Do sobotniego spotkania przystępowały dwie drużyny, które dopiero co grały z Liverpoolem. Nastroje w nich były jednak zupełnie inne. West Ham przegrał z The Reds aż 5:1, zaś Manchester United zaskakująco zremisował na Anfield. Nie można tym jednak zamazać problemów przyjezdnych. Masowa liczba kontuzji doprowadziła do tego, że od pierwszych minut szansę dostał debiutujący 19-letni Willy Kambwala. Kolejne zaś spotkanie rozegrał od niego o rok młodszy Kobbie Maino.
Świetny Antony, ale bezzębni jego koledzy
Początek spotkania na pewno nie należał do oszałamiających. Obie drużyny próbowały raz gry pozycyjnej, raz bardziej bezpośrednio. Młoty liczyły przede wszystkim na błędy Kambwali, któremu jednak piłka przy nodze nie wadziła. Czerwone Diabły za to liczyły na efektywność dryblingów Garnacho, oraz ataki w środku pola, do którego schodził Antony. Gracze United także próbowali piłek za nisko ustawioną linię obrony przeciwników, ale absolutnie im się one nie udawały.
Pierwszy strzał mimo kontroli spotkania United oddało w 33 minucie. Antony z bezradności strzelił wprost w Areole. W 35 min United wyprowadziło dynamiczną kontrę. Antony wyczuł moment zagrania do Garnacho idealnie, ale ten fatalnie przyjął piłkę, przez co źle strzelił, prosto w bramkarza. West Ham także zaatakował bardzo groźnie, ale Jonny Evans świetnie interweniował przy zagraniu Bowena, wybijając piłkę na rzut rożny. United było bardzo napędzony do strzelenia bramki. W 39 minucie Antony zagrał dobrą piłkę do Garnacho i przy błędzie Mavropanosa udało mu się wywalczyć rzut rożny. Pod koniec połowy United całkowicie dominowało rywali, a najlepszym piłkarzem na boisku zdawał się być… Antony! Brazylijczyk cały czas kreował szanse swoim kolegom, wobec których mógł mieć sporo pretensji. Hojlund i Garnacho często byli niedokładni, bądź spóźnieni, przez co do przerwy meczu widniał remis.
Niewykorzystane szanse zemściły się na United
Znany ze swoich świetnych stałych fragmentów gry Ward-Prowse w 55 minucie świetnie dośrodkował na głowę Bowena. Anglik był blisko 11 trafienia w tym sezonie, ale świetnie interweniował Onana. W 69 minucie Zouma zainspirował się Jonnym Evansem i także wślizgiem świetnie interweniował. Po zagraniu Shawa wybił piłkę w ten sposób na rzut rożny, odcinając Garnacho, który miałby idealną szansę do strzelenia bramki.
W 72 minucie West Ham wszystkich zaskoczył. Paqueta świetnie dograł Bowenowi za obrońców, piłka odbiła się od klatki piersiowej Onany. Napastnik Młotów dopadł do niej i strzelił upragnioną bramkę. Piłkarze United po nim całkowicie załamali. Defensywa, którą można było chwalić, zaczęła popełniać proste błędy. W 77. minucie piłka przetoczyła się obok nóg Maino, po czym piłkarze West Hamu wyprowadzili akcję kończącą się bramką Kudusa. Także Antony zgasł całkowicie w drugiej połowie, a o obecności Rashforda można było zapomnieć. Mimo że Marcus wszedł w 57. minucie za niedojeżdżającego w tym sezonie Hojlunda.
Z takim atakiem nic United nie osiągnie
Patrząc na atak Manchesteru United, nie można dostrzec ani jednego klasowego zawodnika. Antony nie notuje żadnych liczb i ma zbyt mało dobrych momentów. Po Garnacho czy Hojlundzie widać, że aktualnie nie są piłkarzami na regularne granie w takiej drużynie. Pellistri wygląda jak piłkarz z najwyżej Championship. Martial od kilku lat nawet się nie próbuje udawać, że mu nie zależy. A co gorsza – Rashford z rekordową tygodniówką przyjmuje postawę Martiala i całkowicie zatraca się w marazmie klubu.
Czy można widzieć jakieś pozytywy w tej drużynie? Do straty pierwszej bramki bardzo dobrze grała defensywa, w tym debiutant, oraz Kobbie Maino. Jest to jednak zdecydowanie za mało, a z wypowiedzi dyrektorów klubu – nie ma co liczyć na zimowe wzmocnienia.