Ancelotti znalazł odpowiednią formułę. Real Madryt znowu to zrobi?

Przez ostatnie lata Real Madryt przyzwyczaił nas, że nigdy nie można skreślać ich w walce o Ligę Mistrzów. Niezależnie czy potrzebują jeszcze dwóch goli, a za niedługo rozbrzmi ostatni gwizdek sędziego w dwumeczu, czy też jesienią prezentują się tak słabo, że w głowach pojawia się myśl: „no nie, w tym sezonie już na pewno im się nie uda”. Bo zawsze, gdy przychodzi decydująca faza sezonu Królewscy wskakują na najwyższe obroty. W obecnych rozgrywkach w wielu momentach jesieni można było łapać się za głowę jak mistrz Hiszpanii i najlepsza drużyna w Europie może grać w tak żenującym stylu, ale przyszedł pierwszy kluczowy test w Lidze Mistrzów i Real zdał go śpiewająco wyrzucając za burtę Manchester City.

Real Madryt nie pozostawił złudzeń Manchesterowi City

Dwumecze Realu Madryt z Manchesterem City w ostatnich latach to już tradycja fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Zazwyczaj zwycięsko z tych starć wychodzą Królewscy, ale w tym roku po raz pierwszy wyeliminowali przeciwnika nie pozostawiając żadnych wątpliwości, że to im należał się awans. W pierwszym spotkaniu na Etihad Stadium podopieczni Carlo Ancelottiego dali popis swojego talentu w ofensywie tworząc mnóstwo okazji przeciwko słabo broniącemu City. W rewanżu z kolei zaprezentowali się niczym doświadczeni mistrzowie. Bronili się blisko własnej bramki, na własnej połowie, a gdy odzyskali piłkę to cierpliwie się przy niej utrzymywali. Szybko zdobyli dwa gole i tak naprawdę na godzinę przed końcem spotkania rozstrzygnęli kwestię awansu. Można było odnieść wrażenie, że piłkarze Ancelottiego nie musieli wrzucać nawet najwyższego biegu, aby zneutralizować Manchester City.

REKLAMA

W tym przypadku statystyki nie oddają akurat dokładnie przebiegu meczu, ponieważ Real po strzeleniu trzeciego gola już się rozluźnił i pozwolił rywalom na tworzenie sytuacji. Gdy Kylian Mbappe w 61. minucie skompletował hat-tricka w rubryce strzałów po stronie gości widniała liczba 1. Było to uderzenie zza pola karnego, zablokowane, o wartości 0,05 xG (goli oczekiwanych). Manchester City był po prostu bezradny na tle Realu Madryt, który wreszcie wyglądał jak zespół z wybitnymi indywidualnościami, a nie zbiór indywidualności. Jakie były kluczowe decyzje Carlo Ancelottiego w odnalezieniu właściwej formuły?

Pogodzenie Kyliana Mbappe i innych gwiazd

Problemy Realu Madryt jesienią często diagnozowano przez postać Kyliana Mbappe. Jego transfer na Santiago Bernabeu zaburzył równowagę w zespole. Podkreślano, że Francuz i Vinicius najlepiej czują się operując w tym samym sektorze boiska i trudno będzie ich pogodzić. Zwracano również uwagę na bierność w grze bez piłki Mbappe, co w połączeniu z podobnie obijającym się w tej fazie gry Viniciusem miało być gwoździem do trumny przy bronieniu. Liczby Realu Madryt w rywalizacjach z silniejszymi przeciwnikami były bardzo niepokojące. W obu rywalizacjach z Barceloną, a także z Atalantą, Liverpoolem i Milanem rywale kreowali sytuacje wyceniane przez model goli oczekiwanych na ponad 2 xG.

Wczoraj Manchester City wykreował wprawdzie 1,32 xG, natomiast aż 0,91 xG to był gol Nico Gonzaleza w doliczonym czasie gry, a – jak już wcześniej zaznaczaliśmy – do trzeciego gola Realu rywale oddali tylko jeden strzał. Ancelotti ustawił zespół niżej w systemie 4-4-2, gdzie Mbappe i Vinicius grali w pierwszej linii, a Bellingham pełnił rolę lewego pomocnika w defensywie. Formacje grały blisko siebie, drużyna nie była rozciągnięta na całym boisku i nie pozostawiała przestrzeni za linią obrony, co notorycznie zdarzało im się w El Clasico.

Kylian Mbappe początkowo mógł Ancelottiemu stwarzać problemy natury taktycznej, natomiast w ostatnich tygodniach 26-latek sam zaczął przykrywać wszelkie kłopoty swoim talentem piłkarskim. Hat-trick z Manchesterem City był potwierdzeniem fantastycznej formy Francuza, który po prostu potrzebował czasu na aklimatyzację, aby pokazać swoje pełne możliwości. Mbappe bardzo dobrze wygląda jako napastnik z dużą swobodą poruszania się. Raz zejdzie pod grę i poszuka kombinacyjnej gry, raz wystartuje na wolne pole, raz ustawi się szerzej i nastawi na drybling. Real ma więc kolejnego zawodnika, który swoją jakością jest w stanie decydować o losach meczu.

Wypełniona luka po Tonim Kroosie

Wiele przyczyn problemów Realu Madryt leżało także w odejściu Toniego Kroosa, który po EURO 2024 zakończył profesjonalną karierę. Niemiec był jednym z najważniejszych piłkarzy Realu w poprzednim sezonie. Perfekcyjnie pełnił bezcenną funkcję reżysera gry, dzięki któremu zespół dobrze kontrolował mecze. Carlo Ancelotti nie dostał jednak zastępstwa za Kroosa, więc pierwszą część sezonu musiał poświęcić na szukanie nowych rozwiązań i testowanie poszczególnych wariantów. Koniec końców Włochowi udało się znaleźć zestawienie, w którym środek pola jest odpowiednio zbalansowany. A kluczowe okazało się odkurzenie Daniego Ceballosa.

W hierarchii środkowych pomocników Realu Hiszpan wydawał się być lata świetlne za Bellinghamem, Valverde, Camavingą, Tchouamenim i Modriciem. Niemniej jednak, charakterystyka Ceballosa jest najbardziej zbliżona do Toniego Kroosa. Bardzo często schodzi on głęboko po piłkę od środkowych obrońców, dobrze czuje arytmię gry (kiedy zwolnić, a kiedy przyspieszyć tempo) i prawidłowo łączy bezpieczeństwo z progresją piłki. Real Madryt potrzebował pomocnika, dla którego wychodzenie na pierwszy plan w fazie budowania akcji jest czymś naturalnym. Ceballos wykonuje średnio najwięcej podań w przeliczeniu na 90 minut w całej La Liga spośród zawodników, którzy zagrali minimum 1/3 możliwego czasu. Być może 28-latek dostał szansę z przypadku, wykorzystując problemy kadrowe związane z urazami w zespole, ale wykorzystał ją pokazując, że znajduje się w bardzo dobrej dyspozycji. Oczywiście nowym wcieleniem Toniego Kroosa nie jest, ale solidnie wykonuje większość jego obowiązkiów, których zaniedbanie w pierwszej części sezonu prowadziło do problemów w środkowej strefie boiska.

Real Madryt miał problemy z bokami obrony

Real Madryt w obecnym sezonie miał również problemy z obsadą boków obrony. Po kontuzji Carvajala – piłkarza zdaniem części fanów zasługującego w poprzednim sezonie na Złotą Piłkę – która wyeliminowała go z gry do końca sezonu Carlo Ancelotti musiał znaleźć rozwiązanie na zabezpieczenie prawej flanki. Naturalnym zmiennikiem Hiszpana jest Lucas Vazquez, ale okazało się, że nie gwarantuje on odpowiedniego bezpieczeństwa w defensywie. Umiejętność gry w obronie jest dla prawego obrońcy Realu o tyle ważna, że nie może liczyć na tak mocne wsparcie swojego bocznego pomocnika (Rodrygo), jak jego kolega z drugiej strony w linii defensywy na pomoc od Jude’a Bellinghama.

Jako alternatywę na prawą obronę Carlo Ancelotti widział Fede Valverde i po dwumeczu z Manchesterem City wydaje się, że Urugwajczyk powinien do końca sezonu być pierwszym wyborem na tą pozycję. We wczorajszym rewanżu na Santiago Bernabeu Valverde rozegrał kapitalne zawody. Zamknął lewą flankę Manchesteru City, gdzie rywale znacznie częściej kierowali swoje ataki, a ponadto istotnie wspomagał ofensywę. Wykreował kolegom cztery okazje, co było najlepszym wynikiem w tym spotkaniu, a w pamięć zapadną dwa świetne dogrania w pole karne z głębi pola w strefę pomiędzy obrońców, a bramkarza.

REKLAMA

Przegrywając klasyki z Barceloną oraz dostając w Lidze Mistrzów bęcki od Milanu czy Liverpoolu kibice Realu mogli spisać już ten sezon na straty. Pomyśleć, że bez Toniego Kroosa nie uda się odzyskać odpowiedniego balansu w składzie. Że Kylian Mbappe nie będzie takim game-changerem, na jakiego go zapowiadano. Że mają zbyt dużo kontuzji w linii obrony. Po dwumeczu z Manchesterem City w głowach fanów Królewskich z pewnością znów zaczyna kiełkować myśl, że ich ulubieńcy znowu to zrobią. Bo Real Madryt wreszcie na boisku wyglądał jak jeden organizm.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,762FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ