Choć nigdy nie wygrał Ligi Mistrzów, to jego bilans w tych rozgrywkach jest imponujący. Prowadził tylko Atletico Madryt, w czasach świetności tego zespołu dwukrotnie dochodził z nim do finału, a w ostatnich latach, mimo posiadania słabszej kadry od faworytów do końcowego triumfu, potrafi ich zaskakiwać. Tak jak wczoraj, gdy Diego Simeone przechytrzył Simone Iznaghiego, a Atletico wyeliminowało znajdujący się w fantastycznej dyspozycji Inter. Cholo po raz kolejny rozegrał dwumecz po mistrzowsku.
Dr Jekyll i Mr Hyde
Tuż po losowaniu 1/8 finału Atletico mogło mówić o sporym pechu. W fazie grupowej zajęli 1. miejsce, ale szczęście im nie dopisało, ponieważ trafili na Inter, jednego z dwóch (obok PSG) najtrudniejszych przeciwników, którzy do fazy pucharowej weszli z 2. miejsca w grupie. Dyspozycja obu zespołów jasno wskazywała kto w tym starciu jest faworytem, a wraz z upływającym czasem różnica tylko powiększała się na korzyść włoskiej ekipy. Inter aktualnie jest na autostradzie do mistrzostwa Włoch, w tym sezonie ligowym zdobywa średnio 2,68 pkt/mecz. Do wczorajszego rewanżu przystepował z serią 13 zwycięstw z rzędu we wszystkich rozgrywkach. W pięciu czołowych ligach europejskich stracił najmniej bramek, a więcej od nich strzelił tylko Bayern. Nerazzuri mają też najlepszą różnicę goli. W całym sezonie ponieśli tylko dwie porażki.
Dla walczącego o kolejną kwalifikację do Ligi Mistrzów przez rozgrywki La Liga Atletico wyzwanie było więc ogromne. Zespół Diego Simeone w obecnym sezonie gra bardzo specyficznie. Są znakomici na własnym boisku, ale zupełnie nie radzą sobie poza Civitas Metropolitano. W tabeli meczów domowych są najlepszym zespołem w La Liga, natomiast w spotkaniach wyjazdowych są dopiero 8. zespołem ligi zdobywając zaledwie nieco ponad 1 pkt/mecz. Atletico ma w tym sezonie dwie twarze – jak Dr Jekyll i Mr Hyde.
Rewanż w domu
Przewagą dla drużyn, które wychodzą z grupy z 1. miejsca jest gwarancja rozgrywania rewanżu na własnym stadionie. W przypadku Atletico – z przyczyn podanych wyżej – był to duży atut. Diego Simeone do Włoch pojechał więc z planem przetrwania. Los Colchoneros na Giuseppe Meazza byli zespołem gorszym, ale zagrali przyzwoite spotkanie. Jednobramkowa strata zdawała się być zrealizowaniem planu minimum. Diego Simeone miał świadomość, że przed własną publicznością są w stanie dokręcić śrubę i postawić Inter pod ścianą.
I rzeczywiście, przyjezdni na Civitas Metropolitano nie byli sobą. Nikt przeciwko Interowi w tym sezonie nie zanotował lepszych wyników niż Atletico w następujących statystykach:
- Gole oczekiwane (xG) – 2,5 (drugi najlepszy wynik – 1,8)
- Strzały – 23 (drugi wynik – 19)
- Strzały celne – 9 (drugi wynik – 6)
- Kontakty z piłką w polu karnym – 40 (drugi wynik – 27)
- Shot-creating actions – 43 (drugi wynik – 31)
- Kluczowe podania – 18 (drugi wynik – 16)
- Podania w pole karne – 16 (drugi wynik – 14)
Musimy wziąć lekką poprawkę, że Atletico we wczorajszym meczu miało 120 minut, a nie – jak każdy – 90 minut, więc statystyki są trochę podbite, natomiast tak czy inaczej możemy postawić tezę, że żaden zespół nie zdominował tak bardzo Interu w tym sezonie, jak Atletico na Civitas Metropolitano (w 90 minut xG wyniosło 2,0, oddali 20 strzałów i 7 celnych). Drużyna Diego Simeone była bardzo dobrze zorganizowana w wysokim pressingu oraz bez problemu kreowała sobie sytuacje z ataku pozycyjnego przeciwko głęboko broniącemu Interowi. Ryzyko, które podjął trener wprowadzając trzeciego napastnika jeszcze przy wyniku 1:1 się opłaciło. W 87. minucie Depay zdobył bramkę na 2:1, która doprowadziła do dogrywki.
Diego Simeone znowu to zrobił
Dla Diego Simeone to był kolejny wielki wieczór w Champions League. W ostatnich latach Atletico zdarzało się zawalać sprawę i nie wychodzić z grupy, ale kiedy już znajdują się w fazie pucharowej to Liga Mistrzów zawsze jest ciekawsza. Rozgrywanie dwumeczów stało się znakiem rozpoznawczym i największą siłą Diego Simeone. Kiedy jeszcze Atletico było w swoim primie to z LM wyrzucał ich tylko zespół, który w swoim składzie miał Cristiano Ronaldo. Najpierw czterokrotnie Real Madryt, później – w sezonie 2018/19 – Juventus. W tym okresie Cholo Simeone jeszcze trzy razy na trzy starty triumfował w Lidze Europy. Nikt oprócz Cristiano Ronaldo nie miał patentu na jego zespół.
W ostatnich latach Atletico nie jest już tak silne, nie ma już tak mocnego składu, jak wcześniej. Niemniej jednak, i tak potrafi przeciwstawić się najsilniejszym zespołom w Europie. Tuż przed wybuchem pandemii pokonali w 1/8 finału Ligi Mistrzów Liverpool, który do rewanżu z Atletico przystępował z bilansem 27-1-1 w Premier League. Gdy Champions League wznowiono po pandemii ekipa Diego Simeone odpadła w ćwierćfinale z Lipskiem, ale… nie był to dwumecz. Wówczas z powodu napiętego terminarza rozgrywano jeden mecz na neutralnym terenie. W następnym sezonie Atletico odpadło z Chelsea w 1/8, późniejszym triumfatorem, ale ten dwumecz akurat im nie wyszedł. Strachu napędzili za to rok później Manchesterowi City w ćwierćfinale. W pierwszym spotkaniu zagrali pamiętnym ustawieniem 5-5-0 i z Etihad Stadium wyjechali ze stratą jednej bramki. W rewanżu w drugiej połowie byli zespołem lepszym, ale zabrakło im skuteczności, aby doprowadzić do dogrywki.
Atletico jest w stanie rywalizować z największymi w Lidze Mistrzów, bo ma Diego Simeone
Przez ostatnie sezony w La Liga być może wiele osób wypisało już Cholo z grona najlepszych trenerów na świecie. Uważa, że czasy się zmieniły i jego filozofia obecnie nie jest już tak efektywna, jak kiedyś. Kiedy nadchodzą jednak starcia w fazie pucharowej Ligi Mistrzów Diego Simeone potrafi o sobie przypomnieć i pokazać, że ciągle jest trenerem przez duże T. Argentyńczyk ma ogromne doświadczenie w rozgrywaniu dwumeczów (do których szkoleniowcy muszą podchodzić inaczej niż do zwykłych spotkań) i to on jest obecnie najpoważniejszym argumentem Atletico w Lidze Mistrzów. Rojiblancos potrafią zagrać na przeczekanie, zachować siły na kluczowy czas i wyprowadzać ciosy w końcówce rywalizacji. Simeone doskonale rozumie, czego w danym momencie potrzebuje jego zespół i kiedy jest pora na zmianę nastawienia. 53-latek żyje z trybunami podgrzewając atmosferę, ale kiedy trzeba – sam uspokaja swoich piłkarzy. Diego Simeone i gorące wieczory w Lidze Mistrzów to duet, bez którego futbol nie byłby taki piękny.