Kolejna mistrzowska wersja. Jak Manchester City wygrał ligę?

W pierwszych mistrzowskich sezonach pod wodzą Pepa Guardioli system gry The Citizens był niemal niezmienny. W fazie posiadania piłki skrzydłowi ustawiali się szeroko przy linii bocznej, a boczni obrońcy schodzili do środka. Wówczas w Premier League była to nowość i większość zespołów nie potrafiła sobie z tym poradzić. Jednak, gdy coraz więcej drużyn zaczęło stosować podobną taktykę, Guardiola musiał wymyślić coś nowego. W czterech ostatnich sezonach Manchester City za każdym razem pokazuje inną twarz. Było ustawienie z dwoma fałszywymi „dziewiątkami”, przesunięcie Johna Stonesa do środka pomocy w fazie posiadania piłki, a teraz kluczowe okazało się zrezygnowanie z typowych skrzydłowych.

Manchester City mistrzami wiosny

Obecna ligowa kampania Manchesteru City do złudzenia może przypominać tę poprzednią. Podobnie, jak teraz pierwsza połowa sezonu w wykonaniu Obywateli była – jak na ich standardy – po prostu słaba. Do Nowego Roku podopieczni Guardioli uzbierali tylko 40 punktów w 19 meczach. Co prawda, do prowadzącego Liverpoolu tracili wówczas tylko pięć punktów, mając jeden mecz rozegrany mniej. Jednak takie tempo punktowania (2,11 na mecz) nie miało prawa zagwarantować końcowego triumfu w lidze. W ostatnich latach 80 „oczek” na koniec sezonu to dorobek bliższy zespołom walczącym o miejsce w Lidze Mistrzów niż mistrzostwo. Pep Guardiola musiał znów coś wymyślić, aby jego ekipa w drugiej połowie rozgrywek weszła na najwyższe obroty.

REKLAMA

Znów, bo podobna sytuacja miała miejsce rok temu. Wówczas po 21 rozegranych spotkaniach Obywatele mieli pięć punktów mniej niż Arsenal, który miał jeszcze jeden mecz zaległy. Do tego momentu The Citizens punktowali również niemal z identyczną średnią, co w pierwszej połowie tego sezonu (2,14 na mecz). Niemniej jednak – podobnie jak teraz – na wiosnę byli niemal bezbłędni. Aż do zapewnienia mistrzostwa wygrali 14 z 15 meczów, tracąc punkty jedynie z Nottingham (1:1). Jedyną porażkę we wszystkich rozgrywkach zanotowali w ostatniej kolejce przeciwko Brentford (0:1), kiedy byli już pewni tytułu.

W obecnym sezonie Manchester City mistrzostwo też zdobył dzięki dyspozycji w drugiej połowie sezonu. Ostatnią porażkę we wszystkich rozgrywkach ekipa Guardioli poniosła na początku grudnia przeciwko Aston Villi (0:1). Od tego czasu zdobyli 61 punktów w 23 meczach w lidze. Aż o osiem więcej niż drugi w tym czasie Arsenal i 13 niż trzeci Liverpool. W pozostałych rozgrywkach zremisowali jeszcze tylko dwa spotkania – oba w dwumeczu z Realem (3:3 i 1:1), przez co odpadli z Ligi Mistrzów już na etapie ćwierćfinału.

Poszukiwanie odpowiedniego balansu

Niemniej jednak, w obu tych sezonach nie obyło się bez problemów. Rok temu wyzwaniem, z którym w pierwszej części kampanii zmagał się Guardiola, było wkomponowanie do składu Erlinga Haalanda. Co prawda, Norweg nie potrzebował czasu na aklimatyzację i od razu zaczął trafiać do siatki, jednak reszta zespołu musiała nauczyć się funkcjonować z klasyczną „dziewiątką” na boisku. Manchester City długo nie mógł znaleźć odpowiedniego balansu. Jako, że Haaland nie uczestniczył tak aktywnie w rozegraniu i często trzymał się pola karnego, w środku pola brakowało dodatkowego zawodnika tworzącego przewagę i pomagającego utrzymywać kontrolę nad meczem. Kluczowe okazało się przesunięcie do środka pomocy w fazie posiadania piłki ustawionego na środku obrony Johna Stonesa.

W obecnych rozgrywkach z kolei problemem było zastąpienie Ilkaya Gundogana. W osobie Niemca Manchester City stracił piłkarza, który potrafi regulować tempo gry i bardzo rzadko traci piłkę. Ponadto odszedł też Riyad Mahrez. Algierczyk był z kolei skrzydłowym, który rzadko wchodził w pojedynki, ale zapewniał zespołowi utrzymywanie się przy piłce. Guardiola stracił więc dwóch zawodników, którzy w dużej mierze przyczyniali się do tego, że Manchester City tak rzadko tracił futbolówkę. Zmniejszał liczbę faz przejściowych, przez co nie pozwalał rywalom na tak częste kontrataki.

Bardziej bezpośrednia gra

W trwającym sezonie natomiast w podstawowej jedenastce Hiszpan coraz częściej znajdował miejsce dla zawodników grających bardziej bezpośrednio. Chcących jak najszybciej zdobyć bramkę, a nie cierpliwie utrzymujących piłkę. Na skrzydłach zamiast Bernardo Silvy i Jacka Grealisha częściej grali Phil Foden i Jeremy Doku, co oczywiście przyczyniało się do większej liczby tworzonych sytuacji, ale również częstszych strat i faz przejściowych, których Guardiola stara się unikać. I to właśnie zabezpieczanie się przed kontrami okazało się głównym problemem The Citizens. Najbardziej widoczne było to w zremisowanych spotkaniach z Chelsea (4:4) oraz Tottenhamem (3:3) w lidze czy w wygranym meczu 3:2 z Lipskiem w fazie grupowej Champions League.

W pierwszej części rozgrywek Manchester City tracił średnio najwięcej goli od momentu przyjścia Guardioli. Co prawda, w większości meczów nie dopuszczali oni do wielu strzałów na własną bramkę, ale często były to uderzenia z groźnych pozycji. Guardiola wreszcie znalazł jednak rozwiązanie tego problemu. Tym razem było to wejście do składu Mateo Kovacicia i zrezygnowanie z typowych skrzydłowych. Być może obecność Kovacicia nie rzucała się tak bardzo w oczy, ponieważ nie zapewniał on liczb. Jednak ile dawał zespołowi najlepiej było widać w momencie, kiedy nie było go na boisku. Jego wejście okazało się kluczowe m.in. w meczach z Liverpoolem czy Nottingham.

Manchester City najbardziej uniwersalną drużyną

W fazie posiadania piłki szerokość w grze zapewniali zazwyczaj boczni obrońcy – Josko Gvardiol i Kyle Walker – lub też czasem ustawiany na skrzydle Bernardo Silva. Aby zminimalizować ryzyko straty piłki Guardiola zagęścił środek pola ustawiając tam najlepszych technicznie zawodników. Na bokach boiska z kolei postawił na piłkarzy mających za zadanie grać bezpiecznie i nie wchodzić w pojedynki. Dlatego też tak niewiele szans w podstawowym składzie otrzymywał Jeremy Doku, który zarówno w meczu ostatniej kolejki z West Hamem, jak i po wejściach z ławki w rewanżowym meczu przeciwko Realowi w Lidze Mistrzów oraz Chelsea w półfinale Pucharu Anglii był jednym z najlepszych zawodników. Niemniej jednak, w takim systemie Obywatele wrócili do ustawień fabrycznych, a więc dominacji i kontroli nad meczem poprzez posiadanie piłki.

Dzięki mistrzostwu zdobytemu w tym sezonie Manchester City stał się pierwszym w historii zespołem, który cztery razy z rzędu wygrywał Premier League. Oczywiście można mówić, że ta dominacja to efekt wydawania sporej sumy pieniędzy. I pewnie coś w tym jest, jednak The Citizens nie weszliby na ten poziom, gdyby nie Pep Guardiola i jego ciągłe dążenie do perfekcji. W każdym z tych czterech sezonów Obywatele byli inną drużyną. Nie zmieniały się podstawy filozofii stylu gry, jednak poszczególne role piłkarzy już tak. W ostatnich dwóch sezonach Hiszpan długo szukał odpowiedniej formuły, jednak jak już znalazł to byli nie do zatrzymania. I to właśnie ta uniwersalność doprowadziła ich na sam szczyt.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,726FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ