Bayer Leverkusen i Real Madryt – szczęście sprzyja lepszym?

Obecny sezon jest magiczny. Bayer Leverkusen praktycznie co tydzień walczy do ostatnich minut o przedłużenie serii bez porażki. Dokładając do tego wyczyny Realu Madryt, który przyzwyczaił nas do rozstrzygania swoich meczów w końcowych minutach mamy okazję czytać masę komentarzy kibiców. Większość z osób zabierających głos zrzuca wszystko na karb szczęścia. Tylko ja się pytam, czy to dalej można nazwać szczęściem? 

Arystoteles mówił, że „szczęście zależy od nas samych”, za to ja często słyszałem – „gra bez farta jest g…. warta”. Patrząc na poczynania Bayeru czy Realu jestem w stanie zgodzić się ze stwierdzeniem greckiego filozofa. Naprawdę nie uważam, że to ciągłe odwracanie wyniku jest kwestią farta. Los może sprzyjać, czasem się do nas uśmiechnie. Ale szczęście możemy mieć raz, dwa, no góra trzy razy. A nie tak jak Bayer – 12. Tyle właśnie bramek strzeliła ekipa Xabiego Alonso po 90. minucie. To naprawdę nie jest przypadek. Wiadomo, że kwestia szczęścia przy niektórych zagrała jakąś rolę, ale to dalej nie jest podstawowy czynnik. 

REKLAMA
źródło: X Fabrizio Romano

Co jest kwestią szczęścia, a co nie?

Znowu zacznę znanym powiedzeniem, które chyba najlepiej oddaje to, co oglądamy na boiskach. Łacińskie „Audaces fortuna iuvat” Wergilusza oznacza „szczęście sprzyja odważnym”, chociaż ja wolę wersję mówiącą, że fortuna sprzyja lepszym. Nikt mi nie wmówi, że zdobycie dwunastu bramek, to dwanaście sytuacji, w których Bayer miał farta.

Przygoda Realu w Lidze Mistrzów w sezonie 2021/2022 też była tak usprawiedliwiana. Po dwumeczu z PSG można było zarzucać, że się im poszczęściło. Przy przejściu Chelsea też była opcja zrzucić na to winę. Ale dokonanie tego trzy razy z rzędu? No nie ma szans. Szczególnie, że oni do dzisiaj udowadniają brak przypadku w tych wydarzeniach. To się nazywa konsekwencja.

Szczęście można zarzucić Barcelonie, że udało jej się jakimś cudem dokonać pamiętnej remontady z PSG. Powrót Tottenhamu w półfinale z Ajaxem po dublecie Lucasa Moury można uznać za szczęście. Bo to były jednorazowe przypadki. To można nazwać uśmiechem losu, a nie konsekwentne domykanie meczów w końcówkach, tak jak to robią Aptekarze i Królewscy.

Skąd to się bierze?

W tekście o ekipie z Leverkusen pisaliśmy, że Xabi zaszczepił u zawodników gen zawziętości. To jest podstawa do osiągnięcia sukcesu. Jeśli piłkarze wierzą, że uda im się osiągnąć swój cel, to już mają na to większe szanse. Drużyna Bayeru co mecz pokazuje ogromną determinację i ukierunkowanie na sukces. Nawet przegrywając dwoma bramkami tak jak z VfB Stuttgart czy AS Romą (oba mecze skończyły się 2:2) nie tracą werwy tylko jadą jak do pożaru. Po prostu grają ofensywnie z nastawieniem, że wreszcie ta piłka wpadnie do bramki. To jest wynik konsekwentnego działania. 

Tak samo działa Real. Pokazali to znowu w tym roku, odprawiając z kwitkiem Manchester City oraz Bayern Monachium. Dodajmy jeszcze do tego dwa ligowe El Classico z Barceloną i jawi nam się klarowny obraz. Mieszanka konsekwencji, determinacji, woli walki daje zaplanowany efekt. Te zespoły mają po prostu ten pierwiastek i manię zwyciężania. Jeśli do tego dorzucimy kapitalne przygotowanie fizyczne oraz mentalne, to mamy ekipę zawodników, która jest zdolna do wszystkiego. W sztabie Los Blancos od lat robotę robi Antonio Pintus, jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne. To głównie zasługa Włocha, że piłkarze z Estadio Santiago Bernabéu w końcówkach spotkań wyglądają jakby dopiero zaczęli grać. Więc nie. To nie szczęście. Nie fart czy fuks. To po prostu mieszanka wielu czynników, które decydują, że zarówno Bayer i Real są demonami końcówek. 

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,718FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ