Dla Manchesteru United był to drugi z czterech testów, które miały odpowiedzieć na pytanie jak poradzą sobie bez Casemiro. W pierwszym – dla przypomnienia, bo przez przerwę reprezentacyjną można było zapomnieć – pokonali Fulham 3:1, choć przez długi czas przegrywali. Dziś poprzeczka poszła nieco w górę. Czerwone Diabły pojechały na St. James’ Park zmierzyć się z Newcastle.
Dziś brak Casemiro był zdecydowanie bardziej widoczny
Newcastle preferuje sposób gry, którego zneutralizowanie byłoby o wiele łatwiejsze mając w składzie Casemiro. Zespół Eddiego Howe’a stosował proste środki. Wznawiając grę posyłali dalekie podania na połowę United, nastawiali się na zbieranie drugich piłek, chcieli wygrać walkę o środek pola dzięki fizyczności i intensywności. To im się udało. Gospodarze byli stroną przeważającą. Po lewej stronie akcje Srok napędzał Allan Saint-Maximin, sporo jakości zespołowi dawał też Alexander Isak, który angażował się w konstruowanie akcji. Piłkarze Eddiego Howe’a perfekcyjnie realizowali plan nakreślony przez trenera, ale brakowało im tego, co jest ich największą bolączką od mundialu – skuteczności. Po pierwszej połowie ich współczynnik xG (goli oczekiwanych) wynosił 1,86, a ani razu nie trafili do siatki.
Manchester United próbował się odgryzać. Najczęściej za sprawą akcji prawą stroną z udziałem Antony’ego, ale w porównaniu do rywali ich siła ofensywna wyglądała mizernie. Generalnie kibice nie mieli prawa narzekać na nudę. Na St. James’ Park ciągle coś się działo. Od jednej bramki do drugiej. Niczym w meczu koszykówki.
Gospodarze ciągle byli zespołem, który miał więcej z gry
Gra toczyła się głównie na połowie Manchesteru United, który momentami sprawiał wrażenie drużyny bezradnej. Newcastle w końcu dopięło swego, a fragment, który doprowadził do gola był ucieleśnieniem dzisiejszego sposobu gry Srok. Najpierw założyli wysoki pressing od razu po krótkim wznowieniu rywala od bramki, czym wywalczyli wrzut z autu. Następnie dwa razy po stracie piłki założyli kontrpressng nie pozwalając United wyjść za połowę aż w końcu weszli w pole karne, a piłkę do siatki z bliskiej odległości skierował Willock. To był pokaz intensywności, z którą goście nie mogli sobie dziś poradzić. Po objęciu prowadzenia Newcastle nie zmieniło podejścia. Nadal atakowali wysokim pressingiem i chcieli trzymać piłkę jak najdalej od własnej bramki. Taka postawa poskutkowała drugim golem pod koniec meczu. Po dośrodkowaniu Trippiera z rzutu wolnego prowadzenie podwyższył Callum Wilson.
Erik ten Hag przyzwyczaił już, że z drużynami pokroju Newcastle, czyli wybieganymi, potrafiącym zakładać pressing i posiadających jakościowych piłkarzy często przechodzi na grę bardziej bezpośrednią. Dziś też chcieli grać w ten sposób, ale bez Casemiro staje się to o wiele trudniejsze. Nic więc dziwnego, ze piłkarze Eddiego Howe’a okazali się lepsi w tym aspekcie i zasłużenie odnieśli zwycięstwo jednocześnie wyprzedzając Man United w ligowej tabeli.
Newcastle 2:0 Manchester United (Willock, Wilson)
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej