„Po co my w ogóle jedziemy na turniej”? To hasło, które pada z ust kibiców reprezentacji Polski niemal przed każdym mundialem oraz EURO. Za każdym razem, gdy widzę lub słyszę takie komentarze zastanawiam się czy na wielkim turnieju zawsze trzeba grać dobrze, aby zrobić wynik, który będzie pozytywnie zapamiętany na kolejne lata. Ostatnie Mistrzostwa Europy i Świata pokazują, że niekoniecznie. W tym roku zespołem, któremu najbliżej do potwierdzenia tej tezy jest Turcja.
Przypadki z poprzednich turniejów
Przyjrzyjmy się bliżej wielkim turniejom reprezentacyjnym od najlepszego wyniku reprezentacji Polski w XXI wieku, czyli EURO 2016. Od tego czasu kwalifikowaliśmy się na każdy mundial oraz EURO, ale z każdego wracaliśmy z poczuciem rozczarowania, ewentualnie niedosytu. Nie tylko ze względu na wynik, ale także grę kadry narodowej.
Na Mistrzostwach Świata w 2018 roku w ćwierćfinale znalazły się dwa zespoły o zbliżonym potencjale do reprezentacji Polski – Rosja oraz Szwecja. Gospodarze tego turnieju trafili do łatwej grupy i pokonując Egipt oraz Arabię Saudyjską wyszli z niej z 2. miejsca. W 1/8 finału po karnych wyeliminowali Hiszpanię oddając 1 celny strzał w meczu i ograniczając się do głębokiej defensywy. Szwecja na 1. miejsce w grupie zapracowała pokonując Meksyk i Koreę Południową, a przegrywając z Niemcami. W 1/8 finału trafili na Szwajcarów, których pokonali 1:0, a w ćwierćfinale okazali się wyraźnie słabsi od Anglii. Zespół Janne Andersona nie błyszczał, a osiągnął najlepszy wynik dla swojego kraju w XXI wieku na MŚ. Takich niespodzianek brakowało na mundialu w Katarze. Jedyną reprezentacją, która przebiła się do ćwierćfinałów było Maroko, ale akurat zespół Walida Regraguiego zrobił to zasłużenie, a ich sposób gry oparty na świetnie zorganizowanej defensywie był nie do powtórzenia dla przypadkowych reprezentacji.
W 1/8 finału znalazło się sporo reprezentacji, które nic wielkiego nie grały, a jedną z nich była przecież reprezentacja Polski. Choć dla naszego kraju było to pierwsze wyjście z grupy na Mistrzostwach Świata od 1986 roku to jednak większość kibiców nie podzielała optymizmu, jaki wynika z tej statystyki.
Teoretycznie jeszcze łatwiej jest o taki sukces na EURO, ponieważ jest szansa na wyjście z grupy z 3. miejsca
Na poprzednich Mistrzostwach Europy z tej furtki skorzystała Ukraina. W grupie zdobyli punkty pokonując jedynie najsłabszą na turnieju Macedonię Północną, a przegrali z Holandią i Austrią. W 1/8 finału po średnim meczu pokonali przeciętnych Szwedów po dogrywce, aby w ćwierćfinale przyjąć 0:4 od Anglii. Do ćwierćfinału awansowali także Czesi, ale w ich przypadku określenie, że grali przeciętny turniej jak na swoje możliwości byłoby trochę przesadzone. Można argumentować, że zwycięstwo ze Szkocją w grupie wcale nie było odniesione w świetnym stylu, a w 1/8 pokonali Holendrów dzięki temu, że od 55. minuty grali w przewadze, ale całościowo zaprezentowali jednak o wiele więcej niż stereotyp przeciętnego zespołu.
Czy Turcja należy do tego grona?
Aktualne Mistrzostwa Europy rozgrywane w Niemczech są właśnie na etapie ćwierćfinału. Dla siedmiu z ośmiu zespołów, które się tam znalazły – Niemcy, Hiszpania, Francja, Portugalia, Anglia, Holandia i Szwajcaria – jest to cel minimum albo wynik, który jeszcze ich nie satysfakcjonuje. Jedynie dla Turcji obecność wśród najlepszych ośmiu zespołów na Starym Kontynencie to już wynik ponad stan. Wprawdzie w ostatnim ćwierćwieczu Gwiazdy Półksiężyca przywiozły brązowy medal z Mistrzostw Świata (2002 rok), a na EURO już dwukrotnie dochodziły co najmniej do ćwierćfinału (1/2 w 2008 i 1/4 finału w 2000 roku), ponadto obecnie w kadrze mają zdolnych nastolatków grających dla Realu Madryt (Arda Guler) i Juventusu (Kenan Yildiz) oraz gwiazdę mistrza Włoch (Hakan Calhanoglou) to przed EURO rozsądnym celem była raczej 1/8 finału, więc obecność w gronie 8 najlepszych drużyn trzeba traktować jako spory sukces.
Turcja odniosła ów osiągnięcie grając dość przeciętnie. 3:1 z Gruzją – najsłabszym na papierze zespołem EURO – na otwarcie wygląda na pewne zwycięstwo, ale rywale byli blisko wyrównania, a trzecią bramkę zespół Montelli strzelił w ostatniej akcji meczu z kontrataku po rzucie wolnym rywali, gdy bramkarz Mamardashvili wszedł w pole karne na dośrodkowanie. Z Czechami również zdobyli bramkę w samej końcówce spotkania po kontrataku. Tym razem na 2:1, ponieważ rywale – grający w dziesiątkę od 20. minuty po dwóch żółtych kartkach dla Antonina Baraka – potrzebowali zwycięstwa i rzucili wszystkie siły do ofensywy. Pomiędzy tymi spotkaniami zaprezentowali się fatalnie przeciwko Portugalii przegrywając 0:3, stając się jedynym zespołem na EURO 2024, który podopieczni Roberto Martineza gładko pokonali. Turcja potrafi prezentować techniczny futbol i utrzymywać się przy piłce na połowie rywala, ale ma braki w innych elementach.
Turcja w meczu z Austrią
W losowaniu Turcji się poszczęściło, ponieważ przed turniejem przy wyjściu z drugiego miejsca zakładali raczej, że zwycięzcą grupy D będzie Francja lub Holandia. Oczywiście, Austria – przez wielu typowana na czarnego konia turnieju – też nie była łatwym rywalem. To w niej media, kibice oraz bukmacherzy widzieli faworyta tego starcia. Pierwsza połowa w wykonaniu Turcji była bardzo dobra. Szybko objęli prowadzenie, przy próbach rozgrywania od własnej bramki potrafili minąć groźny pressing Austrii i dobrze się bronili nie pozwalając rywalom na żaden celny strzał. Duża w tym zasługa selekcjonera. Vincenzo Montella na wczorajsze spotkanie zmienił ustawienie na 5-4-1 cofając do środka obrony nominalnego pomocnika Kaana Ayhana i dzięki temu utrudnił pressing Austrii oraz skonsolidował defensywę.
Druga połowa w wykonaniu Turków była jednak bardzo słaba. Oddali inicjatywę i zaczęli bronić się tak, jakby do końca spotkania zostało już tylko kilka minut. W 45 minut rywale wykreowali 4 big chances (duże okazje), a ich współczynnik goli oczekiwanych (xG) wyniósł 2,68. Choć Turcja strzeliła dwa gole to można też kwestionować to, co zaprezentowali w ofensywie. Oba trafienia padły po rzutach rożnych, które – co warto podkreślić – były świetnie zaplanowane i wykonane. Łącznie oddali 6 strzałów, a przy wartości goli oczekiwanych z gry widnieje zaledwie 0,19 xG. Przebieg meczu, w którym bronili prowadzenia od 1. minuty oczywiście ma duże znaczenie i niebagatelnie wpływa na końcowe statystyki, natomiast finalnie nie było to zwycięstwo przekonujące. Upraszczając – bazowało ono na wygrywaniu pojedynków główkowych przez środkowych obrońców w obu polach karnych. Demiral strzelił dwa gole (choć pierwszego z nogi), a trójka tureckich stoperów zanotowała łącznie 38 wybić. Takie zwycięstwa właśnie przypisujemy zespołom grającym przeciętnie.