Wisła płynie w stronę drugiej ligi. Od ŁKS-u dostała trójkę

Startuje Liga Mistrzów? Cytując klasyka „a komu to potrzebne”. O 19.30 rozpoczęło się zaległe spotkanie z 1. kolejki Betclic 1. Ligi, w którym ŁKS Łódź podejmował u siebie Wisłę Kraków. Biała Gwiazda po ostatnim meczu z Wartą Poznań (0:1) chciała odkupić swoje winy i udobruchać kibiców, którzy nie kryli swojej złości po wstydliwej porażce. Był to też sentymentalny powrót Kazimierza Moskala na stadion przy alei Unii Lubelskiej, gdzie jeszcze niecały rok temu zasiadał na ławce rezerwowych jako trener gospodarzy. Po bramce na początku meczu bliżej było jednak do zrealizowania swojego celu Łodzianom, który zakładał przedłużenie passy zwycięstw.

Od samego początku widać było, że obie drużyny interesuje dzisiaj tylko komplet punktów. Nastawione ofensywnie ekipy skupiały się na tworzeniu sobie sytuacji, ale jako pierwsi poważniej zagrozili gospodarze. Pierwszy strzał ŁKS-u zakończył się bowiem golem. Rozegrany na dwa tempa rzut rożny poskutkował dośrodkowaniem Kamila Dankowskiego, a następnie celną główką Andreu Arasy, który nie przejął się byciem krytym przez Patryka Gogóła. To już czwarty gol Hiszpana w tym sezonie, zaś Wisła Kraków po raz kolejny w tarapatach.

REKLAMA
źródło: X TVP Sport (@sport_tvppl)

Drużyna z Krakowa chciała odpowiedzieć najszybciej, jak się da, lecz miała problem z konkretyzowaniem swoich działań ofensywnych. Najbliżej wyrównania był chyba Angel Rodado, kiedy w 25. minucie obrócił się z trzema rywalami na plecach i oddał strzał w światło bramki. Pechowo dla Hiszpana w bramce był czujny Aleksander Bobek. Gola zdobyć się nie udało.

Wisła zapomniała, jak się gra w defensywie

Przynajmniej nie Wiśle. Bo ŁKS Łódź przeczekał ten napór i wyprowadził cios. Dośrodkowanie dokręcające się do bramki przeciął całkowicie niepilnowany Stefan Feiertag i zrobił to, co należy do obowiązków napastnika – strzelił gola. To wyglądało na takie łatwe, a Arasa do gola dorzucił asystę. Defensywa Wiślaków nie funkcjonowała najlepiej.

źródło: X TVP Sport (@sport_tvppl)

I znów, futbolówka była po kontrolą przyjezdnych. Patryk Gogół próbował postraszyć Bobka uderzeniem sprzed pola karnego, lecz to nie wystarczyło na 20-letniego bramkarza. Z dalszej odległości spróbował też James Igbekeme, ale nie to było najważniejsze. Sfrustrowany Kazimierz Moskal nie mógł biernie się przyglądać, więc przeprowadził dwie zmiany. Nie poczekał nawet do przerwy. W 40. minucie weszli na boisko Olivier Sukiennicki oraz Karol Dziedzic. Pechowcami okazali się Piotr Starzyński i Patryk Gogół. Młodzież zastąpiła młodzież. Najlepsze było to, że Wisła wcale nie wyglądała jakoś tragicznie na boisku. Miała swoje sytuacje, tworzyła zagrożenie. Problemem były błędy indywidualne w strefie obronnej. Ale tyle wystarczyło ŁKS-owi, aby do przerwy mieć korzystny wynik.

Defensywa ŁKS-u wreszcie pękła

Zespoły wróciły na boisko i sytuacja się unormowała. Mecz był wyrównany, nawet ze wskazaniem na Wisłę. Co prawda kończyło się zazwyczaj na strzałach z dystansu, ale przewaga optyczna była po stronie gości. Nie zdało się to jednak na nic, bo jedna kontra ŁKS-u i zrobiło się zamieszanie. Strzał z dystansu przytomnie obronił Anton Chichkan, lecz piłka trafiła Oliviera Sukiennickiego w rękę, co przeszkodziło Feiertagowi w dobitce. Pan sędzia Wojciech Myć sprawdził całą sytuację na monitorze i podyktował rzut karny. Został on wykorzystany pewnie przez Michała Mokrzyckiego, a Wisła chyba straciła wszystkie nadzieje na odwrócenie wyniku.

źródło: X TVP Sport (sport_tvppl)

Piłkarze Kazimierza Moskala dalej bili głową w mur. Wrzutki na tzw. aferę, długie piłki zagrywane bez celu, brak klarownych okazji. Prócz braku pomysłu, i po jakimś czasie chęci, przeszkodą na drodze do sukcesu Wisły Kraków była defensywa gospodarzy. Piłkarze Łukasza Dziółki harowali jak woły przed własną bramką, nie dopuszczając przeciwników do oddawania groźnych strzałów. Formacja obronna wyglądała jak monolit, gdzie każdy każdemu pomagał i dzięki wzajemnej asekuracji udało się ustrzec przed utratą gola. A zawsze w bramce czuwał niezawodny Aleksander Bobek tak jak po strzale Rodado z 87. minuty. Mur pękł dopiero w końcówce, gdy obrońcy nie upilnowali Alana Urygi. Kapitan Wisły zdobył bramkę honorową, ale na ratowanie wyniku było ciut za późno.

Pierwsza szansa Białej Gwiazdy na wydostanie się ze strefy spadkowej niewykorzystana. Dla Kazimierza Moskala to smutne spotkanie ze swoją byłą drużyną oraz ciężki czas przed Jarosławem Królewskim. Po drugiej stronie jest jednak ŁKS Łódź, który wygrywa piąty mecz z rzędu i wskakuje na 4. miejsce tabeli. Pytanie jak długo utrzymają tę serię. W następnym meczu zmierzą się bowiem z liderem – Bruk-Bet Termalicą Nieciecza.

ŁKS Łódź – Wisła Kraków 3:1 (Arasa 10′, Feiertag 28′, Mokrzycki 71′ – Uryga 90+7)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,642FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ