Kompromitacja czołówki. Dlaczego Ekstraklasa może żałować?

Przed startem obecnego sezonu wydawało się, że w naszej lidze wreszcie wykrystalizowała się czołówka. W poprzedniej kampanii pierwsze cztery miejsca zajęły Raków, Legia, Lech i Pogoń i trudno było znaleźć ekspertów, którzy rok temu w czołowej czwórce na koniec obecnego sezonu umieszczaliby kogoś innego. Wspomniane drużyny po raz pierwszy od wielu lat przestały przynosić wstyd w europejskich pucharach, dzięki czemu Ekstraklasa szła w górę w rankingu UEFA. Niemniej jednak niedawno zakończony sezon pokazał, że wszystko to było zbudowane na kruchych fundamentach. Mistrzostwo Jagiellonii i wicemistrzostwo Śląska to zwyczajnie kompromitacja dotychczasowej czołówki.

Ekstraklasa słaba jak nigdy

Oczywiście zarówno ekipie z Białegostoku, jak i tej z Wrocławia należą się słowa pochwały za ten sezon. W końcu w porównaniu do poprzedniego sezonu, który obie drużyny kończyły na dwóch ostatnich bezpiecznych miejscach, poczynili ogromny postęp. Ponadto nie jest ich winą to, że Legia, Lech, Raków oraz Pogoń punktowały tak słabo. Wszystkie inne zespoły mogły wykorzystać to, że cała czołówka była w kryzysie. Zrobiły to jednak tylko Jagiellonia i Śląsk. Obie te ekipy osiągnęły historyczny sukces i w następnym sezonie będą reprezentować Ekstraklasę w europejskich pucharach.

REKLAMA

Niemniej jednak trzeba też zwrócić uwagę, że jeszcze nigdy mistrz Polski nie miał tak słabej średniej punktów na mecz (1,85). Jest to dopiero dziewiąty raz, kiedy po tytuł sięga zespół, zdobywając średnio mniej niż dwa „oczka” na mecz. Co więcej, aż pięć razy zdarzyło się to w sezonach, kiedy po rundzie zasadniczej ligę dzielono na grupę spadkową i mistrzowską. A to znacznie utrudniało tak regularne punktowanie w ostatnich siedmiu kolejkach. We wszystkich sześciu sezonach z podziałem na grupy jedynie raz mistrz notował średnio więcej niż dwa punkty na mecz – Legia w rozgrywkach 2013/14. Ostatni raz, kiedy po tytuł sięgał zespół ze średnią punktów na mecz niższą niż dwa – nie licząc lat, w których dzielono ligę na grupy po rundzie zasadniczej – miał miejsce w sezonie 2011/12. A więc 12 lat temu.

W ostatnich dwóch sezonach, kiedy liga rozgrywana jest w systemie 18-zespołowym 63 „oczka”, które zdobyły w tym sezonie zarówno Jagiellonia, jak i Śląsk dałyby trzecie miejsce rok temu i czwarte dwa lata temu. Teoretycznie w obu przypadkach zagwarantowałoby to miejsce w europejskich pucharach. Choć warto zaznaczyć, że o punkty w bezpośrednich starciach z czołówką byłoby wtedy znacznie trudniej niż w niedawno zakończonej kampanii. Można więc założyć, że w dwóch ostatnich sezonach obecny mistrz i wicemistrz walczyliby o miejsce w pucharach.

Jagiellonia jak Leicester

Mistrzostwo Jagiellonii można porównać do tego zdobytego przez Leicester w sezonie 2015/16. Oczywiście Lisy rozegrały wówczas rewelacyjny sezon, jednak sięgnęły po tytuł głównie w wyniku słabości konkurencji. Nie ma wątpliwości, że w ostatnich kilku latach, kiedy niemal bezbłędne sezony rozgrywały Manchester City, Liverpool czy Arsenal nie mieliby szans walczyć o mistrzostwo. Po prostu dopisało im szczęście, że akurat wtedy, kiedy tak wystrzelili, czołowe zespoły grały poniżej swoich standardów. 81 punktów, które zdobyło w tamtej kampanii Leicester to drugi najgorszy wynik mistrza Anglii od rozgrywek 2000/01. Co więcej, od mistrzostwa Lisów jedynie w dwóch z ośmiu sezonów zdarzyło się, aby mistrz zdobył mniej niż 90 „oczek”.

Podobnie, jak Leicester, wystrzał Jagiellonii i Śląska akurat zbiegł się w czasie, kiedy zespoły z czołówki popadły w kryzys. Oczywiście nie sposób nie docenić Adriana Siemieńca za to, w jak krótkim czasie odmienił ten zespół. Jagiellonia zdobyła mistrzostwo, grając ofensywny futbol i strzelając zdecydowanie najwięcej goli. Drugą pod tym względem Pogoń wyprzedziła aż o 18 bramek. Mimo wszystko, w większości sezonów taki dorobek punktowy nie zagwarantowałby im mistrzostwa. Zresztą za czasów Michała Probierza w sezonie 2016/17 – kiedy po rundzie zasadniczej był podział na grupy – miała ona nawet nieco wyższą średnią punktów na mecz (1,86). Wtedy wystarczyło to jednak tylko do srebrnego medalu.

Problemy czołówki

W 20 ligach, które są sklasyfikowane wyżej w rankingu UEFA od Ekstraklasy, żaden mistrz nie ma niższej średniej punktów na mecz niż Jagiellonia. Jeszcze większa różnica robi się, gdy porównamy mistrza Polski do tych najlepszych lig. Manchester City sięgnął po tytuł ze średnią 2,39, Inter – 2,47, Real – 2,5, Bayer – 2,65, PSG – 2,23, PSV – 2,68, a Sporting – 2,66. Oczywiście sama średnia punktów mistrza niewiele nam mówi o poziomie danej ligi. Niemniej jednak, na tej podstawie można stwierdzić, że w większości najlepszych lig czołówka jest o wiele stabilniejsza niż w Polsce. Trudno tam o taką niespodziankę jak w tym sezonie Ekstraklasy.

Nie ma co ukrywać, że mistrzostwo Jagiellonii i wicemistrzostwo Śląska dla całej czołowej czwórki poprzedniego sezonu powinno być bolesnym policzkiem. Żaden z tych zespołów nie potrafił wykorzystać tego, że pozostałe wpadły w kryzys, i bez problemów sięgnąć po mistrzostwo. Być może najmniej pretensji – ze względu możliwości finansowe – można mieć do Pogoni. Niemniej jednak, w Szczecinie wciąż czekają na pierwsze w historii klubu trofeum, a teraz była do tego najlepsza okazja. Legię oraz Raków można po części tłumaczyć łączeniem gry w lidze z europejskimi pucharami. Aczkolwiek, gdy wiosną już nie musieli tego robić (Legia odpadła już po pierwszych dwóch kolejkach rundy) wyniki wcale się nie poprawiły. W przypadku Rakowa nawet znacznie pogorszyły. Żadnego wytłumaczenia nie ma za to Lech. W Poznaniu skompletowano najdroższą kadrę w historii, ale kompletnie nie przełożyło się to na grę oraz wyniki.

Ekstraklasa w Europie

Ostatnie lata dla polskich klubów w europejskich pucharach były wyjątkowo udane. Ekstraklasa w rankingu UEFA awansowała z 30. miejsca w rozgrywkach 2020/21 na 21. obecnie. Wydawało się, że wreszcie powstała grupa zespołów, na których można polegać i które w Europie nie przynoszą wstydu. W ostatnich trzech sezonach Polskę w pucharach reprezentowało jedynie sześć zespołów. Więcej niż raz grały tylko Raków, Legia, Lech i Pogoń. Wyjątek stanowiły awanse Lechii i Śląska z czwartego miejsca, kiedy w dwóch pierwszych kampaniach zarówno Lech, jak i Legia nie potrafiły połączyć gry w Europie z krajowymi rozgrywkami.

Niedawno zakończony sezon sprowadził jednak całą czołówkę na ziemię. Pokazał, że nawet mając o wiele lepszą kadrę, nie możesz stać w miejscu. Z zespołów, które rok temu grały w pucharach, jedynie Legia ponownie w nich zagra tego lata. Pozostałe miejsca uzupełnią walczące o utrzymanie jeszcze rok temu Jagiellonia i Śląsk oraz Wisła Kraków, która dwa ostatnie sezony spędziła w 1 Lidze, a obecny zakończyła nawet w dolnej połowie tabeli. Być może w wyniku słabości czołówki Ekstraklasa jest bardziej nieprzewidywalna i emocjonująca. Jednak, w kontekście europejskich pucharów nie wróży to dobrze.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,719FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ