Jeszcze rok temu Młoty do samego końca walczyły o utrzymanie w Premier League. Wtedy szóste miejsce z tego sezonu każdy ich kibic brałyby w ciemno. Ostatecznie przewaga West Hamu nad osiemnastym Bournemouth wyniosła jedynie 5 punktów. Patrząc na to, że przed startem tamtych rozgrywek zespół z Londynu był stawiany na równi z Wolves czy Leicester, nie sposób było nie poczuć rozczarowania. W połowie sezonu drużynę opuścił trener Pellegrini a zastąpił go David Moyes. Niewiele wskazywało na to, by po 11 miesiącach Młoty miały być drużyną bijącą się o LM. Czemu o tym wspominam?
Bo już w marcu, po zakończeniu 27 kolejki napisałem bardzo (właściwie to BARDZO) obszerny tekst o West Hamie. Przeczytacie go TUTAJ i to właśnie on jest punktem wyjściowym, do moich rozważań. Wtedy Młoty były najlepiej punktującym klubem w 2021 roku zaraz po Manchesterze City. Od tego czasu zachowali dystans do Chelsea, nadrobili do Leicester ale wyprzedził ich Liverpool. Jedno zwycięstwo – tyle im zabrakło do upragnionego top4. Głupie porażki z Newcastle czy Evertonem bolą teraz jeszcze bardziej. Jednak według mnie, nie sposób obwiniać ani piłkarzy, ani Davida Moyesa – jednego z najlepszych trenerów tego sezonu. W końcu nie bez powodu pisałem, że kluczem do zdobycia przez West Ham Ligi Mistrzów było uniknięcie kontuzji. A w przegranym 3-2 meczu ze Srokami, Młoty nie tylko musiały przez godzinę grać w dziesiątkę, po czerwonej kartce Dawsona, ale i radzić sobie bez nieobecnych Antonio, Cresswella i Rice’a.
Sporo pecha
Jak widać na powyższej grafice – Antonio i Cresswell byli kluczowymi postaciami w układance Moyesa. Antonio mimo zaledwie 26 występów skompletować 10 trafień. Cress ustawiany jako jeden z trzech środkowych obrońców kreował całą grę zespołu, dokładając do tego asysty. Jednak nie mniej ważny był brak Declana Rice’a, który według mnie był kluczowym elementem West Hamu i co więcej – najlepszym defensywnym pomocnikiem sezonu, za co znalazł się w mojej jedenastce sezonu. Co do tej trójki, przedstawię pewną statystykę:
Drużyna punktuje gorzej bez swoich liderów – niby oczywistość. Jednak gołym okiem było widać, jak kluczowa w układance Moyesa była ta trójka. Poza nią chyba jedynie czeski duet, czyli Soucek i Coufal byli tak ważni dla West Hamu. A problemem Młotów, było że kontuzje nawarstwiły się na sam koniec sezonu, gdy nie było już miejsca na błędy, jeśli chcieli dostać się do top4.
Gdy Gdy liderzy wrócili na boisko, West Ham znów zaczął wygrywać a jedyną znaczną wpadką była przegrana z Evertonem, ale wtedy poza składem był jeszcze Declan Rice.
Co dalej z West Hamem?
W Londynie stoją przed nie lada wyzwaniem. Klub osiągnął swój najlepszy wynik w całym XXI wieku a w przyszłym sezonie Młoty będą musiały łączyć grę w europejskich pucharach z Premier League. A to oznacza jedno – West Ham musi wzmocnić drugi garnitur. Chociaż i w pierwszym składzie będzie potrzeba kilku nazwisk. Jakie pozycje potrzebują wzmocnień? Chyba łatwiej byłoby wymieniać te, które już są w pełni zabezpieczone.
Zacznijmy od tyłów. Młoty wygrały ostatni mecze sezonu 3-0 z Southampton. Do tego czasu ostatni raz zachowali czyste konto na początku marca z Leeds. W obronie brakuje lidera, który wziąłby na siebie odpowiedzialność za całą defensywę. David Moyes preferuje granie formacją z trójką obrońców. Jednak gdy Cresswell gra jako trzeci z obrońców, gdzie ustawia się po prostu najlepiej, jedynym nominalnym lewym wahadłowym pozostaje Masuaku. Środek pola? Marc Noble nie robi się coraz młodszy a Soucek i Rice potrzebują zmienników. Jeśli Lingard nie pozostanie w West Hamie, to jest kolejna luka, którą trzeba wypełnić. Jednak w tej roli doskonale może odnaleźć się Said Benrahma, który w końcówce sezonu w końcu pokazał namiastkę tego, czego oczekiwano po jego transferze.
I chyba najpilniejsze wzmocnienie – pozycja napastnika. Po sprzedaży nie radzącego sobie w Premier League Sebastiana Hallera, jedynym nominalnym napastnikiem w klubie pozostaje Antonio. Skoro Młoty będą łączyć grę na dwóch frontach ich obowiązkiem staje się zakupienie dziewiątki. Tych na rynku nie ma zbyt wiele, ale władze w Londynie nie będą mogły poskąpić funtów, jeśli zamierzają, by West Ham jakkolwiek liczył się w Europie i w Premier League.