Jak donoszą dziennikarze portalu „AS”, Cristiano Ronaldo został zaoferowany… Barcelonie. Piłkarz, który w przeszłości był ulubieńcem sympatyków Realu Madryt, ba! Jest najlepszym strzelcem w dziejach „Królewskich” – dziś miałby interesować się występami dla odwiecznego rywala? Brzmi niedorzecznie, ale ostatnie doniesienia dotyczące Portugalczyka, stawiają go w roli desperata (definicja słownikowa – osoby gotowej na wszystko, nie zważającej na konsekwencje), chcącego zadać kłam stwierdzeniu, że najlepsze jest już za nim. Czy rzeczywiście dożyliśmy czasów, w których to nie kluby walczą o usługi Ronaldo, a Ronaldo próbuje za wszelką cenę „wcisnąć” się do jednej z czołowych drużyn?
Cristiano ma powody, by szukać nowego pracodawcy
To logiczne, że interesuje go wyłącznie gra w Champions League. Jestem wręcz przekonany, że 37-latek byłby nawet gotowy ograniczyć swoje zarobki, byleby znów błyszczeć w najbardziej prestiżowych rozgrywkach świata. Problem w tym, że każdy zespół do którego trafia Portugalczyk musi dostosować swoją grę pod jego osobę. Widzieliśmy to w Juventusie i Manchesterze, gdzie Ronaldo – piłkarz miał świetne statystyki, ale drużyna jako całość nie zachwycała.
Cristiano cały czas chce błyszczeć w blasku fleszy – to się już nigdy nie zmieni i dlatego nie wierzę w angaż w ekipach nie mających potężnych ambicji. Człowiek, który przed dwie dekady był absolutnym światowym topem nie chce pogodzić się z występami w „drugiej lidze europejskich pucharów”. Liga Europy? Fajnie, ale ambicje Portugalczyka wydają się zdecydowanie większe. Nie zrobi kroku w tył – albo gra o najwyższą stawkę, albo rezygnuje.
Wśród drużyn wymienianych w kontekście sprowadzenia Ronaldo, wymienia się cztery marki. Chelsea, Napoli, Bayern oraz Barcelona. Oczywiście, kluczem jest znalezienie środków na pensje Cristiano, który w United ma zarabiać ok. 25 milionów funtów za sezon. To o 10 milionów więcej niż uposażenie N’Golo Kante – mającego najwyższą pensję w „The Blues” i ponad cztery razy więcej niż w Napoli zarabiają Osimhen oraz Zieliński. Pamiętajmy jednak, że Portugalczyk to nie tylko piłkarz, ale i potężna postać medialna. Na samym insta śledzi go blisko pół miliarda osób. Napoli obserwują… 3 miliony. Transfer takiego gracza to nieprawdopodobny zysk marketingowy, wart kosmicznych pieniędzy. Płacąc za usługi CR płacisz także za potężny rozgłos, jaki generuje jego osoba.
Ze sportowego punktu widzenia – Cristiano Ronaldo w Barcelonie, Chelsea czy Bayernie nie ma większego sensu
Wokół jego osoby nie da się budować drużyny – a może inaczej – jest to możliwe, a zarazem kompletnie nielogiczne. Dlaczego Bayern miałby dziś zmieniać swoją taktykę czy role graczy, by Portugalczyk mógł „błyszczeć”? Jaki to ma sens, skoro Cristiano jest nieperspektywicznym graczem ze względu na swój wiek? Oczywiście, nie chciałbym w tym momencie robić z Ronaldo „emeryta”, który ledwo już kopie futbolówkę. To nadal napastnik, potrafiący bić się o koronę króla strzelców w topowych europejskich ligach. Przy odpowiednim otoczeniu, pewnie znowu walczyłby o Złotą Piłkę. Jeśli jednak nie interesuje go dalsza gra w United – które przecież tak bardzo kochał – to czy będzie wierny jakiemukolwiek innemu klubowi? Jak daleko sięga jego desperacja, by znów być na szczycie?
Tak naprawdę, tylko jeden klub mógłby dziś zaspokoić oczekiwania Ronaldo. Jest nim PSG. Gra u boku Mbappe czy Messiego – marketingowo byłaby strzałem w dziesiątkę. Czy sportowo oznaczałaby sukces? Możliwe, że nie. Czy Lionel zgodziłby się na angaż swojego odwiecznego rywala? Nie mam zielonego pojęcia. Pamiętajmy jednak, że sukces ma różne oblicza. Nie musi oznaczać zdobycia trofeum czy medalu. Czasem dla piłkarza wystarczy, by cały świat skupił na nim swoją uwagę. Historia z odejściem z Manchesteru United już przypomniała wielu kibicom o Cristiano, który tak naprawdę nie robiąc wiele – znów trafił na nagłówki portali sportowych.