Ćwierćfinałowy mecz ze Słowenią obudził w Polakach wiarę, że nie musimy być na tym etapie turnieju chłopcami do bicia. A skoro wyeliminowaliśmy mistrzów z 2017 roku, to kogo mamy się bać?
Przeszliśmy Lukę Doncicia, ale Rudy’ego Goberta już się nie udało
Niestety, ale dzisiejszy rywal okazał się dla nas zdecydowanie trudniejszy. Głównie za sprawą warunków fizycznych francuskich koszykarzy. Umówmy się, że Rudy Gobert był ścianą, kiedy znajdował się na parkiecie. Ba! Jego zmiennik również nie odstawał.
Nie potrafiliśmy zdobywać punktów poprzez wejście pod kosz. Dobrze zorganizowana defensywa naszych rywali sprawiła, że przez większość meczu byliśmy po prostu bezradni w ofensywie. Nawet jeżeli dochodziliśmy do sytuacji, to często pudłowaliśmy, a o zbiórkach w ofensywie mogliśmy co najwyżej pomarzyć. W pierwszych dwóch kwartach zdobyliśmy po 9 punktów. „Słabo” to i tak mile powiedziane.
Okropnie ciężki mecz. Paradoksalnie to, na co nie mogliśmy narzekać przez cały EuroBasket, zniknęło w mgnieniu oka. Rzecz jasna mówię o emocjach, bo tutaj zwyczajnie Francuzi zabili mecz, na który tak ostrzyliśmy zęby. Nie nawiązaliśmy walki.
Mimo to nie zapominajmy, że wszystko, co tutaj ugraliśmy, i tak było efektem „ponad stan”. Osiągnęliśmy historyczny wynik, znaleźliśmy się w najlepszej czwórce w Europie. A przed nami jeszcze mecz o brązowy medal. Nie należy składać broni.