Choć Polska nie musi martwić się o awans na Igrzyska Olimpijskie, to w Lidze Narodów radzimy sobie bardzo dobrze. Polacy po 2 meczach zajmowali w tych rozgrywkach 2. miejsce, tuż za Japonią. W ostatnim spotkaniu Biało-Czerwoni po pewnych turbulencjach pokonali Kanadę i tym samym awansowali na 2. pozycję. Ich następnym przeciwnikiem była Holandia. Obydwa dotychczasowe starcia Holendrów w tym roku w VNL zakończyły się po 5 setach – najpierw polegli ze Słowenią, a następnie pokonali gospodarzy grupy 1 – Turków. Znajdowali się oni na 13. miejscu w rankingu FIVB, które nie gwarantuje gry w turnieju olimpijskim. Dlatego też Pomarańczowym potrzebne było zwycięstwo z Polską – w przypadku wygranej 3:0 zdobyliby 18,58 punktów, co dałoby im awans na 11. pozycję.
Wymęczony set
Polacy słabo rozpoczęli tego seta (0-4). Holandia zaatakowała jako pierwsza – świetnie zagrywał Wessel Keemink, a do tego jeszcze dobrze zaczął lider tej ekipy, Nimir Abdel-Aziz. Jednakże podopieczni Nikoli Grbicia, na czele z Szymonem Jakubiszakiem i Arturem Szalpukiem szybko odrobili straty (5-4). Po naszej stronie bardzo dobrze funkcjonował blok i w pierwszych akcjach tego meczu to on był dla nas głównym źródłem punktów. Inicjatywa była po stronie Biało-Czerwonych, choć rywale utrzymywali z nimi kontakt (12-10). Polacy jednak, dzięki dobrej grze, zwłaszcza w bloku, zdołali odskoczyć Holendrom (20-14). Nimir nie zdobywał wielu punktów, a cały zespół Oranje w rzeczywistości zbudowany jest właśnie pod niego. To się zmieniło, gdyż kapitan Holendrów zdołał dojść do głosu (20-19). Mimo nerwowej końcówki i powrotu przeciwników do gry, Polska wygrała pierwszego seta 30-28. Uniknięcie gry na przewagi było możliwe, lecz Polacy zmarnowali 3 setbole.
Murowanie receptą na sukces
Drugą odsłonę tego spotkania Polacy zaczęli minimalnie lepiej (7-6). Ponownie dobrze grali w bloku, zatrzymując groźne kontry Holendrów. W ataku dobrze radził sobie Szalpuk, skutecznie atakując czy obijając blok rywala. Przewaga mistrzów Europy robiła się coraz większa, a Oranje nie mogli znaleźć na nich sposobu (13-9). Dyktowali oni warunki gry, konsekwentnie zbliżając się do wygranej w drugim secie (19-13). Grali dobrze i dokładnie – wydawało się, że już nic nie wytrąci im tak okazałego prowadzenia z rąk. Jednakże podopieczni Roberto Piazzy w końcówce ruszyli w pogoń za wynikiem (23-22). Zabrakło im niewiele – ostatecznie musieli uznać wyższość Polaków po raz drugi (25-23). Naszym głównym atutem był blok – w tym elemencie w drugim secie zdobyliśmy łącznie 5 punktów, a indywidualnie najlepiej prezentował się Marcin Komenda.
Efektowne zwycięstwo w secie na zakończenie meczu
W trzecim secie od samego początku przeważali mistrzowie Europy (7-5). Sprawiali przeciwnikom sporo problemów zagrywką i atakiem, o bloku nie wspominając. Na boisku po stronie Polski nikt nie odstawał poziomem. Holendrzy natomiast zaczęli podejmować więcej ryzyka, lecz wymiernych korzyści im to nie przynosiło (16-11). Polska była po prostu za mocna dla przeciwników. Ekipa znad Wisły skutecznie utrzymywała rywali na wystarczająco bezpieczny dystans (21-15). Choć końcówki wcześniej nam nie wychodziły, tak teraz Polacy rozgromili przeciwników 25-18.
Choć Polacy gładko ograli reprezentację Holandii, tak można mieć mieszane odczucia co do ich gry. Bardzo dobrze radziliśmy sobie we wszystkich elementach, lecz szczególnie dobrze spisywaliśmy się w bloku (14 punktów). Jednakże można mieć zastrzeżenia do gry podopiecznych Nikoli Grbicia w końcówkach – mieli oni wystarczająco dużą przewagę, by w spokoju zakończyć dwa pierwsze sety, a zamiast tego wychodzili zwycięsko z dreszczowców. Najważniejszy jednak jest fakt, że Polska wygrała 27. mecz o stawkę z rzędu i wysunęli się na prowadzenie w Lidze Narodów – Japończycy przegrali jednego seta z Kubą.
Dobre zawody ma dziś za sobą Aleksander Śliwka (16 punktów, 55% skuteczności w ataku, 2 punkty w bloku, 2 asy) oraz Artur Szalpuk (14 punktów, 60% skuteczności w ataku, 1 punkt w bloku, 1 as). W bloku natomiast, który dziś był naszym największym atutem, najlepiej radził sobie Marcin Komenda (4 punkty) i Jakub Kochanowski (3 punkty).