Po remisie z Milanem, Roma w kolejnym meczu mierzyła się z Lazio. Derby Rzymu były pełne emocji: tych pozytywnych, związanych z pięknymi bramkami i wspaniałą postawą gospodarzy, ale także negatywnych, za sprawą dużej brutalności i nerwowości obu ekip. Roma wygrała 2:0, ale to chyba najniższy wymiar kary dla mocno bezbarwnego Lazio. Co warto zapamiętać po tym meczu i kogo docenić? Odpowiadamy w niniejszym artykule.
Warto było tyle stawiać na Pellegriniego
W derbach Rzymu pierwszą bramkę w obecnym sezonie zdobył Lorenzo Pellegrini. Zrobił to nie byle jak, używając nie tylko wybitnej techniki, lecz także boiskowego wyczucia i intelektu. Znalazł się bowiem na skraju pola karnego. Mógłby szukać któregoś z wbiegających pod bramkę kolegów, co byłoby najbardziej oczywistą, ale mocno ryzykowną opcją. W szesnastce aż roiło się bowiem od rywali, a któryś z nich mógł przeciąć ewentualne podanie. Zamiast tego Pellegrini wybrał więc przełożenie piłki na prawą nogę, którą uderzył w róg bramki.
𝐋𝐎𝐑𝐄𝐍𝐙𝐎 𝐏𝐄𝐋𝐋𝐄𝐆𝐑𝐈𝐍𝐈, 𝐂𝐎 𝐙𝐀 𝐁𝐑𝐀𝐌𝐊𝐀! ⚽️🎯
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) January 5, 2025
Zawodnik AS Romy w kapitalny sposób otwiera wynik meczu w derbach Rzymu! 🔥 Idealne trafienie! 😍 #włoskarobota🇮🇹 pic.twitter.com/qoAxPpfnoi
Dzięki temu doczekał się owacji od fanów Romy, którzy wcześniej byli sceptyczni wobec jego dyspozycji. Mieli trochę racji, gdyż Włoch zdecydowanie nie jest w najlepszej formie, ale i tak Claudio Ranieri dość często na niego stawia. Zaufanie pokładane w piłkarzu, który wciąż jest przecież kapitanem Giallorossich wreszcie się opłaciło, chociaż wielu już dawno odstawiłoby Pellegriniego na ławkę. Jak widać, czasem cierpliwość się opłaca.
Lazio niszczyło się swoją własną bronią
Jaki był pomysł Lazio na ten mecz? Dynamiczna, szybka, wręcz instynktowna gra. To jednak zupełnie się nie opłacało. Niemal wszystkie próby gry na jeden kontakt, podawania do każdego ruszającego za linię obrony zawodnika czy dośrodkowywania w pierwsze tempo kończyły się niepowodzeniem. Były bowiem naturalnym wyborem nie tylko dla atakujących, lecz także dla dobrze antycypującej zamiary rywali Romy. Poza tym szybsza gra to również większe ryzyko i częstsze błędy. A niestety w szeregach Lazio byli gracze, którzy czasem mylili się we wstydliwy na tym poziomie sposób.
Dybalę trzeba faulować
Paulo Dybala był jednym z piłkarzy, którzy byli najjaśniejszymi postaciami na Stadio Olimpico. Jego szybkość, zwinność i spryt nie tylko pomagały wyjść zwycięsko z pozornie przegranych sytuacji, ale także zwyczajnie frustrowały przeciwników. Piłkarze Lazio czuli się bezradni, gdy Argentyńczyk co chwilę im uciekał, prowadził piłkę tuż przy nodze, a jednocześnie uważnie obserwował, co dzieje się na boisku. Jedynym sposobem jego zatrzymania były często faule, z których spora część była nieprzemyślana i niepotrzebna. Wynikała głównie ze zwykłej złości i bezsilności, przez którą Mario Gila, Mattia Zaccagni i Taty Castellanos otrzymali żółte kartki. Dwaj pierwsi szczególnie dotkliwie odczują konsekwencje agresji wobec Dybali, bowiem kartoniki wykluczają ich z gry na następny mecz.
Svilar wielokrotnie testowany, ale ani razu szczególnie wymagająco
Lazio w drugiej połowie starało się wrócić do gry, co mogłoby się stać dzięki zdobyciu bramki kontaktowej na 2:1. Po przerwie Biancocelesti mieli piłkę w posiadaniu aż przez 74 proc. czasu gry, a utrzymywanie się przy futbolówce zdecydowanie nie było bezproduktywne. Dzięki niemu udało się doprowadzić do 11 sytuacji bramkowych, z których 5 zakończyło się celnymi strzałami. Żaden z nich nie był jednak bardzo trudny dla bramkarza Romy, Mile Svilara. A to leciały one wprost w golkipera, a to brakowało im siły i szybkości, a to były przyblokowywane i tłumione przez defensorów gospodarzy. I oni, i bramkarz Romy robili wszystko, by utrzymać czyste konto. Choć kosztowało ich to sporo nerwów, 3 żółte kartki i mnóstwo poświęcenia, cel udało się zrealizować. Dzięki temu I Lupi zdobyli komplet punktów i poprawili swoją i tak daleką od wymarzonej sytuację w tabeli Serie A.