Brighton jak Robin Hood. Zabiera bogatym i rozdaje biednym

W trwającym sezonie pokonali już Manchester City, Tottenham, Newcastle czy dwukrotnie Manchester United. Urwali też punkty Aston Villi i dwa razy Arsenalowi. Z czołówki pokonać ich potrafił jedynie Liverpool oraz Chelsea. Z drugiej strony z pozostałymi rywalami wygrali tylko trzy mecze. Zwyciężyli jedynie raz w czterech spotkaniach z beniaminkami czy zremisowali z będącym tuż nad kreską Wolverhampton. Nikt w lidze nie ma też tak dużo remisów (10). Gdyby starcia przeciwko teoretycznie słabszym zespołom kończone podziałem punktów Brighton potrafiło zamieniać w zwycięstwa, dziś byliby jednym z kandydatów do awansu do Ligi Mistrzów.

Zmiana trenera przed sezonem

Latem z Brighton rozstał się Roberto De Zerbi. Włoch w swoim pierwszym sezonie na południu Anglii osiągnął historyczny sukces, awansując do Ligi Europy. Kolejna kampania była jednak już mniej udana. Mewy zakończyły sezon w drugiej połowie tabeli na 11. miejscu, co – po bardzo słabej końcówce sezonu (1 wygrana w ostatnich 10 meczach) – zostało przyjęte ze sporym niedosytem. Wizja budowy drużyny De Zerbiego rozmijała się z tą preferowaną przez zarząd klubu, dlatego latem drogi obu stron się rozeszły. W miejsce obecnego trenera Olympique Marsylii przyszedł o wiele mniej doświadczony 31-letni Fabian Hürzeler.

REKLAMA

Dla Niemca była to pierwsza samodzielna praca na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Wcześniej bowiem prowadził jedynie drugoligowe St. Pauli, z którym zresztą w poprzednim sezonie wywalczył awans do Bundesligi. Zatrudnienie 31-latka miało więc swoje uzasadnienie. Co prawda, brakowało mu wówczas doświadczenia z pracy na najwyższym poziomie, jednak bronił się on warsztatem. Hürzeler należy do fali młodych trenerów, którym kluby coraz częściej dają szansę. Niemiec został rzucony na głęboką wodę, jednak jak na razie radzi sobie całkiem nieźle.

Brighton lepiej punktuje przeciwko czołówce

Co prawda, po ponad połowie sezonu Mewy są dopiero na dziewiątym miejscu, a więc tylko dwa miejsca wyżej niż kończyli poprzednią kampanię. Dodając do tego fakt, że podopieczni Hürzelera nie grają w europejskich pucharach, ciężko mówić o jakimś ogromnym progresie. Jest jednak jeden aspekt, w którym poprawa jest widoczna gołym okiem. Mowa tutaj o wspomnianych na samym początku spotkaniach z czołówką. Przeciwko zespołom, które poprzedni sezon kończyły w pierwszej ósemce, Mewy zdobyły aż 18 punktów w 10 meczach (średnio 1,8 na mecz). Dla porównania w pozostałych 12 konfrontacjach tylko 16, co daje średnią zaledwie 1,33 na spotkanie.

Mewy już wygrały więcej spotkań ze wspomnianą wcześniej ósemką (5) niż w całym poprzednim sezonie (4). W ubiegłej kampanii w 16 takich spotkaniach zdobyli tylko 14 „oczek”. Daje to średnio 0,88 na mecz, a więc ponad dwa razy mniej niż w obecnej. Co więcej, aż sześć punktów uzbierali w dwóch pierwszych meczach. Oczywiście zarówno Manchester United, jak i Tottenham – z którymi Brighton wygrało wszystkie trzy spotkania – w obecnym sezonie ciężko uznawać za topowe zespoły. Mimo to znajdującym się aktualnie wyżej w tabeli Bournemouth (2:1) oraz Nottingham (2:2) Mewy również nie dały się pokonać.

Tak duża dysproporcja pod względem wyników w meczach z silniejszymi w dużym stopniu wynika z innego podejścia obecnego szkoleniowca Brighton. Podczas gdy w poprzednim sezonie ekipa De Zerbiego regularnie była karana za próbę narzucenia własnych warunków (1:6 z Aston Villą, 0:3 z Arsenalem, 0:4 z Manchesterem City czy też 0:4 z Romą w Lidze Europy), tak teraz taka wpadka zdarzyła im się tylko raz – przeciwko Chelsea (2:4). Roberto De Zerbi po każdej kolejnej dotkliwej porażce nie zamierzał jednak zmieniać sposobu gry. Uparcie stawiał na krótkie rozgrywanie piłki od własnej bramki i wciąganie rywala do pressingu, co z czasem zaczęło przynosić więcej strat niż korzyści.

Więcej elastyczności i pragmatyzmu

Fabian Hürzeler również wszedł do nowej ligi z własnym specyficznym pomysłem. Początkowo jego zespół grał bardzo wysoko ustawioną linią obrony. Brighton starało się jak najbardziej skracać pole gry i łapać rywali na spalone. Wiązało się to jednak z bardzo dużym ryzykiem, gdy nie było wystarczająco dużej presji na piłkę. Wówczas przeciwnik z łatwością mógł posłać dalekie podanie za linię obrony i ścigać się z defensorami Mew, którzy nie należą do najszybszych. Już w pierwszych meczach z Manchesterem United czy grającym w dziesiątkę Arsenalem na starcie sezonu Brigton miało z tym problem. Defensywa zespołu Hürzelera została jednak całkowicie obnażona we wspomnianej rywalizacji z Chelsea.

Po tym spotkaniu trener doszedł jednak do wniosku, że taki sposób gry to dla mocniejszego rywala woda na młyn. Od tamtego momentu Brighton w meczach z czołówką zaczęło grać bardziej pragmatycznie. Hürzeler nie chce za wszelką cenę narzucać własnych warunków. Częściej szuka słabych stron rywala i dostosowuje do tego sposób gry. Co prawda, średnie ustawienie linii defensywnej Brighton nadal jest – według danych ze strony Markstats – trzecie najwyższe w całej lidze. Jednak gdy jest potrzeba, Brighton cofa się do niskiego pressingu i wykorzystuje szybkie ataki, jak chociażby przeciwko Liverpoolowi, kiedy – pomimo bardzo dobrej gry – przegrali 1:2. Jednak kiedy wyczują, że przeciwnik jest do ugryzienia, to przejmują kontrolę nad meczem i dążą do zwycięstwa. Tak jak w drugiej połowie z Manchesterem City, gdy odrobili straty i wygrali 2:1 po dwóch golach zmienników.

Brighton potrafi zmieniać sposób gry

Również niedzielny mecz z Manchesterem United był dowodem na to, że Hürzeler potrafi zdiagnozować i wykorzystać słabe strony rywala. Czerwone Diabły zostawiały Brighton sporo czasu i miejsca w rozegraniu, dlatego często próbowali oni dalekich podań za linię obrony do Kaouru Mitomy i Yankuby Minteha. Joao Pedro i Danny Welbeck cofając się między linię pomocy a obrony, mieli za zadanie zwracać uwagę środkowych defensorów, tak aby skrzydłowi zostawali jeden na jeden z wahadłowymi United. W taki właśnie sposób Mewy strzeliły pierwszego gola. Brighton zmieniło też ustawienie w defensywie. W celu odbicia formacji United Minteh cofał się do linii defensywy, stając się piątym obrońcą. W efekcie United przez całe spotkanie jedyny celny strzał oddało z rzutu karnego.

Wygrana z United była drugą z rzędu dla ekipy Hürzelera, dzięki czemu do czwartego miejsca premiowanego grą w Lidze Mistrzów tracą już tylko cztery punkty. Aczkolwiek, aby myśleć o powrocie na europejskie boiska, Brighton musi stać się bardziej regularne. Przed zwycięskim spotkaniem z Ipswich (2:0) zanotowali serię ośmiu meczów bez zwycięstwa. Aż sześć z nich rozgrywali przeciwko zespołom będącym obecnie niżej w tabeli. Jak dotąd Fabian Hürzeler znalazł sposób na to, jak grać z czołówką. Kolejnym etapem w jego pracy powinno być przypomnienie sobie jak wygrywać przeciwko tym teoretycznie słabszym.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,734FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ