VfL Wolfsburg miał apetyt walczyć o europejskie puchary, jednak z 11 ostatnich spotkań Bundesligi wygrał ledwie 2. Słaba forma w ostatnich tygodniach sprawiła, że cel mocno się oddalił, jednak sytuacja nie jest beznadziejna. Różnice punktowe są stosunkowo niewielkie, więc każda wygrana może okazać się bezcenna. Zadanie na 29. kolejkę Bundesligi było oczywiste — dopisać 3 punkty w meczu przeciwko VfL Bochum i przybliżyć się do Bayeru Leverkusen czy Freiburga.
Mecz rozpoczął się idealnie dla „Wilków”
Już w 10. minucie prowadzenie Wolfsburgowi dał Matthias Svanberg, który wykorzystał wrzutkę Patricka Wimmera. Trafienie podręcznikowe — akcja na boku i dokładne dogranie na głowę pomocnika VfL. Możemy jednak zastanawiać się, co w tej sytuacji robili defensorzy Bochum, którzy byli niezbyt zainteresowani przerywaniem ataku rywali. Dodajmy, że inicjatorem akcji był Jakub Kamiński. 10 minut później Wolfsburg popisał się szybką, efektowną kontrą, którą wykończył były zawodnik Lecha Poznań. Polak bez większego problemu podciął futbolówkę nad Manuelem Riemannem, zachowując się jak rasowy snajper.
Festiwal strzelecki trwał, a przed przerwą swoją bramkę zdobył także Patrick Wimmer, który zdecydował się na bardzo słaby strzał mniej więcej z dziewiątego metra. Mimo że uderzenie było niepozorne, rykoszet zmylił golkipera, a na tablicy świetlnej pojawił się wynik 0:3. Istny pogrom. Wolfsburg wyprowadzał zabójcze ciosy, a defensywa Bochum boleśnie je przyjmowała.
W drugiej połowie dominowało Bochum
Gospodarze przez drugie 45 minut oddali aż 20 spotkań, ale… strzelili tylko jednego gola, tracąc aż dwa. Kolejne trafienie dorzucił Svanberg, któremu wydatnie pomógł golkiper gospodarzy. Manuel Riemann interweniował tak kuriozalnie, że po obronie strzału odbił futbolówkę, a ta sama wpadła do bramki. Bochum odpowiedział trafieniem po rzucie rożnym autorstwa Moritza Broschinskiego, ale ostatnie słowo i tak należało do Wolfsburga. W 77. minucie uderzenie w poprzeczkę z rzutu karnego Jonasa Winda dobił głową Gian Waldschmidt.