Warta Poznań wchodząc do Ekstraklasy, miała opinię trochę takiego cwaniaczka na drogiej imprezie. Patrzysz, myślisz „w sumie fajny chłop”, lecz zamiast garnituru woli dres, zamiast wina tanią wódkę i nie słucha Mozarta, tylko Zenka Martyniuka. W skrócie niezbyt pasująca do towarzystwa. Eksperci i dziennikarze nie pytali, kto spadnie, tylko kiedy reszta ligi odjedzie Warcie. Tymczasem Tworek i spółka postanowili wykręcić wszystkim okrutny żart i na razie wygodnie rozsiedli się na ekstraklasowej kanapie. Zaskoczenie potęguje fakt, że – nawet na realia panujące w Mielcu czy Bielsku-Białej – było krucho.
Problemy? Panie, tu wszędzie jest problem!
Właściciel klubu Bartłomiej Farjaszewski w wywiadzie dla Interii, mówi, że budżet Warty oscyluje w pobliżu 10 mln złotych. W porównaniu do większości klubów stawki nie starczyłoby nawet na waciki. W porównaniu do liczb z Excela przy Bułgarskiej, to Rutkowski i jego ludzie mogliby umrzeć ze śmiechu. Jednak jak sam zaznacza, to jest ich siła. Trzon zespołu stanowią ludzie, którzy w klubie pamiętają niuanse drugiej i trzeciej ligi. Nie śmieli nawet marzyć o tym, że kiedyś będą się bić o I ligę, o awansie do Ekstraklasy nawet nie wspominając. Tymczasem futbolowa fortuna postanowiła wyciąć im trochę okrutny, ale w sumie i śmieszny żart.
Problem jest jednak ze stadionem, a raczej z jego brakiem. Planowano modernizować obiekt przy ul. Drogi Dębińskiej, ale wiadomo, że klub sam tego nie sfinansuje. Miały w tym pomóc rządowe środki, lecz okazało się, że na ten cel ich nie ma. Na środki centralne nie ma też co liczyć, bo Poznań dostał odmowę rządu na wsparcie. Pozostało Warcie liczyć na zwycięstwo w kolejnej turze konkursu na przeznaczenie środków, które Poznań ma. Lecz jak zarzekają się władze miejskie, klubu samego z tym problemem z pewnością nie zostawią.
Warta czyha, a jak tam król?
” [..] W mieście gdzie na tronie król. Piękną przy nim jest królową [..]” – tak Warta mówi o sobie w swoim hymnie. Nie da się temu zaprzeczyć. Może futbol jest toporny, może wirtuozerii w tym tyle, ile w statystach z W-11, jednak daje radę. Tym bardziej kompromituje to Lecha, który ma o wiele większe możliwości. Excel przy Bułgarskiej co roku zieloniutki (patrząc na murawę w Poznaniu to Excel, to chyba jedyna w pełni zielona strefa), jednak to się w ogóle nie dodaje. Niektórzy mówią, że to wina Żurawia. Umówmy się jednak. Problem tkwi w pionie organizacyjnym.
Rząsa, który mówił o trzech garniturach. Zapomniał tylko, że pierwszy jest pożyczony, drugi z komunii, a trzeci ma dziurę w kroku. Liga Europy skończyła się kompromitującym złożeniem broni na rzecz meczu z Podbeskidziem. W lidze niżej od Warty, Wisły Płock i reszty. Derby Polski z Legią? W tym roku chyba w Warszawie na myśl o tym spotkaniu padają ze śmiechu. Nie ma co tu kryć, te sezon jest jedną wielką akcją ratunkową. W domu się pali, więc wybiegamy i ratujemy, co się da. Na szczęście zostaje jeszcze Puchar Polski, tak na dobrą sprawę jedyna realna szansa na puchary. Tyle tylko, że nie każdy mecz będzie polegał na szczęściu jak u Jasia Fasoli, jak z Radomiakiem.
Jeśli „Warcinka” jest królową, to Lech na tytuł króla w tym sezonie nie zasługuje. Jeśli już jakiś tytuł by mu się należał to księcia. Można byłoby powiedzieć, że błazna, ale wiemy jaki klub z Krakowa na ten tytuł w obecnym sezonie zasługuje. Podpowiem – nie zespół „spoglądający w gwiazdy”. Książę, ewentualnie sługa. Oczywiście jest spora szansa, że w tym sezonie Lech będzie wyżej od Warty. Jednak wiecie, to trochę tak jakby się cieszyć, że (ze wszystkimi miarami) Rocky Marciano pokonał początkującego pięściarza. Warta gra swoje, mierzy siły na zamiary. Tymczasem Lech musi zmazać plamę i odciągnąć widmo kompromitacji.
Ciekawe tylko czy zaważy to na psychice. Bo jak wiemy z poprzednich sezonów, gdy przychodzi co do czego, to Lech potrafi spartaczyć. Warta zaś ma ten komfort, że poza nimi samymi, nikt diamentu nie oczekuje. Tylko tej osławionej jazdy na dupach.
Źródło zdjęcia: TVP Sport