Skład tegorocznego finału Pucharu Hiszpanii byłby trudny do przewidzenia przed startem rozgrywek. W ostatnim meczu Copa del Rey o puchar zagrały ze sobą Athletic Club i Mallorca. Zdecydowanym faworytem spotkania rozgrywanego na Estadio de la Cartuja w Sewilli była ekipa z Bilbao, ale formalni goście pragnęli doprowadzić do kolejnej niespodzianki. Drużyna Javiera Aguirre dotarła bowiem do finału sprawiając niemałą sensację, eliminując z gry przede wszystkim rewelacyjną Gironę. By powtórzyć sukces sprzed 21 lat i cieszyć się z trofeum pomimo ciężkiej sytuacji w lidze, Mallorca musiałaby jednak pokonać piłkarzy Ernesto Valverde na czele z braćmi Williams. Rzeczywistość pokazała jednak, że finał krajowego pucharu rządzi się swoimi prawami, a przedmeczowe przewidywania nie zawsze mają odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Mallorca kocha rzuty rożne
Piłkarska jakość, forma ligowa i historia występów w pucharze wskazywały, że Mallorca może być jedynie tłem dla swoich rywali z Kraju Basków. Klub z Balearów miał jednak jedną, poważną zaletę: grał z niezwykłym poświęceniem. Od samego początku wszyscy gracze drużyny ofiarnie blokowali piłkę, cierpliwie wytrzymywali napór przeciwników i wychodzili z groźnymi atakami. Nie wyglądali jak chłopcy do bicia, którzy przyjechali do Sewilli na wycieczkę połączoną z odgórnie przesądzonym meczem. Mieli ogromną determinację, by spuentować piękną pucharową przygodę wygraną również w finale.
Pierwszy znaczący krok do osiągnięcia tego celu udało im się postawić w 21. minucie. Po groźnym dośrodkowaniu z rzutu rożnego Mallorca oddała dwa strzały, z których pierwszy został zablokowany przez defensora, a drugi – obroniony przez golkipera. Trzeciego uderzenia nie udało się już zatrzymać, a Daniel Rodriguez świetnym strzałem otworzył wynik meczu. Nie był to zresztą jedyny korner, po którym gracze z wysp byli niezwykle groźni. Po każdej centrze z narożnika działo się bardzo wiele, a atakujący mieli nadzieję na skorzystanie z podbramkowego zamieszania.
Athletic grał w piłkę, ale nie strzelał
Przez pierwsze pół godziny spotkania faworyt sprawiał wrażenie zaskoczonego świetną postawą swoich rywali. Później gra toczyła się już jednak głównie na połowie Mallorki. To 5. siła LaLigi prezentowała większą jakość z piłką przy nodze i często doprowadzała do groźnych szans. Kilka razy wyrównanie udaremniała pozycja spalona jednego z graczy ofensywnych. W pozostałych okazjach minimalnie chybili Nico Williams czy Gorka Guruzeta. Problemem piłkarzy z Bilbao był jednak nie tylko utrzymujący się niesprzyjający wynik. W zespole Ernesto Valverde bardzo kiepsko funkcjonował środek pola, który odpowiadał za większość problematycznych strat napędzających uskrzydloną przebiegiem starcia Mallorkę. Pomocnicy nie potrafili też odpowiednio obsłużyć graczy odpowiedzialnych za strzelanie bramek, przez co musieli oni wziąć rozegranie piłki na siebie. Większość akcji tworzona była ze skrzydeł, co w znacznym stopniu zmieniało rolę Nico i Iñakiego Williamsów. Musieli oni cofać się po piłkę zamiast wbiegać za obrońców i liczyć na dobre podania od kolegów z drugiej linii.
Gra na skrzydłach także była utrudniona ze względu na dobre przygotowanie Mallorki do wyłączania atutów Los Leones w tych sektorach boiska. Skrzydłowi drużyny z Kraju Basków byli podwajani, a czasem nawet potrajani pod liniami bocznymi boiska. Dzięki temu bardzo trudno było im celnie dośrodkować, nie mówiąc już o zejściu do środku boiska i oddaniu strzału, co było praktycznie niemożliwe. Sposobem na przechytrzenie obrońców była gra kombinacyjna, wymienianie szybkich podań pod polem karnym i dużo ruchu bez piłki. W takich warunkach obrońcy Mallorki gubili się i nie byli już tak skuteczni. Mimo wszystko, przy odrobinie szczęścia udało się im utrzymać jednobramkową przewagę do przerwy.
Gol po 18 sekundach drugiej połowy!?
Mimo zaskakującego prowadzenia, w finale Copa del Rey nikt nie myślał o biernym utrzymywaniu prowadzenia. Mallorca mogła udowodnić to po 18 sekundach od wznowienia gry w drugiej części meczu. Kilka krótkich podań wystarczyło, by posłać prostopadłe podanie do Cyle’a Larina. Ten z łatwością przepchnął swojego rywala i znalazł się oko w oko z bramkarzem. Nie zdołał jednak strzelić bramki, uderzając dość przewidywalnie.
Chwilę później kibice oglądali równie groźną akcję po drugiej stronie boiska. Odbiór piłki Nico Williamsa pozwolił mu na obrócenie się do bramki i zagranie jej do Oihana Sanceta. 23-latek zachował zimną krew, a jego silny, wysoki strzał znalazł drogę do bramki. Athletikowi udało się wyrównać, a wszyscy fani i sztab drużyny z Bilbao mogli odetchnąć z ulgą.
Koniec meczu po północy
Długotrwałe utrzymywanie się przy piłce przez oficjalnych gospodarzy, przebłyski dryblerskiego geniuszu Nico Williamsa i pojedyncze odpowiedzi Mallorki nie zmieniły wyniku meczu. Do 90. minuty było 1:1, a do wyłonienia zdobywcy Pucharu Hiszpanii potrzebna była dogrywka. W niej także nie doszło do przełamania, głównie za sprawą Mallorki, która dość mądrze broniła się i spowalniała grę. Ekipa z Balearów ewidentnie dążyła bowiem jedynie do przetrwania naporu przeciwników i doprowadzenia do serii rzutów karnych.
Pierwsze dwie jedenastki skończyły się dobrze dla ich wykonawców. Wszystko zmieniło się w trzecim wykonywanym stałym fragmencie, gdy do piłki po stronie Mallorki podszedł Morlanes. Strzelił mocno, ale blisko środka bramki, a uderzenie zostało obronione. Athletic wyszedł więc na prowadzenie, które powiększyło się w kolejnej serii rzutów karnych. Dramat Mallorki trwał bowiem dalej, gdyż ich trzecie kopnięcie poleciało ponad bramką. Klub z wysp przegrał piłkarską loterię na własne życzenie, zaprzepaszczając trud wcześniejszych 120 minut wysiłku.
Puchar Króla po 40 latach posuchy trafił do Athletiku Bilbao, który po ostatnim trafieniu świętował wraz z kibicami przeżywającymi istną euforię na trybunach. Sceny radości zespołu z Bilbao przeplatały się jednak z obrazkami smutku ich przeciwników, którzy nie wypracowali nagrody w postaci niespodziewanego trofeum. Nagrody, która była w zasięgu ręki Mallorki, ale ostatecznie trafiła do faworyzowanego Athletiku. Mimo wszystko, oba zespoły zasługują na pochwały, gdyż w finale Copa del Rey zapewniły swoim kibicom ogromne emocje, podczas których nawet przez moment nie można było odmówić im zaangażowania i waleczności.