkich zespołów w całej stawce. Porównując ich do innych drużyn walczących o pozostanie w lidze, The Clarets rozegrali dwa spotkania mniej niż Watford, trzy mniej niż Newcastle i aż cztery mniej od Norwich. Na pozór więc piłkarze Dyche’a mają wszystko w swoich rękach. Niemniej jednak drużynie, która niemal w połowie sezonu wygrała tylko jedno spotkanie, nie można dopisywać z urzędu jakichkolwiek punktów.

Przy nierównej liczbie meczów nie ma sensu oczywiście patrzeć przez pryzmat tabeli. W takiej sytuacji najbardziej miarodajna powinna być średnia punktów na mecz. Pod tym względem Burnley również jest najgorsze. The Clarets zdobywają średnio 0,67 pkt na spotkanie, podczas gdy ich przeciwnicy wypadają nieznacznie lepiej (Norwich – 0,73, Newcastle – 0,71, Watford – 0,7). Prawdopodobne więc, że nawet jeżeli ekipa Seana Dyche’a nadrobi wszystkie zaległości, to nadal będzie tkwić w strefie spadkowej.

Głównymi konkurentami Burnley w wyścigu o utrzymanie będą zapewne wspomniane wcześniej Watford, Newcastle i Norwich. Wydaje się, że to właśnie między tą czwórką rozstrzygnie się kwestia spadku do Championship. Co prawda, nie można wykluczać, że w walkę o pozostanie w elicie włączą się jeszcze jakieś inne ekipy. Jednak przewaga piętnastego Leeds nad strefą spadkową wynosi aż osiem punktów, a szesnasty Everton, będący w fatalnej formie oraz mający pięć punktów zapasu, wydaje się mieć zbyt mocną kadrę. Wygląda więc na to, że bezpieczne pozostaje tylko jedno miejsce.

Gdzie byłoby Burnley gdyby nie Maxwel Cornet?

Głównym problemem The Clarets w obecnym sezonie jest ofensywa. Podopieczni Seana Dyche’a strzelają średnio 0,89 gola na mecz, więcej jedynie niż Norwich (0,59). Burnley oddaje także drugą najmniejszą liczbę celnych uderzeń, trzecią najmniejszą liczbę strzałów oraz ma trzecie najniższe xG (expected goals – gole oczekiwane) w przeliczeniu na 90 minut.

Co gorsza, w obecnym sezonie ekipa z Turf Moor w ataku uzależniona jest od Maxwella Corneta. Iworyjczyk jest najlepszym strzelcem zespołu w rozgrywkach ligowych. Z 16 goli zdobył on aż sześć, co daje 37,5% wszystkich trafień. Być może nie jest to jakiś oszałamiający wynik, jednak zważywszy na fakt, że Cornet spędził w tym sezonie na boisku tylko 613 minut robi to spore wrażenie. Gdy były gracz Lyonu przebywał na murawie Burnley zdobyło 12 goli, co daje bramkę średnio co 51 minut. Z kolei bez Corneta w składzie The Clarets w ciągu 1007 minut zdobyli tylko cztery gole. Daje to bramkę średnio co 252 minuty. Prawie pięć razy dłużej niż wtedy, gdy Iworyjczyk jest na boisku.

Cornet jest w obecnym sezonie wyjątkowo skuteczny. Według modelu xG jego okazje wycenione zostały na 1,62 gola. Teoretycznie więc powinien on zdobyć 4-5 bramek mniej niż rzeczywiście strzelił. O ile, tak dobra dyspozycja może utrzymywać się przez krótki okres czasu, tak napastnikowi The Clarets ciężko będzie ją utrzymać do końca rozgrywek. A jeżeli Cornet zatraci skuteczność, dzięki której nie raz zapewniał punkty swojej drużynie, Burnley będzie jeszcze trudniej wydostać się ze strefy spadkowej.

Gdzie będzie Burnley bez Chrisa Wooda?

Sam Maxwell Cornet z pewnością nie wystarczy do utrzymania. Burnley potrzebni są także inni piłkarze, którzy dorzucą coś od siebie. Jak dotąd drugim najlepszym strzelcem z trzema golami jest Chris Wood, który w styczniu zmienił barwy. Nowozelandczyk przeniósł się do Newcastle, innego zespołu walczącego o utrzymanie. Co prawda, nowy napastnik Srok, trwającej kampanii nie może zaliczyć do udanych, jednak w ostatnich latach był gwarancją goli w ekipie Seana Dyche’a. Od transferu do Burnley w sezonie 2017/18, Wood w każdych rozgrywkach zdobywał co najmniej 10 goli. I to głównie dzięki jego bramkom w poprzedniej kampanii ekipa z Turf Moor utrzymała się w elicie.

Dlatego też transfer Wooda może mieć zdecydowanie większy wpływ na Burnley, aniżeli na Newcaslte. W obecnej kadrze The Clarets nie ma napastnika, który w całym sezonie mógłby zagwarantować tyle goli, co Nowozelandczyk. Matej Vydra, Jay Rodriguez i Ashley Barnes zdobyli w trwającym sezonie Premier League łącznie jednego gola. Drugim najlepszym strzelcem w zespole Dyche’a z dwoma trafieniami jest obecnie środkowy obrońca Ben Mee. Poleganie wyłącznie na bramkach Corneta bądź czekanie na odblokowanie się któregoś z napastników może być zgubne. Po sprzedaży Wooda Burnley potrzebuje klasowego środkowego napastnika.

Brak balansu pomiędzy ofensywą a defensywą

Co prawda, po meczu z Arsenalem zremisowanym 0:0, może się wydawać, że sytuacja Burnley nie jest aż tak dramatyczna. W końcu remis z ekipą bijącą się o pierwszą czwórkę można brać przed meczem w ciemno. Owszem, zespół Dyche’a należy pochwalić za organizację gry w defensywie oraz umiejętne wybijanie przeciwnika z rytmu. Niemniej jednak, The Clarets z przodu nie zaoferowali kompletnie nic. Przyjechali na Emirates Stadium z zamiarem zamurowania bramki i wywiezienia tylko jednego punktu. O ile, przeciwko mocniejszym przeciwnikom taka taktyka może mieć sens (remisy z Arsenalem, West Hamem i Chelsea), tak w starciach z bezpośrednimi rywalami w walce o utrzymanie trzeba pokazać coś więcej.

REKLAMA

I tutaj właśnie powstaje problem. Grając bardziej ofensywnie, gra obronna Burnley całkowicie się sypie. W bieżącym sezonie piłkarze Seana Dyche’a zachowali aż cztery czyste konta, jednak żadnego z tych meczów nie wygrali. Z kolei oprócz bezbramkowych remisów często zdarzają się im otwarte spotkania, w których pada sporo goli (3:3 z Crystal Palace, 2:2 z Leicester czy 1:3 z Leeds). Kluczem do utrzymania będzie nie tylko odblokowanie ofensywy, ale też znalezienie odpowiedniego balansu pomiędzy atakiem a obroną. Inaczej w następnym sezonie Premier League możemy już nie zobaczyć pierwiastka starej angielskiej szkoły.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,596FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ