OFICJALNIE – Dominic Solanke został piłkarzem Tottenhamu. Koguty zapłaciły za 26-latka 55 milionów funtów + 10 milionów zmiennych, a tym samym Bournemouth ustanowiło swój nowy rekord sprzedażowy. Napastnik podpisał 6-letni kontrakt z londyńskim klubem, dla którego był najważniejszym wzmocnieniem tego lata. Anglik w poprzednim sezonie strzelił aż 19 bramek w barwach Wisienek i Ange Postecoglou liczy, że teraz powtórzy udaną kampanię i pozwoli Spurs walczyć o najwyższe cele. Dlaczego Solanke to brakujący element układanki w drużynie Australijczyka? Zapraszam do analizy.
Czy Solanke jest wart swojej ceny?
Transfer Tottenhamu uczynił z Solanke najdroższego piłkarza w tym okienku transferowym. Nietrudno byłoby o pochopne stwierdzenie, że to zdecydowanie zbyt duże pieniądze, ale sam jestem innego zdania. Anglik znacznie się wyróżniał na tle innych napastników, a w Premier League lepszy sezon mieli za sobą tylko Erling Haaland, Ollie Watkins i Alexander Isak. Jednak w przeciwieństwie do nich Solanke nie grał dla klubu walczącego o europejskie puchary. Zamiast Phila Fodena, Kevina De Bruyne, Bernardo Silvy, Leona Baileya, Moussy Diaby’ego czy Anthony’ego Gordona piłki dostarczali mu Marcus Tavernier, Antoine Semenyo oraz Justin Kluivert.
Mimo gry w klubie ze środka tabeli wychowanek Chelsea był w stanie znacznie wyróżniać się na tle gwiazd z wielkimi nazwiskami i znajdywać się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Właśnie takiego piłkarza potrzebował Ange Postecoglou. Bo jeśli w Bournemouth Solanke był w stanie strzelić 17 goli z gry, to w Tottenhamie powinno być to dla niego dużo prostsze.
Czym charakteryzuje się gra nowego napastnika Kogutów?
Solanke ma ogromną łatwość dochodzenia do okazji. Świetny w powietrzu i pojedynkach fizycznych, lubi wchodzić w dryblingi i szuka pojedynków. Ma naturalny talent do wchodzenia w pole karne w idealnym czasie. Efekt? W poprzednim sezonie oddał aż 109 strzałów, więcej mieli jedynie Haaland i Mohamed Salah. Świetnie wykańcza również klarowne okazje. Zmarnował „jedynie” 14 setek. Na tle Haalanda (34), Darwina (27), Jacksona (27), Watkinsa (22) i Isaka (21) to bardzo dobry wynik.
Jednak zaledwie 35% prób niedawnego gwiazdora Bournemouth było w światło bramki. W tej statystyce Solanke odstaje od czołowej trójki, a bez poprawy tego aspektu może mieć trudność z przełożeniem okazji na zdobywane bramki. W poprzednim sezonie różnica między xG, a golami wyniosła -2,41. Niby nieznaczący defekt, ale to jeden z nielicznych elementów, które powinien poprawić w swojej grze nowy nabytek Spurs. Poza tym zdarza mu się zbyt długo „holować” piłkę zamiast podać ją do jednego z kolegów i nad tym również powinien popracować. Na szczęście dla jego nowego pracodawcy wady Anglika są niewielkie w porównaniu do jego zalet.
Top czy flop?
Trudno pisać o Solanke w innych kategoriach niż piłkarza, którego potrzebował w swojej drużynie Ange Postecoglou. Menedżer Spurs miał spore trudności z optymalnym zestawieniem jedenastki ze względu na pozycję napastnika. Richarlison nie zdawał się wpisywać w jego koncepcję. Timo Werner również lepiej radził sobie na skrzydle. W obliczu tego problemu na 9-tce często wybiegał Son, ale Koreańczyk nie pokazywał na tej pozycji swoich największych zalet. Było jasne, że klub potrzebuje wzmocnienia na tej pozycji i trudno byłoby o lepszego kandydata niż Solanke. Klasyczny napastnik, który świetnie odnajduje się w polu karnym, nie ma problemów ze skutecznością i wygrywa pojedynki fizyczne z rywalami. W Londynie szukali właśnie kogoś takiego, a trudno byłoby o lepszą kandydaturę pasującą do profilu klubu z doświadczeniem w Premier League. To prawda, Tottenham wydał na 26-latka niemałą sumę, ale obecnie napastnicy to towar deficytowy na rynku transferowym.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej