Bayern Monachium miał obowiązek pokonania Schalke. Ekipa z Gelsenkirchen nie mogła jednak pozwolić sobie na porażkę, bowiem perspektywa degradacji z ligi wciąż jest ogromna. Z tego powodu pojedynek prawdopodobnie najsilniejszej drużyny Bundesligi przeciwko jednej z najgorszych zapowiadał się na ciekawe starcie. Fani z Dortmundu ściskali kciuki za Marcina Kamińskiego i jego kolegów, którzy w teorii skreślani — zamierzali sprawić sensację.
Obawy kibiców z Monachium okazały się niepotrzebne
Bayern bez większych problemów dochodził do sytuacji bramkowych. Za każdym razem brakowało niewiele. Najpierw Jamal Musiala nie chciał przewracać się w polu karnym (jakkolwiek dziwnie to brzmi — mógł spokojnie dać się sfaulować i wywalczyć jedenastkę, ale wolał utrzymać się na nogach). Następnie obserwowaliśmy ogromny chaos w polu karnym gości, którego gospodarze nie potrafili zakończyć umieszczeniem futbolówki w siatce. Defensywna postawa Schalke wołała o pomstę do nieba, a wykorzystał to w 21. minucie Thomas Müllera, który mierzonym uderzeniem z dystansu pokazał, że zasługuje na grę w pierwszej jedenastce Bayernu. Goście nie uczyli się na swoich błędach i niedługo później ponownie zbyt ostro w polu karnym potraktowany został Musiala — tym razem młody Niemiec „padł” na murawę, a arbiter po konsultacji z VARem odgwizdał jedenastkę. Tę, mimo poślizgnięcia się wykorzystał Joshua Kimmich.
Ujmijmy to w ten sposób — Bayern robił swoje i bez większego problemu szybko zamknął mecz. Zadziwiające, że Schalke tak łatwo odpuściło walkę. Wiadomo, obie drużyny mają różne priorytety, ale przecież piłkarze z Gelsenkirchen potrafili jeszcze niedawno sprawić wielkie problemy graczom Borussii Dortmund. Braki umiejętnościowe nadrabiali zaangażowaniem i determinacją. Dziś wyszli na murawę pogodzeni z porażką. Bądźmy sprawiedliwi — Schalke nie podjęło rękawicy i zasłużenie poległo, a… to dopiero była pierwsza połowa.
Panie sędzio, kończ pan ten mecz…
Gdyby w futbolu funkcjonowała możliwość rzucenia białego ręcznika i poddania meczu, Schalke zapewne byłoby zainteresowane. Już na starcie drugiej połowy Joao Cancelo zakręcił defensywą Schalkę i wyłożył futbolówkę Serge Gnabry’emu. ten sam zawodnik dołożył kolejnego gola w 65. minucie, a to, co zrobił w tej sytuacji Maya Yoshida… No cóż, pod tym tekstem postaramy się umieścić skrót autorstwa Bundesligi — zobaczcie sami. Przecież to są piłkarskie jaja! Thomas Tuchel w końcu mógł się uśmiechać i pokusić o zmiany. Wpuszczony na murawę Mathys Tel znów błysnął, finalizując akcję po podaniu Jamala Musiali. I tym razem Bayern miał przed sobą linię obrony prezentującą poziom „amator”. Ba! Nawet Noussair Mazraoui w doliczonym czasie dorzucił swoją bramkę. Wynik nie oddaje przebiegu meczu, bowiem spokojnie mogło tutaj paść dwa razy więcej goli. To była deklasacja wynikająca z wysokich umiejętności piłkarzy z Monachium, ale i żałosnej postawy gości. Schalke ma wielu fanów — jednak dziś wszyscy muszą zgodnie stwierdzić. To był występ niegodny Bundesligi.