21. kolejka Premier League została rozdzielona na dwa weekendy. W poprzednim tygodniu mogliście przeczytać podsumowanie pierwszej części kolejki, natomiast w tym tygodniu przygotowaliśmy wnioski z tego weekendu. Tym razem bierzemy pod lupę: stałe fragmenty gry Arsenalu, powrót Ivana Toneya, nadzieje Sheffield na utrzymanie, duet stoperów Liverpoolu oraz bardziej asekuracyjne Brighton.
Stałe fragmenty gry to potężna broń Arsenalu
Liczba goli strzelanych z gry przez Arsenal to temat, nad którym często się dyskutuje. Kanonierzy nie są już tak efektywni jak w poprzednim sezonie i zaczęli bardziej bazować na stałych fragmentach gry. To broń, która jest w stanie odmienić przebieg każdego spotkania, co dobrze widzieliśmy na przykładzie sobotniego starcia z Crystal Palace (5:0). Arsenal szybko objął prowadzenie po golu Gabriela z rzutu rożnego, a przed przerwą Brazylijczyk w ten sam sposób trafił po raz drugi. To sprawiło, że rywale się otworzyli, więc zespół Mikela Artety po przejęciu piłki miał rzadką dla nich okazję wykorzystać wolną przestrzeń. W taki sposób dołożył trzy gole i odbudowal morale po wcześniejszych trzech porażkach.
Kanonierzy w tym sezonie Premier League zdobyli 13 goli ze stałych fragmentów gry, co jest najlepszym wynikiem w całej lidze (drugi w tej klasyfikacji Everton ma 11). Trener, który zajmuje się tym elementem, czyli Nicolas Jover opracował skuteczny sposób, ale przede wszystkim Arsenal ma bardzo dużo okazji do dośrodkowań ze stojącej piłki. 164 rzuty rożne to najwyższy wynik spośród wszystkich zespołów Premier League, o 23 wyższy od drugiego Manchesteru City. Sposób gry Arsenalu nastawiony na dominację i zamykanie przeciwnika w ich polu karnym siłą rzeczy prowadzi do wielu rzutów rożnych, więc nic dziwnego, że sztab szkoleniowy skupił się na tym, aby dopracować je do perfekcji.
Ivan Toney nie zatracił umiejętności w trakcie zawieszenia
Przed tygodniem mogliśmy zachwycać się powrotem do gry Kevina De Bruyne, który po wejściu z ławki z Newcastle strzelił bramkę i zaliczył asystę, natomiast w miniony weekend po długiej przerwie przypomniał o sobie Ivan Toney. Anglik zakończył 8-miesięczny okres zawieszenia nałożony na niego z powodu naruszenia zasad dotyczących udziału w zakładach bukmacherskich. 27-latek w meczu z Nottingham Forest (3:2) był dla zespołu tak samo ważny, jak w poprzednich sezonach.
Toney strzelił bramkę z rzutu wolnego i wcielił się w rolę głównego kreatora zespołu. Wprawdzie nie zaliczył asysty, ale przy trzecim golu to on przytomnie rozrzucił grę na prawą stronę cofając się głębiej. Wiele razy szukał sobie miejsca między liniami lub w bocznych sektorach boiska i zagrywal za linię obrony, a głównym beneficjentem takich podań był Keane Lewis-Potter, który jednak w polu karnym był nieefektywny. O klasie Ivana Toneya przekonali się także obrońcy Nottingham Forest. Najlepszy strzelec Brentford z poprzedniego sezonu jest bardzo nieprzyjemny w grze w kontakcie i w pojedynkach w powietrzu. Thomas Frank zyskał kluczowego gracza do swojego systemu gry. Choć możliwe, że latem straci go bezpowrotnie, tak w tym sezonie Brentford nie ma o co się już martwić. Najtrudniejszy okres właśnie dobiegł końca.
Sheffield nie jest już pośmiewiskiem w Premier League
Początek sezonu Sheffield był katastrofalny. Co jakiś czas w mediach publikowano statystyki, że na tym etapie rozgrywek nie było/było niewiele drużyn, które wypadały gorzej w statystyce bilansu bramek, goli strzelonych lub straconych. Zwolnienie Paula Heckingbottoma było więc racjonalną decyzją, natomiast z powodu słabej jakości kadry nikt nie wierzył w utrzymanie. Po przejęciu zespołu przez Chrisa Wildera nic się w tej materii nie zmieniło, natomiast Sheffield bez wątpienia poprawiło swoją grę. Przestało już być pośmiewiskiem w Premier League.
W 7 meczach pod wodzą nowego szkoleniowca The Blades zdobyli 5 punktów. Zasłużenie przegrali z Liverpoolem, Manchesterem City i Chelsea, ale już przegrana z Luton była pechowa. Punkt udało się wyrwać z Aston Villą oraz West Hamem, a jedyne zwycięstwo odnieśli z Brentford. W niedzielnym spotkaniu z Młotami Sheffield pokazało, że przy dobrych okolicznościach (czyli absencje podstawowych zawodników u rywali – Kudusa, Paquety, Aguerda i Alvareza) są w stanie nawiązać równorzędną walkę. To Sheffield było zespołem, który częściej przejmował inicjatywę, oddał więcej strzałów i jeśli ktoś miał w tym meczu optyczną przewagę to raczej oni. Jeszcze kilka miesięcy temu coś takiego było nie do pomyślenia.
Konate – van Dijk to jeden z dwóch najlepszych duetów stoperów w Premier League
Gdyby przeprowadzić ankietę wśród fanów Premier League odnośnie do najlepszej pary środkowych obrońców w tym sezonie to zakładamy, że dwa duety zdominowałyby konkurencję – Salbia & Gabriel oraz van Dijk & Konate. W Liverpoolu na początku sezonu partner Virgila van Dijka często się zmieniał, ale od grudnia u boku Holendra gra, z małymi wyjątkami, Ibrahima Konate. Efekt jest fantastyczny. W 6 meczach zachowali 3 czyste konta, stracili 4 gole i trafili do siatki aż 13 razy. Ofensywna statystyka jest tu również ważna, ponieważ Konate i van Dijk nie tylko bardzo dobrze rozgrywają piłkę (zwłaszcza Francuz poprawił się w tym elemencie w tym sezonie), ale także dają Liverpoolowi możliwość bardziej ofensywnej i ryzykownej gry. Jurgen Klopp wie, że mając takie bestie z tyłu śmiało może angażować w atak większą liczbę graczy.
Ibrahima Konate i Virgil van Dijk wzajemnie bardzo dobrze się uzupełniają. Francuz jest obrońcą bardziej agresywnym, który lubi wychodzić ze strefy i bardzo dobrze asekuruje boczne sektory dzięki swojej szybkości. Virgil van Dijk jest ostatnią instancją przed bramkarzem. Wprawdzie nie brakuje mu motoryki, ale bazuje przede wszystkim na świetnym ustawieniu i czytaniu gry. Jest zawsze w tym miejscu, aby ugasić potencjalnie najbardziej niebezpieczny pożar. Duet środkowych obrońców to kolejny argument na korzyść Liverpoolu w walce o mistrzostwo kraju.
Brak skrzydłowych zmusił De Zerbiego do bardziej asekuracyjnej gry
W pierwszej połowie sezonu Brighton w każdym z 19 meczów tracili bramkę. Do siatki nie trafili tylko raz – z Arsenalem. Postawienie pieniędzy na „obie drużyny strzelą gola” było „pewniakiem”. Rundę rewanżową Mewy zaczęły natomiast od… dwóch bezbramkowych remisów. Mecze Brighton zawsze były ekscytujące, jednak ani z West Hamem, ani z Wolves ich gra nie porwała. Można odnieść wrażenie, że to celowy zabieg Roberto De Zerbiego, który przeszedł na bardziej asekuracyjną grę. O ile z West Hamem na początku 2024 roku takie podejście przyniosło efekty, ponieważ Brighton dominował i zasłużył na 3 punkty, tak przeciwko Wolverhampton tworzenie klarownych sytuacji przychodzilo im z trudem.
Możemy domniemywać, że większy nacisk na zabezpieczenie defensywy przez Roberto De Zerbiego spowodowany jest kontuzją wszystkich skrzydłowych, których Brighton ma w kadrze – Mitomy, Marcha, Adingry i Ansu Fatiego. Tottenham udało im się jeszcze zaskoczyć strzelając 4 gole, ale w kolejnych meczach trener mając świadomość, że brakuje mu zawodników potrafiących zrobić indywidualną przewagę chciał przede wszystkim zabezpieczyć się przed kontratakami. W rozegraniu cofnął głębiej Estupinana i z ustawienia z dwójką stoperów przeszedł na trójkę. Gracze zapewniający szerokość boiska (zwykle Milner i Hinshelwood) praktycznie nie wchodzili w pojedynki, a mieli za zadanie utrzymać piłkę. Czymś w rodzaju „dzikiej karty” było przesunięcie na lewe skrzydło Joao Pedro, który lepiej gra 1v1, ale choć gra się ożywiła, nie przyniosło to efektów w postaci bramek.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej