Do sieci już trafiły porównania. W poprzednim sezonie Arsenal po trzech kolejkach zamykał ligową tabelę mając 0 punktów i bilans bramkowy 0:9. Minął niecały rok, a Kanonierzy po trzech meczach mają komplet punktów i w najgorszym wypadku (czyli jeśli Manchester City jutro wygra) będą wiceliderem. Choć to nieco złudna statystyka spowodowana terminarzem to progres w drużynie Mikela Artety jest widoczny. W tym sezonie Kanonierzy mogą grać o wysokie cele.
Moc systemu
Pozostając na chwilę przy porównaniu początków tych dwóch sezonów – jeszcze większe wrażenie niż różnica wyników mogą robić zmiany w składzie. Przykładowo biorąc pod uwagę wyjściową jedenastkę na inaugurację sezonu powtarzają się tylko trzy nazwiska – Ben White, Granit Xhaka i Gabriel Martinelli.
Mikel Arteta to trener, który ma jasno określoną filozofię. Choć na początku pracy na Emirates dostosował się do warunków, które zastał tak z czasem zaczął budować zespół, który ma na boisku dominować, utrzymywać się przy piłce i kontrolować przebieg wydarzeń. A do tego potrzebował odpowiednich wykonawców. Dlatego od września ubiegłego roku Arsenal stopniowo się rozwija. Dziś są już w momencie, w którym widać, jak wartościowy jest ten system. Zawodnicy często płynnie wymieniają się pozycjami jednocześnie zachowując strukturę. Boczni obrońcy mają wyczucie, kiedy zejść do środka i zrobić przewagę, a kiedy rozszerzyć grę. Płynne rotacje możemy często zaobserwować na lewej stronie pomiędzy Martinellim, Xhaką, a Zinchenko. Przez to, że zawodnicy ciągle są w ruchu rywal często ma problemy, aby skutecznie ustawić krycie. Zachowanie struktury natomiast pozwala na tworzenie linii podań i znajdywanie sobie wolnej przestrzeni.
Mądre ruchy transferowe
Już w pierwszych trzech meczach nie trudno było dostrzec, że swoje piętno na zespole zdołali odcisnąć zawodnicy, którzy dopiero co dołączyli do drużyny. Największe zainteresowanie generuje Gabriel Jesus. 2 gole i 3 asysty nie oddają w pełni, jak ważnym piłkarzem jest on dla Arsenalu. W poprzednim sezonie w wielu miejscach mogliśmy przeczytać, że klasowy napastnik pozwoli Arsenalowi wejść na zupełnie inny poziom. Jesus świetnie czuje się na ograniczonej przestrzeni i odnajduje się w licznych kombinacyjnych akcjach zespołu, ale – w porównaniu do Lacazette’a – jest o wiele bardziej mobilny i dynamiczny. Stara się tworzyć przewagę na skrzydłach, ale nie brakuje go w polu karnym. Ponadto Brazylijczyk zapewnia na boisku momenty magii. Przykład? Choćby pierwszy gol we wczorajszym meczu z Bournemouth. Najpierw klei do ziemi piłkę z obrońcą na plecach, rozpoczyna slalom między obrońcami i wypracowuje sytuację Martinelliemu.
Zakup napastnika jest dobrym przykładem, jak na rynku działa Arsenal.
Pilna potrzeba nowej „9-tki” chodziła za zespołem już od stycznia. Wówczas celem Kanonierów był Dusan Vlahovic. Serb wybrał jednak Juventus, jednak Arsenal miał inne opcje. Edu i spółka nie chcieli jednak kupować zawodnika, co do którego nie są w pełni przekonani. Ich celem numer 1 był Gabriel Jesus mimo, że wiedzieli, iż muszą poczekać do lata. Być może przez to dziś Arsenal jest tylko w Lidze Europy, a nie Lidze Mistrzów, jednak zarząd uznał, że długoterminowo taka strategia się opłaci.
Ulubieńcem kibiców stał się z kolei William Saliba, na cześć którego fani już ułożyli przyśpiewki. Jego powrót z wypożyczenia jest dla Artety jak nowy transfer. 21-latek gra na środku obrony, jak doświadczony weteran. Bycie stoperem w takim zespole, jak Arsenal, gdzie ciąży na tobie duża odpowiedzialność za rozgrywanie piłki, a przez wysoko ustawioną linię obrony każdy błąd jest eksponowany nie jest łatwe. Francuz wprawdzie w meczu z Leicester strzelił dość kuriozalnego samobója, ale oprócz tego jest bezbłędny i tworzy z Gabrielem pewny duet stoperów. Dwa wyjazdowe czyste konta mówią same za siebie.
Patrząc na Zinchenko odnoszę wrażenie, że ten gość gra już w Arsenalu od kilku lat, a nie kilku tygodni. Postawa reprezentanta Ukrainy pokazuje, jak ważne jest, aby w drużynie wykazującej chęć prowadzenia gry znajdował się inteligentny boczny obrońca. Zinchenko to zawodnik świetnie czytający grę. Raz ustawia się obok Thomasa Parteya w środku pola, za chwilę rusza lewą stroną, a jeszcze innym razem widzisz go jak tworzy przewagę schodząc nawet bliżej prawej flanki.
Rozwój lewej strony
Niewykluczone też, że Oleksandr Zinchenko był kluczem, aby uruchomić lewą stronę. W poprzednim sezonie ataki Arsenalu opierały się najczęściej na kombinacjach pomiędzy Saką, a Odegardem na prawym skrzydle. Początek tych rozgrywek upływa jednak pod znakiem przeciwnej flanki. Rotacje pomiędzy Martinellim, Xhaką, a Zinchenko oraz wspomagającym ich Gabrielem Jesusem są dla rywali nie do powstrzymania. Zdumiewające jest zwłaszcza, jak w nowej roli odnajduje się Granit Xhaka. Szwajcar już w drugiej połowie poprzedniego sezonu był ustawiany przez Artetę bliżej bramki rywala, ale teraz jest niczym „10-tki” w Manchesterze City. Gol i dwie asysty po trzech meczach zamykają dyskusję, czy to był trafiony pomysł Artety. Trener odnalazł w Xhace atuty, o których istnieniu nie wiedział nawet chyba sam piłkarz.
Gdzie Arsenal musi się jeszcze poprawić?
Arsenal zasługuje na pochwały, ale w ich grze nadal widać pewne mankamenty. W zasadzie po każdym zwycięstwie podkreśla się, jak ciekawy jest to projekt, jak duży ma potencjał, jednak po zachwytach przychodzi „ALE” i dotyczy ono oddawania inicjatywy rywalowi i zbyt głębokiego cofania się do defensywy. Najlepszy i najświeższy przykład, czyli wczorajszy mecz z Bournemouth. Pierwsza połowa? Dwa szybkie gola i totalna kontrola. Wisienki wyglądały na zespół, który po prostu nie jest w stanie zagrozić Arsenalowi. Nie oddali strzału, nie mieli nawet kontaktu z piłką w polu karnym The Gunners. Druga połowa? 56-44 w posiadaniu piłki dla Bournemouth, 6-6 w strzałach.
W swoich najlepszych fragmentach Arsenal bywa porównywany nawet do Manchesteru City i Liverpoolu, jednak to, co pokazuje, jaki dystans dzieli Kanonierów od czołówki to właśnie obraz meczu w ich najgorszych momentach. Arsenal nie potrafi zagrać równo przez 90 minut spotkania. Zawsze znajdą się okresy, w których kontrolę przejmuje rywal. I nie zawsze będzie im to uchodzić na sucho.
Mikel Arteta musi nauczyć swój zespół odpoczywać z piłką przy nodze. Jednym z czynników, w którym upatruję brak tej umiejętności jest brak optymalnej formy Thomasa Parteya na starcie tego sezonu. 29-latek pełni arcyważną rolę w systemie Arsenalu. Jako „6-tka” w zespole grającym juego de posicion to on odpowiada za regulowanie tempa gry. Partey często szuka ryzykownych podań do przodu, kiedy lepszym rozwiązaniem jest uspokojenie akcji i cierpliwe budowanie ataku. W efekcie z Leicester średnio prawie co trzecie podanie nie docierało do celu. 81% celności podań z tych trzech spotkań też nie może być zadowalającym wynikiem. Partey w poprzednim sezonie pokazał, że ma umiejętności, aby grać jako single pivot, jednak na starcie sezonu Arsenal prezentuje się tak dobrze raczej pomimo, a nie dzięki niemu.
Szukasz więcej treści z Premier League? Zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej