Ben Simmons w Nets, Harden w 76ers. Kto wyjdzie na tym lepiej?

Ostatnie dni były wyjątkowe dla świata koszykówki, ponieważ jeszcze przedwczoraj miał miejsce trade deadline w NBA. Niektóre zmiany i rotacje wśród klubów mogą bowiem przesądzić o reszcie sezonu. Niespełna dwie godziny przed zamknięciem dostaliśmy informację, że m.in. Philadelphia 76ers dobiła targu z Brooklyn Nets. Za sprawą wymiany tych klubów, James Harden i Paul Millsap trafią do Filadelfii. Natomiast Ben Simmons, Seth Curry, Andre Drummond oraz dwa picki w pierwszej rundzie draftu powędrują do Nowego Yorku.

Źródło: @wojespn/Twitter

76ers pozbyli się problemu, ale i nie tylko

Zacznijmy może od drużyny prowadzonej przez Doca Riversa. Oddają do Brooklynu Bena Simmonsa, z którego nie mieli w ostatnim czasie żadnego pożytku. Zdobywca tytułu Rookie of the Year z 2018 roku nie chciał grać już dłużej w 76ers, więc jeżeli w Filadelfii by czegoś szybko nie zrobili, najprawdopodobniej ten nie zagrałby już do końca sezonu. Byłby to wówczas dopiero drugi taki przypadek w całej historii NBA. Zdecydowanie postawa Bena źle wpływała na cały zespół i trzeba było coś z nim nareszcie zrobić. Dla świętego spokoju.

REKLAMA

Natomiast jeżeli on sam był prawdomówny na temat swoich problemów ze sfery mentalnej, to również jest to optymalne wyjście dla niego. Chciał zmienić otoczenie i w końcu udało mu się dopiąć swego. Podobno Ben jest bardzo podekscytowany przenosinami do Nowego Yorku. Liczmy, że tam już wszystko będzie u niego w porządku i pozwoli mu na to na spokojny powrót na parkiet. Oczywiście z czystą głową.

Źródło: @sixers/Twitter

Okej, ale pamiętajmy, że 76ers nie oddali tylko Simmonsa. Za Hardena poszedł naprawdę spory pakiet. Pytanie, czy aż nie za duży? Ben był musem, ale do niego dorzucono m.in. Setha Curry’ego, czyli naprawdę solidnego trójkowicza do rotacji dla Nets. Skoro jednak przychodzi „The Beard”, jest to zamiana z niezłego trójkowicza na trójkowicza w postaci All-Stara (jakby nie patrzeć). Do tego dorzucono Andre Drummonda, którego już chyba nie chcieli więcej trzymać w swoich szeregach. Jako zmiennik Embiida się nadawał, ale nie jest to zbyt istotna funkcja, gdy masz gościa, który gra wszystko od deski do deski i walczy o tytuł MVP. Trzech za jednego to mało? Najwidoczniej. 76ers poszli naprawdę va bank i oddali w tej wymianie nawet swoje picki w Drafcie. W dodatku dwa w pierwszej rundzie.

The Beard is here

Źródło: @sixers/Twitter

Philadelhpia podjęła ryzyko, które z jednej strony doskonale rozumiem i umiem sensownie wytłumaczyć. Joel Embiid znowu gra wyśmienicie, ale najprawdopodobniej nie pociągnąłby tego wózka sam w zbliżających się play-offach. James Harden ma przyjść i stworzyć z nim duet, który sięgnie po mistrzostwo. W grę wchodzi największy cel. Tylko czy rzeczywiście tak będzie? Harden to All-Star i jeden z najlepszych koszykarzy ostatnich lat. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Tylko że on nie przychodzi już z Houston, a z Brooklynu. To zupełnie inny profil.

W tym momencie ma 32 lata na karku. Jego forma fizyczna i sportowa odbiega od doskonałości (delikatnie mówiąc). Coraz bardziej się męczy, wskutek czego gra również mniej minut. Warunkiem must have do spełnienia w tym projekcie jest zdrowy Kameruńczyk, bo jeżeli Joel Embiid wypadnie z powodu kontuzji, to nie liczyłbym na to, że Harden pociągnie 76ers w pojedynkę.

Niemniej jednak jeżeli James będzie w formie, a obu Panów będzie trzymać się zdrowie, to mogą naprawdę sporo namieszać w tym sezonie. Jak to mówią — kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Po głębszym zastanowieniu nie dziwię się, że 76ers na to poszli. Obawiam się tylko, że mogą tego bardzo szybko pożałować, gdy „brodacz” nie odpali, co jest przecież bardzo możliwe.

Źródło: @RealSkipBayless/Twitter

+ Paul Millsap

Do Jamesa Hardena dołączy również jego klubowy kolega z Brooklynu, czyli 37-letni Paul Millsap. Nie spodziewałbym się jednak fajerwerków, ponieważ Paul Nowego Yorku nie zwojował i grał naprawdę rzadko w barwach Nets. Szczerze wątpię, że w 76ers coś się zmieni.

Źródło: @sixers/Twitter

Nets dostali kota w worku, który ma pomóc w defensywie

Kevin Durant, Kyrie Irving, Ben Simmons. Nowa „wielka trójka” w Brooklyn Nets? Spokojnie. Pamiętajmy, że Nowozelandczyk sporo nie grał w koszykówkę i jego forma stoi pod dużym znakiem zapytania. Mimo to, na papierze wydaje się to spore wzmocnienie. Ben powinien wspomóc linię defensywy, która dotychczas w Nets kulała niemiłosiernie. Nie oszukujmy się, obrona jest naprawdę ważna w obecnej koszykówce. W Brooklynie to leżało i kwiczało, a czasami wołało nawet o pomstę do nieba. Poza tym ekipa Steve Nasha nie radziła sobie z dużymi graczami, jak np. Giannis. Teraz mają gościa, który może takich przykryć i choć trochę uprzykrzyć im boiskowe życie.

Źródło: @BrooklynNets/Twitter

W dodatku w ramach tej wymiany Nets dostali Drummonda, który jest po prostu bykiem pod względem warunków fizycznych. Pod warunkiem, że będzie robił swoje, czyli zbierał piłki pod koszem, to najzwyczajniej w świecie będzie z niego pożytek i zdecydowanie bardziej przyda się w Nets, niżeli miało to miejsce w 76ers.

REKLAMA
Źródło: @BrooklynNets/Twitter

Seth Curry, czyli jak już wspomniałem, naprawdę fajny zawodnik. Trójkowiczów nigdy za mało. Zwłaszcza w przypadku, gdy Joe Harris wypadł do końca sezonu. W tym momencie będzie on najprawdopodobniej rotował z Pattym Millsem. Dwóch takich shooterów to ogromny atut. Dołączenie go do trade’u było niezbędne dla Nets, ponieważ w zespole Steve Nasha za trójki odpowiadał w głównej mierze James Harden.

Źródło: @BrooklynNets/Twitter

Oczywiście niektórzy mogą ubolewać, że Nets oddali Hardena. Zwłaszcza że to fajny i poczciwy gość. Jest tylko jedno „ale” pod względem sportowym. „The Beard” był zbyt chimeryczny. Zdecydowanie swoje najlepsze lata ma już za sobą. Za często trafiały mu się słabe spotkania, w których rzucał na słabej skuteczności, a ostatecznie jego ekipa obrywała. W obronie nie dawał praktycznie niczego, a jeżeli trafiały mu się te mecze, gdy i w ofensywnie nie błyszczał… no cóż. Wnioski może wyciągnąć sami.

Rozpad BIG3

Wielki projekt o nazwie „BIG3” nie wypalił w Brooklynie, ale tylko dlatego, że nigdy nie doszedł w pełni do skutku. Panowie (Irving, Durant, Harden) zagrali razem zaledwie 16 spotkań, z czego wygrali aż 13. Można gdybać, ale prawda jest taka, że zawsze co najmniej jednemu z nich było nie po drodze.

Kevin Durant to prawdziwy lider i koszykarska bestia. Nie można mieć do niego zastrzeżeń, ale od czasu do czasu wypada z gry z powodu kontuzji. Co wtedy? Na przykładzie tego sezonu — Kyrie nie grał, bo uparł się w swoich przekonaniach na temat szczepień. Został sam Harden, który grał w kratkę. Raz świetnie, raz słabo. Nie tak to miało wyglądać, ponieważ ten miał już nie być jedyną gwiazdą na parkiecie po odejściu z Rockets.

Nets wyglądali w tym sezonie nieźle i znajdowali się na 1. miejscu w swojej Konferencji, gdy Durant grał z Hardenem. KD wypadł i było już zdecydowanie gorzej, chociaż Harden w święta miał naprawdę niezły okres. Wrócił Irving, ale tylko na spotkania wyjazdowe. Teoretycznie rzuca i robi różnicę, ale nagle to James zaczął słabiej grać. W taki sposób to się prezentuje. I tak w kółko — zawsze coś, zawsze jest jakieś „ale”. Aktualnie bez Kevina Duranta w składzie Nets mają niechlubny lose streak w postaci 9 (!) spotkań, za sprawą czego spadli z samej góry tabeli na… 8. miejsce. Chyba nie trzeba mówić, że jest to dla nich niedopuszczalne.

Dlaczego Harden, a nie na przykład Irving?

James nie jest raczej już przywiązany do żadnych barw i jedyne czego chce, to mistrzowskiego pierścienia. Całkiem szczerze — nie dziwię mu się trochę. Po sezonie i tak zostałby wolnym agentem, a z tego co słyszałem, to nie ukrywał, że chciałby przetestować ten rynek. Co prawda miał opcję przedłużenia o rok i może by na to poszedł, by pociągnąć jeszcze trochę na obecnym kontrakcie (następny na pewno będzie dla niego mniej dochodowy), ale w 76ers jednym z warunków umowy było automatyczne przedłużenie kontraktu i pozostanie tam nie na pół, a półtora roku.

Innymi powodem, dla którego to Harden opuścił Nets, był najprawdopodobniej fakt, że jest szansa (mała, ale jest), aby Irving złamał swoją zasadę i zaszczepił się wbrew sobie w niedalekiej przyszłości. Pamiętajmy również, że to Kevin Durant jest niekwestionowaną gwiazdą nr 1, więc wszystko w Brooklynie będą robić pod niego. A ten mimo wszystko wolałby chyba grać z Kyriem Irvingiem. Z dwojga złego podobno lepiej w tę stronę.

Sytuacja Win-Win?

Teoretycznie tak, bo oba zespoły dostały to, czego aktualnie potrzebowały. Tylko że Brooklyn Nets zgarnęli zdecydowanie bezpieczniejszą opcję, która wydaje się również lepsza w szerszej perspektywie. Wymienili 32-latka i 37-latka, a dostali 25-latka w postaci Bena Simmonsa (na 3-letnim kontrakcie!) oraz 28-latka i 31-latka. W przypadku 76ers podjęto spore ryzyko, ba. Poszli na całość. Z czasem zobaczymy, czy im się to opłaci. Decyzja argumentowana świetną formą Joela Embiida może przekonywać. Osobiście uważam, że Philadelphia i tak nie sięgnie po tytuł. Jest to moja subiektywna ocena, ale biorę poprawkę na to, że play-offy radzą się swoimi prawami. Między innymi z tego powodu uważam, że to właśnie Brooklyn bardziej skorzysta na tej wymianie.

Wybór do All-Star Game, nowy numer Hardena

Na koniec dwie ciekawostki. LeBron James i Kevin Durant są już po wybraniu swoich składów do tegorocznego All-Star Game. Jako ostatni wybór KD musiał dokonać pomiędzy Gobertem a Hardenem. Padło na tego pierwszego. Reakcja LBJ bezcenna.

Źródło: @TheHoopCentral

James Harden od zawsze gra z numerem 13 na plecach i z nim jest kojarzony. Ostatnio nagrał nawet w ramach współpracy z Adidasem krótki filmik promocyjny o tym. Niestety, ale w 76ers ten numer jest zastrzeżony na cześć Wilta Chamberlaina. Z tego powodu „The Beard” ma wybrać numer 1. Dziwnie, co?

Źródło: @adidasHoops/Twitter
SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,727FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ