Jak wyjść z kryzysu nie robiąc nic? Na lekcję zaprasza Inter

15 kwietnia Inter przegrał na własnym stadionie z Monzą 0:1. Po 30. kolejce Serie A zajmował 6. miejsce w tabeli ze stratą 5 „oczek” do miejsca gwarantującego grę w Lidze Mistrzów (doliczając wtedy jeszcze odjęte punkty Juventusowi). W ostatnich 5 meczach zdobył tylko 1 punkt. Pytanie było już nie „czy”, a „kiedy” Simone Inzaghi straci pracę. Miesiąc później Inter jest w finale Ligi Mistrzów oraz Coppa Italia, a w lidze ma 5 punktów przewagi nad piątym miejscem. Nerazzurri spektakularnie się odrodzili, choć nie wydarzyło się nic, co mogło być tego przyczyną.

REKLAMA

Inter wyszedł z kryzysu nie robiąc nic

Kiedy dany zespół wpada w spiralę gorszych wyników lub z niej wychodzi zawsze szukamy przyczyn takiego stanu rzeczy. A to przyjdzie nowy trener i tchnie w zespół nowego ducha, a to ważny piłkarz wróci po kontuzji i wypełni lukę, która stworzyła się pod jego nieobecność (lub odwrotnie – dozna urazu i nikt nie będzie w stanie go zastąpić). Dla każdego przypadku szukamy ciągu przyczynowo-skutkowego. To logiczne. Nawet jeśli nowy trener nie zmienił aż tyle, ile nam się wydaje, że zmienił, a kontuzjowany piłkarz nie jest dla drużyny aż tak ważny to łatwiej oprzeć o to narrację.

W odrodzeniu Interu na próżno szukać jednak takich historii. Przy ławce trenerskiej zespołem ciągle dyryguje Inzaghi, który korzysta z tych samych zawodników i z tego samego ustawienia, za przywiązanie do którego był krytykowany. Z jedenastki, która rozpoczynała oba mecze z Milanem Calhanohlu opuścił dwa mecze Serie A, a Dimarco jeden w trakcie serii 5 ligowych spotkań bez zwycięstwa. Takiej sytuacji jednak daleko do kłopotów kadrowych, którymi moglibyśmy tłumaczyć gorszą formę zespołu. Oczywiście, ze względu na natłok spotkań trener sporo rotował pomiędzy meczami, ale nadal to robi, a w lidze nagle wygrali 5 meczów z rzędu dzięki szerokiej i wyrównanej kadrze. Simone Inzaghi nie dokonał więc żadnych korekt w zespole, korzysta z tych samych piłkarzy, a Inter jak za pstryknięciem palców – biorąc pod uwagę wyniki – z brzydkiego kaczątka przemienił się w pięknego łabędzia. Inzaghi teoretycznie nie zrobił nic, aby wyjść z kryzysu, ale jednak z niego wyszedł. Jak to możliwe?

Warto zaufać matematyce

W takich sytuacjach warto spojrzeć co mówi matematyka, a konkretnie odwołać się do modelu goli oczekiwanych (xG). Jedni uważają tą statystykę za bezużyteczną, inni traktują jak wyrocznię, jednak fakty są takie, że w kilka lat model xG przeszedł drogę od ciekawostki używanej przez analityków do piłkarskiego mainstreamu. Na jego bazie pracę trenera oceniają przykładowo w Brentford, które jak na możliwości finansowe, którymi dysponuje osiąga wyniki mocno ponad stan, więc warto tą statystykę kontrolować. Kiedy popatrzymy sobie na wspomnianą serię 5 meczów, w czasie której Inter zdobył tylko punkt to nie trudno zauważyć, że coś w tych wynikach było nie halo. Przyjrzyjmy się bliżej (w nawiasie obok rzeczywistych goli współczynnik xG, model na podstawie strony Understat):

  • Spezia (0,98) 2-1 (3,47) Inter
  • Inter (1,07) 0-1 (0,46) Juventus
  • Inter (3,14) 0-1 (1,32) Fiorentina
  • Salernitana (0,86) 1-1 (2,98) Inter
  • Monza (0,88) 1-0 (1,98) Inter

Wniosek z powyższych statystyk nasuwa się sam – Inter był absurdalnie nieskuteczny. Według modelu xG nerazzurri w tych 5 meczach stworzyli sobie okazje, z których przeciętny zespół trafiłby do siatki 12-13 razy, a zespół Simone Inzaghiego trafił tylko raz. W futbolu często zdarzają się odchylenia od normy, ale to Interu było nadzwyczajne. W tym okresie żaden zespół w Serie A nie miał lepszego xG, co przekładało się też na współczynnik punktów oczekiwanych. Według modelu wicemistrz Włoch powinien zdobyć 12 punktów, a zdobył tylko jeden. Oczywiście, zdarza się, że zespoły przez cały sezon strzelają mniej niż „powinny”, ale we wcześniejszej fazie sezonu Inter dopasował się do współczynnika xG niemal idealnie – z 45,44 xG zdobył 46 goli. Co więcej, w momencie gdy Inter oddalał się od TOP 4 model xPTS (oczekiwanych punktów) wskazywał, że ekipa Inzaghiego jest drugą siłą ligi i bliżej im do Napoli niż do reszty stawki walczącej o Ligę Mistrzów.

Pochwała cierpliwości

Wielu prezesów w takiej sytuacji nie wytrzymałoby ciśnienia i chcąc ratować pierwszą czwórkę i kwalifikację do Ligi Mistrzów zdecydowałoby się zwolnić Inzaghiego. Być może działaczom Interu także przechodziły przez głowę takie myśli. Być może obecny trener był już skreślony, ale osoby decyzyjne nie mogły znaleźć satysfakcjonującego ich następcy, który byłby w stanie przejąć zespół od razu. Albo czekali na koniec sezonu, ponieważ kandydat nr 1 (Thiago Motta?) byłby dostępny dopiero latem. Tak czy inaczej, z różnych przyczyn, których prawodpodobnie już nigdy nie pozamy Inzaghi został na stanowisku, trend się odwrócił i Inter wrócił na zwycięską ścieżkę w kluczowym momencie.

Wyobraźmy sobie, że na chwilę przenosimy się do alternatywnej rzeczywistości, w której nerazzurri zwalniają Simone Inzaghiego za wyniki, które notował od marca do połowy kwietnia. Jego następca nie dokonuje rewolucji, a bazuje na tym, co wypracował poprzednik, więc notuje takie same wyniki. Wygrywa 5 meczów z rzędu w Serie A, przechodzi Juventus w półfinale Pucharu Włoch i Milan w półfinale Ligi Mistrzów. Jest o jeden krok od zakwalifikowania się do LM przez ligę, zdobycia Coppa Italia oraz triumfu w najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywkach. Chyba wszyscy zgodzimy się, że w takim przypadku – a nawet także gdyby miał trochę gorsze wyniki – ów szkoleniowiec byłby wynoszony pod niebiosa, a Simone Inzaghi równany z błotem za brak wykorzystywania potencjału drużyny.

Inter – przypadkiem bądź nie – zostawiając trenera na stanowisku dał całemu piłkarskiemu światu lekcję, iż w niektórych sytuacjach, aby zażegnać kryzys nie trzeba zwalniać trenera, skreślać poszczególnych piłkarzy i wywracać wszystkiego do góry nogami. Czasem wystarczy poczekać aż pech opuści zespół. W teorii banalne, w praktyce – bardzo trudne. Inter wyszedł z kryzysu w najprostszy, ale zarazem najcięższy sposób.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,594FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ