Atletico szybko pozbierało się po ligowej porażce z Las Palmas. Jednak ta odpowiedź to mecz w Champions League z Celticiem. Dlatego podopieczni Diego Simeone chcieli wrócić na właściwe tory również w rozgrywkach La Liga. Konkurencja nie śpi i kolejna strata punktów mogłaby w przyszłości okazać się bardzo kosztowna i ciężka do odrobienia. Na drodze „Los Colchoneros” stanął Villarreal, który dwa dni przed meczem zwolnił trenera — Jose Rojo Pachete.
Problemy gospodarzy
Nie kleiło się zbyt dużo piłkarzom Atletico Madryt w pierwszej połowie. Brakowało polotu, z którego dość często w ostatnim czasie są znani. Villarreal nie wyglądał dzisiaj na zespół, który na ten moment nie ma trenera. Byli bardzo dobrze zorganizowani w obronie i znakomicie wychodzili spod pressingu swoich rywali. Wiedzieli, co chcą osiągnąć swoją grą i wcale nie przyjechali do Madrytu, tylko się bronić. Atletico męczyło się na boisku i nie wyglądało na zespół, który walczy o mistrzostwo Hiszpanii.
Piłkarze „Żółtej Łodzi Podwodnej” szli jak po swoje. Jak już wspominałem, bardzo dobrze radzili sobie w ataku pozycyjnym. Taką akcją również się popisali w 20. minucie, którą sfinalizował Gerard Moreno. Bardzo dobrze fizycznie wyglądali goście. Starali się tworzyć coraz więcej okazji bramkowych i na tego pierwszego gola jak najbardziej zasłużyli. Wcale nie byli dzisiaj gorszą drużyną, która jest de facto pogrążona w problemach. Gospodarze wyglądali na ludzi, którzy się męczą na boisku. Dodatkowo próbowali pokonać nie tylko swoich rywali, ale również i swoje problemy z kreatywnością.
Co by nie mówić to im się to udało jeszcze w pierwszej części spotkania. Znakomite podanie Antoine’a Griezmanna, po którym wystarczyło tak naprawdę dołożyć nogę i wpakować piłkę do siatki w doliczonym czasie pierwszej połowy wykorzystał Axel Witsel. Nie układało się wiele gospodarzom, lecz trzeba umieć strzelać bramki nawet gdy nie idzie. A dzisiaj Atletico męczyło się na boisku i dopiero w końcówce pierwszej połowy wrzucili wyższy bieg. Odnaleźli się na boisku i to przyniosło efekt.
Inne oblicze gry
Atletico w drugiej połowie było nieco innym zespołem. O wiele łatwiej tworzyli sobie sytuacje i nie pozwalali na zbyt wiele swoim rywalom. W pierwszej połowie za bardzo się odsłonili na ataki Villarrealu, za co zostali skarceni. Po przerwie takiego czegoś nie było. Widzieliśmy inne oblicze tej drużyny, mianowicie to, które cechuje się szczelną obroną. Niestety brakowało ciągle siły rażenia w ofensywie. Szarpał Antoine Griezmann, lecz nie miał wsparcia od swoich kolegów. Francuz jest zawodnikiem wszechstronnym, jednak nie zawsze jest piłkarzem, który zawsze chce kończyć akcje i strzelać gole.
Można było odnieść wrażenie, że goście grali na czas. Nie chcieli już atakować piłkarzy Diego Simeone i robili wszystko, żeby ten remis dowieźć do końca spotkania. Najwidoczniej gościom takie rozstrzygnięcie jak najbardziej odpowiadało. Gdy tylko byli przy piłce to grali najwolniej jak się tylko dało i zabijali spotkanie. Aż wreszcie udało się gospodarzom dobić do bramki rywali. W 80. minucie gola na 2:1 dającego zwycięstwo „Los Colchoneros” dał nie kto inny jak wcześniej wspominany Antoine Griezmann.
Było to jego 169 trafienie w barwach Atletico, dzięki czemu zrównał się z Adriánem Escudero, jako drugi najlepszy strzelec w dziejach klubu. Do Luisa Aragonésa traci zresztą tylko 4 gole. Wynik spotkania pięć minut później ustalił Samuel Lino.
Wyszarpali to zwycięstwo piłkarze Diego Simeone. Zwycięzców się nie sądzi. Na końcu liczą się trzy punkty, które były bardzo potrzebne. Dzięki temu zwycięstwu Atletico traci tylko dwa punkty do będącej na 3. miejscu Barcelony. Dodatkowo należy pamiętać, że mają oni jeden rozegrany mecz mniej. Z kolei Villarreal dalej „tuła” się w środku ligowej tabeli. Może nowy trener wniesie coś nowego do zespołu i sprawi, że poczynania tego klubu znów będą przynosiły radość fanom hiszpańskiej piłki.