GKS Tychy prezentuje: jak punkty zarobić i się nie narobić

Sposób na trening survivalu w Polsce? Najbardziej ekstremalnym jest próba technicznej gry na Stadionie Miejskim w Tychach. Pola karne ze śladową ilością trawy, wszechobecne nierówności i pył unoszący się z murawy po uszkodzeniu jej korkami to niektóre z atrakcji, które ten obiekt oferuje reprezentantom klubów Fortuna 1 Ligi. Dziś na obiekt lokalnego GKS-u przyjechała Odra, która mimo zaawansowanej taktycznie gry lagą zajmowała przed meczem zaskakująco wysokie szóste miejsce w tabeli.

REKLAMA

Odra gra „na wysokim poziomie”

Problem w tym, że „wysoki poziom” Odry należy interpretować trochę inaczej, niż w przypadku najlepszych drużyn na świecie. W przypadku opolskich „maestro futbolu” chodzi raczej o hurtowe zagrywanie piłki kilka lub kilkanaście metrów nad ziemią na dalekie odległości. Zdradzimy, że zdecydowana większość z nich dziwnym trafem nie znajdowała żadnego z graczy drużyny gości.

Z drugiej jednak strony trudno dziwić się Odrze, że nie rezygnowała ze swojego prostego (żeby nie powiedzieć prymitywnego) stylu gry. Bo boisko w Tychach naprawdę nie nadawało się do normalnej rywalizacji. Równie dobrze moglibyśmy oglądać mecz z wykorzystaniem piłki do rugby. Poziom nieprzewidywalności byłby bardzo podobny.

GKS jest przyzwyczajony do gry na błocie

Klub z województwa śląskiego postanowił wykorzystać słabą grę Odry i od początku meczu wyraźnie napierał. Przez pierwsze pół godziny rezultaty były bardzo marne, ale wtedy wreszcie starania gospodarzy zostały wynagrodzone. W 32. minucie po dobrym strzale głową Daniela Rumina do pustej bramki piłkę dobijał Marko Dijakovic. Minutę później to Rumin zwieńczył dobre zejście z piłką do środka boiska strzałem podwyższającym prowadzenie na 2:0.

Źródło: Polsat Sport (@polsatsport) / X (twitter.com)

Odra w 2. połowie? Nic poza… czerwoną kartką?

O ile Odra nie mogła podobać się w pierwszej odsłonie meczu, tak w drugiej była już pozbawiona wszelkich argumentów piłkarskich. Ani razu nie zagroziła bramce strzeżonej przez Macieja Kikolskiego. Mogła nawet kończyć grę w dziesiątkę, ale po interwencji zespołu VAR ostatecznie czerwona kartka dla Adriana Purzyckiego została zastąpiona napomnieniem. Piłkarz gości mógł mówić o odrobinie szczęścia, bo jego groźny wślizg był długo analizowany przez sędziego, a ze względu na atak wyprostowaną nogą mógł zakończyć się wykluczeniem.

Antyreklama piłki nożnej

Trudno mówić o większych emocjach podczas tego spotkania w ramach Fortuna 1 Ligi. Spotkania, które mogło być traktowane jako zapowiadające się bardzo ciekawie. W końcu grały ze sobą 2. i 6. ekipa zaplecza Ekstraklasy. Oznacza to, że gdyby w tym momencie miał zakończyć się sezon, GKS awansowałby do elity bezpośrednio, a Odra miałaby na to szansę dzięki walce w barażach. Strach pomyśleć, jak te drużyny wypadłyby w starciach z lepszymi rywalami co tydzień, w ramach ligowej rutyny. Nie chodzi tylko o tragiczny stan murawy w Tychach, który przy odrobinie chęci i trochę większych wydatkach dałoby się poprawić, ale przede wszystkim o ofensywną niemoc obu drużyn. Przez cały mecz oddały one zaledwie 5 strzałów celnych i, delikatnie mówiąc, nie zachwycały polotem. Co ciekawe, w tym samym czasie zdołały aż 40 razy popełnić przewinienia. Nie ma co, prawdziwy pokaz piłkarskiej wirtuozerii.

GKS Tychy 2:0 Odra Opole (Marko Dijakovic 32′, Daniel Rumin 33′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,613FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ