Ostatnią bramkę strzelił 1 października, a w pięciu czołowych ligach europejskich żaden zawodnik nie zmarnował więcej „big chances”. Z drugiej jednak strony – w 13 meczach Premier League ma udział przy 10 bramkach (5 goli i 5 asyst), a zespół z nim w składzie wygrywa mecz za meczem. Czy Gabriel Jesus to napastnik, który jest w stanie zagwarantować sukcesy Arsenalowi?
Oczekiwania, a rzeczywistość
Zacznijmy od miejsca, w którym obecnie znajduje się Arsenal. Bo ono rozmyło się z oczekiwaniami, które mieli kibice przed sezonem. Na szczęście dla nich – rozmyło się jednak w tą dobrą stronę. Zespół Mikela Artety miał celować w powrót do Ligi Mistrzów, a po 13 kolejkach z góry patrzy na resztę ligi i jest głównym rywalem Manchesteru City w walce o mistrzostwo Anglii. Szukając latem napastnika Mikel Arteta i jego sztab nie celowali w snajpera, z którym mieli bić się o tytuł, a wrócić do Ligi Mistrzów. Jeśli Kanonierzy w przyszłości będą walczyć o najwyższe cele – pytanie, czy brak bramkostrzelnego napastnika im w tym nie przeszkodzi będzie zasadne (przykładowo Manchesterowi City nie przeszkadzało).
Na ten moment jednak Gabriel Jesus znacznie poprawił pozycję nr „9” w Arsenalu względem poprzedniego sezonu i Alexandre’a Lacazette’a (czy w pierwszej połowie rozgrywek Pierre’a-Emericka Aubameyanga). Poziom, który prezentuje Brazylijczyk po transferze na Emirates jest jak najbardziej wystarczający na klub, którego celem jest walka o TOP 4.
(Nie)skuteczność napastnika
Podstawowym zarzutem w kierunku Gabriela Jesusa jest jego nieskuteczność. Po obiecującym starcie sezonu Brazylijczyk popadł w strzelecki impas i obecnie w top 5 ligach europejskich zmarnował najwięcej „dużych okazji”. Towarzystwo, w którym się jednak znalazł (Benzema, Mbappe, Lewandowski, Mane, Abraham) każe nam nieco się zastanowić. Oczywiście, Jesus powinien strzelić więcej goli (według modelu xG o 3-4), jednak sam fakt, że znajduje się w wielu dogodnych sytuacjach jest godny pochwały. Przy stylu gry, który oczekuje od niego Mikel Arteta, czyli dużym zaangażowaniu w konstruowanie ataków i tworzenie przewagi w bocznych sektorach czy w środku pola wcale nie jest łatwo zawsze być w odpowiednim czasie w polu karnym. A statystyki pokazują, że on jest.
Alexandre Lacazette również potrafił dobrze wykonywać zadania utożsamiane z „fałszywą 9-tką”, ale był praktycznie nieobecny w polu karnym. Nie licząc rzutów karnych Brazylijczyk dochodzi do prawie dwa razy lepszych sytuacji od Francuza w poprzednim sezonie (0,59 do 0,34 npxG/90). Lacazette również był nieskuteczny, jednak przez brak mobilności, dynamiki i inteligentnego poruszania się strzelił zaledwie 2 gole z gry w całym sezonie i doszedł do 9 „big chances”. Gabriel Jesus natomiast ma już na koncie 5 bramek i znalazł się w 15 sytuacjach określanych przez Opta jako „big chances”. Lepszy w tym aspekcie jest tylko – rzecz jasna – Erling Haaland. Brazylijczyk ma problem z zamienianiem okazji na gole od początku kariery w Premier League, ale aby trafić do siatki – najpierw musisz znaleźć się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie, wygrać pozycję z obrońcami rywali. I w tym Gabriel Jesus jest skuteczny.
Gabriel Jesus to napastnik od wszystkiego
We współczesnej piłce napastnik nie jest jednak rozliczany tylko z goli. Tak samo, jak na umiejętność zdobywania bramek patrzy się także na to ile zawodnik może zaoferować zespołowi w kreacji, utrzymaniu piłki, czy nawet pressingu. A Gabriel Jesus to napastnik, u którego najczęściej podkreślane są właśnie te atuty. W meczu z Chelsea bardzo dobrze było widać przewagę w ogólnej grze pomiędzy obecnym napastnikiem Arsenalu, a ich byłym snajperem, Aubameyangiem, który grał w obozie rywala. Gabończyk w 64 minuty zaliczył jedynie 8 kontaktów z piłką. Brazylijczyk? 64 przez cały mecz. Ciągle był pod grą, brał na siebie odpowiedzialność, napędzał ataki, toczył pojedynki z obrońcami.
Żaden zawodnik w tym sezonie Premier League nie podjął więcej prób dryblingów od Jesusa. Częściej faulowany był jedynie Wilfried Zaha. Brazylijczyk to piłkarz, którego nie da się nie zauważyć oglądając mecz. W wielu drużynach to często napastnik spija śmietankę dobrej pracy całego zespołu. W Arsenalu natomiast „9-tka” także pracuje na resztę.
Widać to także po pracy w defensywie, jaką wykonuje Gabriel Jesus. Mikel Arteta, który buduje zespół dominujący musi mieć napastnika, który jest aktywny w pressingu, czego nie oferował Lacazette. Przez obecność nowego nabytku Arsenal może ciągle naciskać na rywala. Co więcej, praca Jesusa w defensywie przynosi wymierne korzyści. W tym sezonie zaliczył już 18 odbiorów (jeśli weźmiemy pod uwagę tylko napastników – jest to o 7 więcej od drugiego Toneya) i 6 przechwytów (też najwięcej). Brazylijczyk nie stroni też od pojedynków fizycznych z obrońcami i – co dość zaskakujące – mimo niezbyt pokaźnych parametrów mało który przeciwnik sobie z nim radzi. Gabriel Jesus jest silny, dobrze trzyma się na nogach i umie wygrać pozycje, dlatego też obrońcy często zatrzymują go niezgodnie z przepisami.
Gabriel Jesus – werdykt
Sprowadzając Gabriela Jesusa Arsenal znał jego wady i zalety. Mikel Arteta pracował z nim w Manchesterze City, kiedy pełnił rolę asystenta Pepa Guardioli, więc dokładnie znał jego charakterystykę. Klub dobrze zdawał sobie sprawę na co się pisze. Wiedział, że dostają napastnika, który ma problem ze skutecznością, ale swoją grą będzie potrafił sprawić, że koledzy wokół niego poprawią liczby. Gabriel Jesus odkąd przyszedł do Premier League strzelił 58 goli z ~76 xG. To już zawodnik na tyle piłkarsko rozwinięty, że nagle nie nauczy się wykańczać sytuacje niczym klasowi snajperzy. Dlatego też obecna posucha strzelecka Brazylijczyka nie może dziwić.
Jesus bezproblemowo wpasował się do stylu gry zespołu i nie potrzebował żadnego czasu na aklimatyzację. Dopóki nie trzeba zamienić sytuacji na gola Brazylijczyk po przejściu na Emirates wygląda, jakby nie miał słabych punktów. Jeśli więc brak skuteczności jest jedynym zarzutem w jego stronę to działacze Arsenalu śmiało mogą powiedzieć, że transfer się spłaca. Być może w przyszłości, kiedy Mikel Arteta stwierdzi, że potrzebuje wyciągnąć z zespołu więcej goli zdecyduje się zastąpić Jesusa. Na ten moment jednak krytyka zawodnika, który odmienił ofensywę Kanonierów jest nieuzasadniona.
***
Kibiców Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej