CZAR PRYSŁ. Wnioski po meczu Polska – Austria

Reprezentacja Polski przegrała z Austrią w drugim meczu fazy grupowej Euro 2024. Biało-czerwoni zagrali dosyć kompromitujące spotkanie, które odarło naród z marzeń o awansie do fazy pucharowej. Oczywiście, matematyczne szanse wciąż istnieją, natomiast wszystko wskazuje na to, że spełni się klasyczny dla nas scenariusz meczu otwarcia, meczu o wszystko oraz meczu o honor z Francją we wtorek. Czar prysł, a my staramy się podać tego przyczyny.

Zieliński jest nam bardziej potrzebny w roli „registy”

Mając w kadrze takiego piłkarza jak Piotr Zieliński musisz umieć wykorzystać jego umiejętności w jak najlepszy sposób. Mecze towarzyskie przed Euro pokazywały, że pomocnik Interu świetnie sprawdza się w roli „registy”. Łącznika pomiędzy formacjami, który jest w większej mierze odpowiedzialny za wyprowadzanie i rozgrywanie niż tylko dystrybuowanie futbolówki do naszych ofensywnych piłkarzy w fazie ataku. Takiego „Zielka” bardzo nam dzisiaj brakowało.

REKLAMA

Michał Probierz postawił na bardziej ofensywny wariant naszego kapitana i po meczu można śmiało powiedzieć, że nie był to właściwy wybór. Bartek Slisz i Jakub Piotrowski którzy mieli „opakować” zawodnika Serie A w bardziej defensywnej roli zupełnie nie podołali zadaniu przeciwko Austrii. Natomiast sam Zieliński też nie dawał tyle w ataku, aby takie rozwiązanie było warte rezygnacji z jego usług w roli niżej ustawionego pomocnika, który zarządzałby poczynaniami zespołu z „tylnego siedzenia” niczym Toni Kroos w reprezentacji Niemiec (oczywiście z zachowaniem odpowiednich proporcji).

Zawiedliśmy w elemencie, który miał być naszym znakiem rozpoznawczym

Stale fragmenty gry to swoisty konik Michała Probierza. Element piłkarskiego rzemiosła, który nie tylko da się wyćwiczyć w relatywnie krótkim odstępie czasu, ale na takich imprezach jak mistrzostwa Europy potrafi przynosić również dobre rezultaty.

Mieliśmy okazję doświadczyć tego z pozytywnej strony w meczu z Holandią przy golu Adama Buksy. Niestety, w spotkaniu z Austrią to nasi grupowi rywale zdobyli bramkę na 1:0 po główce niepokrytego Traunera. To nie powinno mieć miejsca, szczególnie kiedy twój trener kładzie tak duży nacisk właśnie na ten element gry. W późniejszej fazie rywalizacji wyglądało to już nieco lepiej, choć i tak kilkakrotnie można było odczuć wzrost ciśnienia kiedy futbolówka była zagrywana przez Austriaków w naszą szesnastkę.

Z kolei dośrodkowania z naszej strony nie dawały praktycznie żadnego efektu. Nie licząc akcji, po której padła bramka Krzysztofa Piątka, Austriacy bardzo dobrze radzili sobie z blokowaniem naszych wrzutek i strzałów. Widać było, że nasi rywale dobrze przygotowali się do tego spotkania pod kątem taktycznym i nie dawali się nabrać na takie zagrywki.

Piotrowski i Dawidowicz mocno nadszarpnęli swoją opinię

Jakub Piotrowski już na początku zgrupowania w ramach spotkań towarzyskich rozczarował swoją boiskową postawą wielu kibiców Biało-czerwonych. Jedno z „odkryć” Probierza w kadrze okazało się być ogniwem mocno chwiejnym i można było podważać jego znaczenie dla reprezentacji Polski na turnieju w Niemczech. Jego występy z Holandią i Austrią tylko to potwierdziły. To miał być zawodnik, który dzięki swoim warunkom fizycznym, waleczności i czutce do strzałów będzie w stanie zaskoczyć w jakiś sposób ekipę Ralfa Rangnicka. Tymczasem gracz Łudogorca zaskoczył kibiców jedynie w sposób negatywny. Grał na niskim procencie dokładności zagrań, przegrywał wiele pojedynków i w ogóle rzadko kiedy znajdował się pod grą. Naprawdę nie tego oczekiwaliśmy od piłkarza, który wcześniej w meczach z Czechami i Estonią zdobył dwa gole i wnosił masę pozytywnej energii.

Z Pawłem Dawidowiczem sprawy mają się nieco inaczej. Po barażach o awans na Euro czy nawet połowie meczu z Turcją defensor Hellasu Verona wydawał się pewniakiem w naszej obronie. Trio Kiwior – Dawidowicz – Bednarek miało być sprawdzonym wariantem, który w końcu zamknąłby dyskusję na temat tego, kto z kim ma występować w tej formacji. Niestety, nie po meczu z Austrią rozmowy na ten temat znów się podniosą. 11-krotny reprezentant kraju był najgorszy na boisku w starciu z ekipą Das Team. Przegrywał praktycznie wszystkie pojedynki, nie dawał pewności i bezpieczeństwa kolegom z drużyny, jego warunki fizyczne były w zasadzie bezużyteczne. I tak jak wielu krytyków Bartosza Salamona ucieszyło się na widok Dawidowicza w wyjściowej jedenastce na Austriaków, tak ci sami ludzie musieli doznać ogromnego rozczarowania występem 29-latka.

Pierwsze poważne „ale” po stronie Michała Probierza

Nie chcę odbierać Michałowi Probierzowi tego, co już udało mu się zrobić dla reprezentacji Polski. Mam tu na myśli przede wszystkim przywrócenie wiary i entuzjazmu wokół Biało-czerwonych. Historyczny wyczyn w postaci 8 pierwszych meczów bez porażki też wystawiał mu dobre świadectwo, niezależnie od tego jacy byli to przeciwnicy i o jaką stawkę były to mecze. Natomiast ja sam od początku nie miałem przekonania co do warsztatu taktycznego i umiejętności przygotowania planu pod konkretnego rywala ze strony naszego selekcjonera. 51-latek zawsze jawił mi się jako osoba kompetentna, jednak mająca swoje ograniczenia na tym polu. Dzisiejszy mecz przeciwko Austrii był pierwszym za kadencji byłego trenera Cracovii, który tak bardzo uwypuklił braki Polski w organizacji gry.

Już w meczu z Holandią niepokojący wydawał się fakt, z jaką łatwością gracze Oranje podchodzili pod nasze pole karne, ile kontaktów z piłką zaliczali w naszej szesnastce, czy też jak wiele groźnych strzałów oddawali na naszą bramkę. W pewnym stopniu negatywne wrażenie w tym aspekcie zamazywał świetny występ Szczęsnego oraz brak skalibrowania celowników u Holendrów.

REKLAMA

S T A B I L I Z A C J A. Zrozummy to w końcu

Z Austrią tak kolorowo już nie było.

Przed piątkowym meczem wszyscy jako słowo klucz wymieniali „intensywność”. Dorównanie Austriakom w aspekcie fizyczności, pressingu i szeroko rozumianej intensywności miało być przepustką do ewentualnego sukcesu. Tymczasem my dokładnie na tej płaszczyźnie odstawaliśmy najbardziej. W wielu momentach meczu graliśmy tak, jakby się nam nie chciało. Byliśmy zagubieni, spóźnieni w kryciu, zdezorientowani. Gol Traunera na 0:1 przywiódł mi na myśl mecz z Czechami za kadencji Santosa przegrany przez nas 3:1. O ile za pewne sytuacje można winić bardziej piłkarzy niż menedżera, to patrząc na całokształt widać było różnicę w warsztacie pracy Rangnicka i Probierza. Nie tylko samą długość czasu pracy i lepsze zgranie ekipy, ale również pewne automatyzmy i dokładną znajomość swoich ról boiskowych.

Dobitnie pokazała to chociażby akcja bramkowa na 1:2. Kiwior nie odbudował swojej pozycji na czas, Slisz wracał się do obrony niczym Krystian Bielik w meczu z Francją na Mundialu w Katarze, a Jakub Moder zagrał mocno na alibi w defensywie.

Powiedzmy sobie uczciwie – na ten moment zwyczajnie nie zasługujemy na wyjście z grupy, nie wyglądamy jak zespół który jest na to gotowy. Już sam awans na tę imprezę i uczestnictwo w turnieju w gronie tak znamienitych drużyn jak Francja, Holandia czy bardzo solidna Austria możemy traktować jako zaszczyt. Mam tylko nadzieję, że nasz udział na Euro 2024 nie zmieni diametralnie sposobu postrzegania Michała Probierza w roli selekcjonera reprezentacji Polski. Musimy w końcu nauczyć się na błędach i dać drużynie narodowej czas na rozwój, zamiast zmieniać trenerów jak wkładki do butów. Wystarczy spojrzeć na to, od jak dawna ci sami szkoleniowcy prowadzą inne reprezentacje na Euro w Niemczech. Stabilizacja, powtarzalność, wypracowany styl i schematy gry. To przecież podstawy, pierwsze litery futbolowego alfabetu. A my dalej przejawiamy oznaki analfabetyzmu w tym zakresie.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,691FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ