W 2020 roku, gdy Iga Świątek wygrywała French Open, miała średnią 74% wygranych spotkań. Rok później ta średnia spadła do 71%, a w obecnym sięga 89%. Polka sięgnęła w ostatnich miesiącach po 6 tytułów. Przegrała ledwie 7 spotkań, pewnie pnąc się na pozycję liderki światowych rankingów. Mimo to, przed ćwierćfinałem US Open nie brakuje głosów zwątpienia, a bukmacherzy wcale nie widzą w Polce zdecydowanej faworytki do wygrania turnieju.
Kibice przyzwyczaili się do sukcesów
37 kolejnych wygranych spotkań to rekord, którego skali część z nas nadal nie docenia. W XXI wieku obserwowaliśmy wiele znakomitych tenisistek, ale takiej dominacji – świat tego sportu po prostu nie pamięta. Iga mając 21 lat ustanowiła rekord będący poza zasięgiem wielu fantastycznych zawodniczek. Komplementy względem Świątek pojawiały się z wszystkich stron, a część kibiców najzwyczajniej w świecie uwierzyła w niepokonaną siłę Polki. Gdy przydarzyły się cztery porażki – z Cornet, Garcią, Haddad Maią oraz Keys, euforia znacząco opadła.
Sama Świątek nie jest już taką dominatorką. Pamiętacie tegoroczne French Open? 2 gemy stracone z Curenko, 2 z Riske, 5 z Pegulą, 3 z Kasatkiną i 4 z Gauff. Nie, to nie były tylko zwycięstwa. Iga Świątek deklasowała topowe przeciwniczki. Reszta świata była dwa – trzy poziomy niżej. Polka dawała swoje show, a konkurentki nie miały nic do powiedzenia. Dziś sytuacja jest już inna.
Jest mniej efektownie, co nie znaczy, że źle
Iga po porażce w Cincinnati miała dokładnie 12 dni przerwy w grze. Wróciła na US Open, gdzie odprawiła kolejno Paolini, Stephens, Davis oraz Niemeier. Starcie z tą drugą była antyreklamą tenisa, głównie ze względu na bardzo słabą postawę Amerykanki. Pojednek z Davis również nie zachwycił. Rywalizacja z Niemeier była zażarta i wydawało się, ba! To było niemalże pewne, że Iga musi przegrać. Wytrzymała jednak ciśnienie, a gdy Niemka odpadła z sił, rozgromiła ją w decydującym secie 6:0.
Świątek ma niższą skuteczność przy serwisie, a także popełnia zdecydowanie więcej błędów niewymuszonych. W starciach z kolejnymi rywalkami tak wyglądała ta statystyka:
- Paolini – 18 niewymuszonych błędów
- Stephens – 17 niewymuszonych błędów
- Davis – 38 niewymuszonych błędów
- Niemeier – 31 niewymuszonych błędów
Dochodzimy jednak do swoistego paradoksu, bowiem nie porównujemy Igi do jej rywalek, ale do samej Świątek będącej w szczycie formy. Nawiązanie do dyspozycji z wiosny będzie bardzo trudne. Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze Polka będzie tak dominowała. Kręcenie nosem na wygrane starcia jest… dziwne. Jasne, możemy narzekać, że „Iga z wiosny” rozgromiłaby taką Niemeier, a obecna musiała toczyć trzysetową wojnę. Tylko, czy ktokolwiek jest w stanie utrzymać topową dyspozycję przez cały rok? To nierealne. Spójrzcie na turniej mężczyzn. Stefanos Tsitsipas? Odpadł w pierwszej rundzie. Rafa Nadal i Danil Medvedev? Pożegnali się w trakcie czwartej rundy. U kobiet Anett Kontaveit, Maria Sakkari oraz Paula Badosa nie były w stanie przebrnąć przez drugą rundę!
Iga Świątek wciąż jest na topie
Wygrana nad Niemeier dała sygnał, że Polka chce walczyć. Dziś w nocy zmierzy się z Jessicą Pegulą, a na horyzoncie może pojawić się pojedynek z Caroline Garcią, która wysuwa się na pozycję faworytki bukmacherów do wygrania całej turnieju. To dobrze. Idze dobrze zrobi nawet niewielkie zdjęcie presji. Dziś powinniśmy cieszyć się z każdego małego sukcesu. Ćwierćfinał już jest bardzo dobrym wynikiem. Świątek jest w innej sytuacji niż kilka miesięcy temu. Wówczas wygrywała mecz za meczem, a fani nie pytali „czy?” a „jak wysoko?” pokona rywalki. Iga szybowała w chmurach, ale wróciła na ziemię. Polka nadal jest liderką światowego rankingu, ale nie jest maszyną.
Przegra z Pegulą czy Garcią? Świat się nie skończy, tak samo jak nie skończył dla rywalek, gdy były deklasowane przez Świątek. Nie ma sensu bać się porażek. Zamiast tego, lepiej po prostu cieszyć się z pięknym sportowych emocji, które dostarcza nam Iga. Tylko tyle i aż tyle.