Łatwo nie było, ale ostatecznie Legioniści wygrywają z Ordabasy Szymkent i awansują do kolejnej rundy eliminacji Ligi Konferencji Europy. Kazachowie postawili jednak ciężkie warunki i do samego końca walczyli o korzystny rezultat.
Na początku trzeba wspomnieć o przedmeczowej oprawie
Kibice zgromadzeni na Żylecie w pięknym stylu uczcili pamięć warszawskich powstańców – minutą ciszy, hymnem oraz robiącą wrażenie sektorówką. Wszystko oczywiście w ramach obchodów kolejnej rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego.
Piłkarze Kosty Runjaicia weszli w ten mecz z ogromną werwą i animuszem. Od pierwszych minut chcieli pokazać Kazachom co to znaczy grać przy Łazienkowskiej 3. Postawa wicemistrzów Polski wyglądała o niebo lepiej niż przed tygodniem w Szymkencie. Legioniści naciskali na rywali, bardzo aktywny w pressingu był Tomas Pekhart i Ernest Muci. Właśnie tego drugiego gracza wyraźnie brakowało w miniony czwartek. Albańczyk od okresu przygotowawczego jest na fali wznoszącej i potrafi zrobić przewagę na boisku.
Mimo obiecującego początku, to nieoczekiwanie Ordabasy stworzyło sobie pierwsze stuprocentową okazję
A wszystko z wydatną pomocą Rafała Augustyniaka, który… wyłożył futbolówkę Bauyrzhanowi Islamkhanowi. Strzał 30-letniego Kazacha padł jednak łupem Kacpra Tobiasza, który popisał się instynktowną robinsonadą i wybronił zespół przed stratą gola.
Chwilę po tej sytuacji to goście – a dokładniej Temirlan Erlanov – nie byli wystarczająco skoncentrowani. Z błędu defensora skrzętnie skorzystał Paweł Wszołek, który przejął piłkę, wbiegł w pole karne i mierzonym uderzeniem wyprowadził stołecznych na prowadzenie. Trafienie wahadłowego uspokoiło nieco warszawiaków, ale jednocześnie nie wybiło z nich chęci dążenia po kolejne bramki.
Udało się to w najlepszym możliwym momencie, czyli tuż przed końcem pierwszej połowy
Tak zwany gol do szatni prawie zawsze negatywnie wpływa na morale rywali. Po strzale Josue z rzutu wolnego piłka trafiła do Artura Jędrzejczyka. Ten bez zastanowienia huknął w kierunku Bekkhana Shaizady. Futbolówka jeszcze tak się poodbijała, że spadła pod nogi Yuriego Ribeiro. Portugalczyk natomiast miał przed sobą już tylko pustą bramkę i bez problemu w nią wcelował.
Czy ja coś pisałam o golu do szatni? Cóż, w tym przypadku na przyjezdnych z dalekiego Kazachstanu podziałał otrzeźwiająco. Ci bowiem na drugą odsłonę wyszli wyraźnie odmienieni. Inna była też warszawska Legia – nerwowa i elektryczna w swoich poczynaniach. Nieco skostniałych kolegów rozruszał nasz stary znajomy z Wisły Płock -Jorginho. Jego aktywność nie poszła na marne. Sam co prawda nie pokonał Tobiasza, ale sprytnie zrobił to Usevalad Sadovski.
Ordabasy złapało kontakt i poczuło „krew”
Na szczęście – do czasu. Goście się wyszumieli, a do głosu znów zaczęła dochodzić Legia. Wystarczyła jedna roszada – wejście Marka Guala w miejsce Muciego, by wyprowadzić doskonały, bramkowy kontratak. Walnie przyczynił się do tego także odbiór Bartosz Slisza, którego podanie rozpoczęło tę akcję. A zwieńczył ja nie kto inny jak Tomas Pekhart. Tym samym Czech zdobył swoją 50. bramkę w barwach „Wojskowych”.
Gdy wydawało się, że nic złego już nie ma prawa się wydarzyć.. podopieczni Aleksandra Sedneva ponownie zdołali złapać kontakt. Po rzucie rożnym Sergey Maily strzałem z główki trafił do siatki, wprowadzając nie lada zamieszanie w legijne szeregi. Z oczywistych względów Ordabasy zaczęło grać jak najprościej – długimi podaniami na aferę. Finalnie jednak Kazachowie nie zdołali doprowadzić do remisu, a co za tym idzie – do dogrywki.