Kylian Mbappe rozegrał swój ostatni mecz w barwach PSG na Parc des Princes. Paryski klub postanowił wycofać się z planowanej celebracji pożegnania przyszłego (prawdopodobnie) piłkarza Realu Madryt. Inaczej zachowali się sympatycy Les Parisiens, którzy przygotowali okolicznościowe tifo. Co ciekawe, uczucia kibiców były podzielone i gdy część oklaskiwała dziecko przedmieść Paryża, które stało się legendą PSG, inni wygwizdywali nazwisko Mbappe przy wyczytywaniu składów.
Zaczęło się dobrze, potem było coraz gorzej
25-latek świetnie wszedł w meczu i już po 8. minutach gry otworzył wynik spotkania. Francuz wykorzystał kuriozalne gapiostwo obrońców rywali i długie wybicie Arnau Tenasa, który zagrał dzisiaj w bramce PSG. Arbiter musiał co prawda chwilę weryfikować czy w tej sytuacji nie mieliśmy pozycji spalonej, jednak ostatecznie uznał gola. Gospodarze dobrze zaczęli, jednak trafienie Mbappe było ich jedynym celnym strzałem w pierwszej połowie. Tuluza stopniowo zyskiwała przewagę, a już w 13. minucie do wyrównania doprowadził Thijs Dallinga. Zimna krew 23-letniego Holendra w połączeniu z bierną postawę defensywy PSG musiała skończyć się golem.
Po przerwie goście nadal szukali swoich szans. W 68. minucie Yann Gboho technicznym uderzeniem zza linii pola karnego dał prowadzenie swojej drużynie. Gospodarze ruszyli do odrabiania strat? Nic z tego. Na domiar złego, w doliczonym czasie gry paryżan dobił jeszcze Frank Magri. Trochę wstyd…
Oczywiście, paryski zespół ma już zagwarantowane mistrzostwo Francji, a Kylian Mbappe jest niezagrożony w walce o koronę króla strzelców. Jednocześnie, to była znakomita okazja, by dobrze zakończyć sezon i godnie pożegnać się z własnymi kibicami. Podopieczni Luisa Enrique po dwóch porażkach z Borussią Dortmund, zaliczyli kolejną przegraną — tym razem na własnym podwórku ligowym. Mogło być pyszne pożegnanie Mbappe, wyszła niestrawna klęska, której tak klasowa drużyna powinna po prostu uniknąć.