Na start 7. dnia Mistrzostw Europy 2024 Słowenia i Serbia zmierzyły się ze sobą na monachijskiej Allianz Arenie. Dla obydwu zespołów ten mecz był kluczowy w kontekście walki o grę w 1/8 finału – żaden z nich nie wygrał swojego meczu. W nieco lepszej sytuacji byli Słoweńcy, którzy po pięknym uderzeniu Erika Janžy podzielili się punktami z Danią. Serbowie z kolei nie mieli ani jednego punktu, po porażce z fatalnie grającymi Anglikami. Jednakże wskazanie wyraźnego faworyta było trudne – choć Serbia ma lepszy skład, to Słowenia nie przegrała wcześniej żadnego meczu w 2024 roku. Jedno było pewne – obydwa zespoły wyjdą na murawę wyjątkowo zmobilizowane, by zdobyć te arcyważne 3 punkty. Dodatkowo pikanterii dodawała również wspólna, burzliwa historia tych dwóch narodów.
Intensywna, lecz bezbramkowa pierwsza połowa
Pierwsze minuty tego spotkania były dość wyrównane, choć sporo zależy od tego, na co zwrócimy uwagę. Jeśli chodzi o posiadanie piłki, to tutaj zdecydowanie przeważali Serbowie. Natomiast bardziej konkretni w ataku byli podopieczni Matjaža Keka. W ciągu pierwszych 10 minut oddali dwa groźne i celne strzały – najpierw Adam Gnezda Čerin, a potem powtórował mu Jan Mlakar. Z obydwoma próbami Predrag Rajković sobie poradził. Orlovi byli dłużej przy piłce, ale nie mieli za bardzo pomysłu na to, co z nią zrobić. Dla Słoweńców to był idealny moment na zaatakowanie. Statystyka posiadania piłki zmieniała się na ich korzyść, a oni sami zaczęli przejmować inicjatywę na boisku. Jednakże nie udało im się wykreować żadnej, realnie zagrażającej rywalowi akcji. Serbowie natomiast wreszcie się przełamali w 27. minucie. Dušan Vlahović oddał strzał głową, ale refleksem wykazał się Jan Oblak i utrzymał bezbramkowy remis.
Podopieczni Dragana Stojkovicia nie mogli się zatrzymać, jeśli chcieli dopisać sobie jedynkę na tablicy wyników. Już 4 minuty później mieli kolejną, dobrą okazję w powietrzu. Po dośrodkowaniu z rogu boiska piłka poszybowała w ich kierunku. Wyskoczył do niej Aleksandar Mitrović, ale żadnej korzyści z tego nie miał. Słoweńcy poczuli presję i wrócili do intensywniejszej gry w ofensywie. W 38. minucie rozmontowali podaniami defensywę Orlovi, w dogodnej sytuacji znalazł się Timi Max Elšnik. Gracz Olimpiji Lublana trafił jednak w słupek. Na szczęście dla niego na dobitkę czekał Benjamin Šeško, lecz słoweński snajper fatalnie przestrzelił. 4 minuty później miał miejsce kolejny atak, lecz w drugą stronę. Mitrović doszedł do podania i utrzymał się przy piłce. Uderzył, lecz na posterunku stał Oblak.
Pierwsza wygrana na Euro niepodległej Słowenii na horyzoncie
Na start drugiej połowy Serbia rzuciła się do ataku. W 47. Mitrović spróbował uderzenia na bramkę, ale po raz kolejny świetnie między słupkami spisał się Oblak. Chwilę później znowu mógł paść gol dla Serbów, lecz Jaka Bijol miał sporo szczęścia przy swojej interwencji – o mało co nie wbił piłki do własnej bramki. Słoweńcy zostali zepchnięci do głębokiej ofensywy, a zmiana wyniku wisiała w powietrzu. Mimo to podopieczni trenera Keka radzili sobie w obronie, a bez Oblaka z pewnością rywal już dawno by prowadził. Słowenia zdołała wyjść ze swojej połowy w 59. minucie, wyprowadzając niebezpieczny kontratak. Z około 16 metrów uderzył Šeško. Napastnik RB Lipsk kropnął w kierunku prawego okienka, ale fantastyczną interwencją popisał się Rajković.
Dla Słoweńców ten mecz nie przypominał spaceru po płaszczyźnie, lecz wysokogórską wspinaczkę. Koniec końców, dzięki swojej determinacji wreszcie dopięli swego. W 69. minucie akcję po skrzydle napędził Čerin. Wrzucił piłkę w pole karne i dotarł do niej Žan Karničnik. Obrońca NK Celje wykorzystał dziurę w obronie Serbów i mając mnóstwo swobody pokonał wreszcie bramkarza Serbii. Po tej akcji podopiecznym trenera Stojkovicia zaczął się sypać grunt pod nogami. Nie mieli bardzo dużo czasu na zmianę wyniku, a Mitrović miał spore problemy z wykończeniem akcji. Szczęścia próbował także Sergej Milinković-Savić, lecz także nie wykończył tego najlepiej. Serbowie nacierali, ale bramka była jakby zaczarowana i wyniku ostatecznie nie zmienili.
Remis wyszarpany w ostatnich sekundach!
Wszystko już wskazywało na to, że to w słoweńskich domach przyjdzie czas na świętowanie. Sekundy płynęły, a wciąż utrzymywało się jednobramkowe prowadzenie. Jednakże Serbia miała jeszcze jedną okazję, w doliczonym czasie gry. Piłkę z rzutu rożnego bił Ivan Ilić. Doskoczył do niej Luka Jović, uderzył głową i w ostatniej chwili zapewnił Serbii pierwszy punkt na tych mistrzostwach.
Może i wynik na to nie wskazuje, ale trzeba przyznać, że był to całkiem ciekawy mecz. Obydwa zespoły wyszły na siebie otwarcie, bez chowania się i zbędnych kalkulacji. Nie było jednego, wyraźnego hegemona przez 90 minut. Raz przeważali Słoweńcy, raz Serbowie. Patrząc na grę obu ekip można przyznać, że remis jest wynikiem sprawiedliwym. Niemniej jednak mogło się zrobić żal Słoweńców, którzy od dnia odzyskania niepodległości w 1991 roku jeszcze ani razu nie wygrali meczu na Mistrzostwach Europy.