Jesse Lingard odżył w West Hamie

Dokładnie miesiąc temu Jesse Lingard zadebiutował w barwach West Hamu. Od tego czasu uzbierał 5 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej (3 gole i 2 asysty). Dorobek, na który w koszulce Manchesteru United na boiskach Premier League pracował poprzednie 2 lata. Co takiego stało się, że Anglik odnalazł siebie na nowo?

REKLAMA

Rok pod kamieniem

Lingard długo uchodził za wieczny młody talent. W końcu jednak zdołał przebić się w Manchesterze United i zaczął regularnie pojawiać się na placu gry. Szczytem jego kariery był sezon 2017/18 pod wodzą Jose Mourinho, w którym jego dobra dyspozycja zaowocowała nie tylko powołaniem na Mistrzostwa Świata w Rosji, ale i występami w podstawowym składzie na tym turnieju. W następnym sezonie łapał jeszcze minuty, ale wszyscy powtarzali zgodnie – to nie jest „10-tka” na poziom Manchesteru United.

Anglik zmagał się ze sporą krytyką, a kiedy na Old Trafford przyszedł Bruno Fernandes kompletnie zniknął z radarów. Tak, jakby na rok zaszył się gdzieś w jaskini. Wyszedł tylko raz, w ostatniej kolejce poprzedniej kampanii, kiedy jego gol w doliczonym czasie gry przeciwko Leicester zepsuł kupon pewnemu jegomościowi, który obstawił, że Jesse Lingard nie strzeli żadnej bramki i nie zaliczy żadnej asysty w sezonie Premier League 2019/20. W obecnej kampanii ligowej nie pojawił się na boisku nawet na sekundę, więc nic dziwnego, że kiedy West Ham zgłosił się po Anglika wszyscy zadawali sobie to samo pytanie: po co?

Zmiana otoczenia

Anglik zdecydowanie potrzebował zmiany otoczenia. Na Old Trafford się męczył. Był skreślony przez Solskjaera, kibiców, a i sam nie wierzył chyba we własne możliwości. Za każdym razem, kiedy dostawał szansę w krajowych pucharach wypadał co najwyżej przeciętnie. Niczym się nie wyróżniał. I tak w kółko. Jasnym stało się, że w Manchesterze United już się nie rozwinie. Aby zrobić krok do przodu musiał zmienić klub. Wymazać z pamięci ostatnie kilkanaście miesięcy i rozpocząć nowe rozdanie. Bo to, że umiejętności ma zdążył już pokazać. Może nie na miarę topowych klubów, ale w sam raz na podstawowego zawodnika zespołu, który wejście do Ligi Europy uzna za sukces. Przykładowo właśnie takiego West Hamu.

Okazało się, że dział skautingowy Młotów i David Moyes znów mieli rację. Od poprzedniej zimy ich skuteczność na rynku transferowym jest zadziwiająca. Zerwali z polityką kupowania przepłaconych i przereklamowanych gwiazd, a na London Stadium zaczęli trafiać piłkarze z ambicjami, dobrze wyselekcjonowani i gruntownie przeanalizowani, pasujący profilem do tego, czego oczekuje menadżer. Krótko mówiąc, West Ham zaczął mieć plan na zawodników, których kupuje. A najnowszym tego przykładem jest właśnie Jesse Lingard.

Odrodzenie

Jesse Lingard w Manchesterze United grał głównie na „10-tce”, choć zdarzało mu się również występować jako boczny pomocnik, czy skrzydłowy. Charakteryzując Anglika najbardziej precyzyjnie byłoby powiedzieć, że jest to ktoś pomiędzy tymi pozycjami. Ofensywny pół-skrzydłowy. Zawodnik grający w przedniej formacji z dość duża dozą swobody w poruszaniu się. I patrząc na średnie pozycje Anglika odkąd przyszedł do West Hamu w takiej roli wykorzystuje go właśnie David Moyes. Niekiedy na przedmeczowej grafice jest ofensywnym pomocnikiem, innym razem lewoskrzydłowym, ale zawsze szuka gry w podobnych strefach.

Co jeszcze zmieniło się w porównaniu z Manchesterem United? Styl gry zespołu. West Ham preferuje grę z kontrataku kosztem mozolnego budowania akcji i piłkarza o charakterystyce Lingarda brakowało im w układance. Dotychczas po lewej stronie grał Fornals lub Benrahma, których głównymi zaletami są wyszkolenie techniczne, a brakuje im szybkości w napędzaniu akcji. Lingard za to ma tę umiejętność i często wykorzystuje ją przy szybkich atakach. W przeliczeniu na 90 minut (z uwagi na jeszcze niską liczbę występów Lingarda nie jest to najdokładniejsza statystyka, ale korzystamy z tego, co mamy) nikt z zespołu nie notuje więcej podań w tercję ataku, a tylko Arthur Masuaku częściej zdobywa teren prowadzeniem piłki.

Powrót do kadry?

Od ostatniego powołania do reprezentacji narodowej dla Lingarda minęło już ponad półtora roku. Biorąc pod uwagę mnogość opcji ofensywnych, czy to na skrzydle, czy na „10-tce” (Grealish, Mount, Maddison, Sancho, Rashford, Sterling, Barnes) ciężko będzie pomocnikowi West Hamu wrócić do łask Garetha Southagate’a. Mimo to jeśli nadal z taką regularnością będzie dawał liczby nie jest to scenariusz nierealny. Jakby jednak na to nie patrzeć, będzie to zadanie bardzo trudne. Jesse Lingard na razie zaliczył 2 asysty z 3 wykreowanych szans, a ostatnia sztuka z Manchesterem City była efektem niecelnego strzału Anglika. Podobnie jest ze zdobywanymi bramkami. xG równe 1,36 sugeruje, że Lingard jest do bólu skuteczny, ale analizując zdobyte gole Anglika łatwo zauważyć, że dwa pierwsze trafienia były błędem bramkarza rywali, Emiliano Martineza.

Jesse Lingard nie mógł wymarzyć sobie lepszego początku na London Stadium. Nie potrzebował czasu na wkomponowanie się do składu, David Moyes mu ufa, a on ciągnie ofensywę zespołu i robi kapitalne liczby. Czy tak będzie już zawsze? O to pierwsze bym się nie martwił. Przy tym drugim – postawiłbym duży znak zapytania. W końcu nieprzypadkowo Lingard ubiegły sezon Premier League kończył z jednym punktem w klasyfikacji kanadyjskiej. Jednakże, aby się odbudować i znów grać w europejskich pucharach wystarczy mu to pierwsze. Przy dobrej grze gole i asysty same przyjdą. I nie musi ich dostarczać aż tak regularnie, jak teraz.

Obserwuj autora na Twitterze i Facebooku

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,609FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ