Real Madryt w czwartkowy wieczór odrabiał ligowe spotkanie odłożone w czasie ze względu na Superpuchar Hiszpanii rozgrywany w Arabii Saudyjskiej. Królewskich na Coliseum podejmowało Getafe, które urywało już w tym sezonie punkty takim ekipom jak Barcelona, Atletico czy Athletic.
Pełna kontrola Realu
Mogliśmy spodziewać się, że Real będzie chciał w tym meczu dominować. Mogliśmy spodziewać się, że Getafe będzie dopuszczało się brudnej gry, a przy tym nie będzie odstawiało nogi. Cała kwestia w tym, jak do tego doszło. Owszem, Królewscy wypracowali sobie w pierwszej części meczu przewagę, ale nie dlatego, że grali fenomenalne spotkanie. Goście grali dość spokojnie, jakby na zaciągniętym ręcznym. To i tak wystarczało na słabo prezentujące się Getafe. Gospodarze od początku wyglądali na ospałych. Grali w mocno zwolnionym tempie, co rzucało się w oczy zwłaszcza w ich pressingu. Dość szybko nadziali się na jedną z kilku wrzutek Realu Madryt skierowanych na Joselu i nie bardzo nawet chcieli na to odpowiedzieć. W pierwszej połowie oddali… 0 strzałów.
Zdecydowanie nie był to mecz, który mógłby promować hiszpańską piłkę. Real nie specjalnie musiał się starać, aby utrzymywać prowadzenie w tym spotkaniu. Miał jednak inny problem. W końcówce pierwszej połowy uraz kolana zgłaszał Antonio Rudiger. Niemiec został na boisku do końca pierwszej części meczu, ale został zmieniony już w przerwie.
Getafe płaciło za przespaną pierwszą połowę
Jose Bordalas chciał wstrząsnąć swoją drużyną i po przerwie dokonał aż 3 zmian w składzie. Początkowo to podziałało, bo Getafe w końcu pokazało, że potrafi też grać w piłkę. Dobry moment zakończył się jednak golem dla Realu Madryt. Swój dzień miał Joselu, który silnym strzałem po ziemi skompletował dublet. Chwilę później Hiszpan chciał odwdzięczyć się Viniciusowi za wcześniejszą asystę. Wystawił mu piłkę tuż przed bramkarzem, Brazylijczyk położył golkipera na ziemi, ale… lekką podcinką trafił go prosto w rękę.
Getafe jeszcze raz podjęło próbę powrotu do rywalizacji. Świetną okazję miał Borja Mayoral, ale Hiszpan po rękach Andrija Łunina trafił tylko w słupek, a o dobitce Luisa Milli lepiej nawet nie wspominać. Getafe było napędzone, ale nie miało odpowiedniej jakości. Zaczęli grać dobrze, ale byli spóźnieni o co najmniej 45 minut. Real poza drobnymi wyjątkami nie miał problemów w obronie, a w ataku nie czuł potrzeby wrzucania wyższego biegu. Królewscy przez cały mecz grali bardzo rozważnie i dopięli swego, dopisując sobie kolejne trzy punkty i wracając na fotel lidera ligi.