W kolejnej części naszego cyklu niespełnionych talentów opiszę zawodników według pewnego specyficznego klucza. Nie łączy ich bowiem wspólny klub, narodowość czy nawet pozycja na boisku. Każdy z nich został jednak uznany za czołowego prospekta w skali światowej. Przez kogo? Ano przez twórców popularnej gry Football Manager. Od 2005 roku FM analizuje i przewiduje którzy piłkarze mają szansę zrobić największe kariery. Wielu menedżerów otwarcie przyznaje się że korzysta z tej gry żeby czerpać informacje na temat potencjału mniej popularnych zawodników. Czyje talenty roku 2005 wydawały się pewniakami w drodze po sukcesy, ale nigdy się nie spełniły?
Freddy Adu, 33 lata (m.in. D.C. United, Benfica i Monaco)
Wpisując w każdą wyszukiwarkę internetową hasło „niespełniony talent”, z pewnością traficie na zdjęcia cudownego dziecka Amerykańskiego soccera. O Adu powstały dziesiątki artykułów, ale miłośnicu futbolu wciąż nie potrafią pojąć dlaczego okazał się aż tak wielkim niewypałem. W seniorskim futbolu debiutował mając ledwie 13 lat, niedługo później trafił na okładki gazet sportowych na całym świecie.
Trenował z najlepszymi szkoleniowcami, reklamował najdroższe produkty, randkował z gwiazdami amerykańskiego popu. Miał być Michaelem Jordanem soccera. Zabrakło jedynie wyników na boisku. Jeśli rzeczywiście nie oszukano nas w kwestii jego wieku (do dzisiaj jedną z najpopularniejszych teorii jest ta, że Adu był dużo starszy niż wskazywały jego dokumenty), to wypada uznać że Amerykanin po prostu nie był tak dobry jak wskazywały początkowe oceny. A może sam za wcześnie uwierzył w swój hype? Z największego talentu na świecie w kilka lat stał się obieżyświatem którego przegoniono nawet w Nowym Sączu. Upadek w wersji XXL.
Valeri Bojinov, 36 lat (Fiorentina, Juventus, Man. City)
Patrząc na same nazwy klubów w którym zaczynał karierę, można zrozumieć jak wielkie były oczekiwania wobec jego talentu. W czasach młodości uważano że jest zdecydowanie bardziej uzdolniony od takiego Dymitara Berbatova, niestety rzeczywistość okazała się bezwzględna. Co prawda grając w piłkę uzbierał koło 100 bramek, ale w żadnym miejscu nie potrafił zostać na dłużej. Osiemnaście różnych klubów, od Serbii, przez Włochy, aż na drugiej lidze chińskiej skończywszy. Paradoksalnie, najlepsze jego sezony to ten gdy miał 18 lat w barwach Lecce i ten z roku 2016, gdy zdobył 16 trafień dla Partizana Belgrad. Reszta była nieustannym chaosem, w którym zmieniał zespoły jak rękawiczki i w większości miejsc zawodził. Zmarnował szansę w Turynie, gdzie trafił do Juve które wówczas walczyło o powrót do Serie A. Wierzono że może być ważną postacią tamtego projektu. Niestety, przez całą karierę pozostał chimeryczny i nie potrafił ustabilizować formy, ograniczając się do pojedynczych błysków.
Co ciekawe, Valeri do dziś zawodowo gra w piłkę. W lutym po półrocznym bezrobociu związał się z ekipą Septemvri Sofia, z którą wygrał rozgrywki drugiej ligi bułgarskiej.
Johan Vonlanthen, 36 lat (PSV, Brescia, Salzburg)
Były reprezentant Szwajcarii (pochodzący z Kolumbii) w 2004 roku został najmłodszym strzelcem w dziejach Mistrzostw Europy. Właściwie to tyle pozytywnego co można powiedzieć o jego karierze.
Wydawało się że chłopak ma nosa do zdobywania bramek i ze swoim stylem gry błyskawicznie zrobi wielką karierę. Niestety, kolejne kontuzje skutecznie zatrzymały jego rozwój. Ciężko zaistnieć w świecie futbolu, skoro notorycznie wypada się na rok z treningów. Johan próbował jeszcze ratować swoją karierę w rodzimej lidze, ale do końca miał problemy ze zdrowiem i nie dane mu nigdy było udowodnić swojego talentu. Ogromna szkoda, efektownie zaczął i błyskawicznie skończył. Od 2018 roku na piłkarskiej emeryturze.
Andre Bahia, 38 lat (Flamengo, Feyeenord, Botafogo)
W 2005 roku wróżono że wkrótce stanie się czołowym obrońcą reprezentacji Brazylii. Karierę zakończył jednak bez ani jednego spotkania dla Canarinhos. Ostatnie chwile swojej przygody z futbolem spędza kopiąc w lidze japońskiej, wcześniej przez 7 sezonów regularnie występował w Holandii. W jego wypadku można śmiało stwierdzić że oczekiwania były zbyt duże w skali umiejętności. Swoje w życiu rozegrał, ale nie na takim poziomie jak wszyscy się spodziewali. Być może zbytnio zasiedział się w Holandii, a być może to był odpowiedni poziom dla jego możliwości. Co by nie mówić, miał być gwiazdą, został jednym z tysięcy.
Steven Taylor, 36 lat (Newcastle, Ipswich, Timbers)
Miał być gwiazdą reprezentacji Anglii, a mając 32 lata odcinał już kupony w ligach indyjskiej i australijskiej. Taylor był uważany za wielki talent za czasów gry w Newcastle. W 2007 roku powołano go nawet do kadry, ale pewnego poziomu nigdy nie przeskoczył. Na pochwałę zasługuje aż 10 lat w jednym klubie, chociaż zdaniem wielu brak postępów do w dużym stopniu właśnie kwestia „zasiedzenia się” w ekipie Srok. Również w tym przypadku wiele napsuły powracające urazy. Taylor grając w angielskich młodzieżówkach należał do czołówki, ale już jako senior przestał robić szybkie postępy.
Fernando Cavenaghi, 38 lat (Spartak, Bordeaux, Villarreal)
Argentyńscy dziennikarze od samego początku porównywali go do Gabriela Batistuty, ale niestety Fernando daleko było do wyczynów „Batigola”, chociaż nie raz miał „momenty”. Cavenaghi był typem napastnika który może grać przeciętny mecz, a za chwilę zaliczy hat-tricka. Najlepszy okres w jego karierze to pobyt we Francji, gdzie przez dwa sezony należał do czołówki strzelców. Niestety, od tamtej pory nie wiodło mu się najlepiej, dochodziło zresztą do tego że jako środkowy napastnik kończył sezon z 2-3 trafieniami. Po nieudanej próbie podboju La Ligi, w końcu zdecydował się na powrót do Ameryki Południowej. Tam wiodło mu się nad wyraz dobrze, o czym świadczy świetny sezon dla Clubu River Plate. Końcówkę kariery spędził jednak w… lidze cypryjskiej. Sam chciał sobie coś udowodnić i po powrocie na europejskie boiska rozstrzelał się jak nigdy wcześniej, zdobywając koronę króla strzelców na Cyprze. Powiedzmy sobie szczerze, mimo wszystko w 2005 stawiał sobie zdecydowanie wyższe cele.