Kontuzje nie oszczędzają Realu Madryt. Już na mecz z Gironą Carlo Ancelotii musiał eksperymentować z ustawieniem Aureliena Tchouameniego i Daniego Carvajala na środku obrony, gdyż ze składu wypadł Antonio Rudiger. Z kolei w trakcie hitowego spotkania kontuzji kostki nabawił się strzelec dwóch goli przeciwko rewelacji LaLiga – Jude Bellingham. Wiarygodne źródła podają, że przerwa od gry dla lidera Królewskich potrwa minimum 2-3 tygodnie.
Mogło być gorzej?
Fanom Los Blancos z pewnością ciężko doszukiwać się pozytywów spoglądając na fakty w kontekście tak wielu zawodników utraconych z powodu kontuzji. Ale jeśli już jednak szukać jakiegoś punktu zaczepienia, to według hiszpańskich mediów Bellignham i tak miał szczęście. 20-latek w trakcie wczorajszego starcia z Gironą kilkakrotnie wstawał z murawy z grymasem bólu i starał się kontynuować grę. Ostatecznie opuścił plac gry w 57. minucie, po zdobyciu dwóch bramek dla gospodarzy. Bardzo możliwe, że jeśli zostałby na boisku choć kilka minut dłużej, jego uraz stałby się znacznie bardziej poważny. Anglik miał być dosłownie o włos od bardzo wyraźnego pogłębienia kontuzji. A tak mówimy wciąż „tylko” o skręceniu lewej kostki, czego wyleczenie powinno potrwać niespełna miesiąc.
Gwiazda Realu Madryt ma opuścić więc mecz z RB Lipsk w Lidze Mistrzów oraz trzy pojedynki w LaLiga – z Rayo, Sevillą oraz Valencią. Bellingham miałby być gotowy na rewanżowe starcie z Lipskiem na Bernabeu, które odbędzie się 6. marca. Pod tym kątem również można powiedzieć o pewnej dozie szczęścia w nieszczęściu dla Realu. Nie jest to bowiem wybitnie ciężki terminarz, a jeśli chodzi zawodników ofensywnych którzy mogą zastąpić Jude’a, Carletto dysponuje m.in. Brahimem Diazem czy Ardą Gulerem.
Miejmy nadzieję, że rekonwalescencja pomocnika Galacticos przebiegnie sprawnie i skutecznie. Reprezentant Anglii to w końcu gwiazda całej ligi i europejskiego futbolu, więc jego nieobecność to strata dla każdego widowiska.