W kolejnym meczu turnieju przedsezonowego Soccer Champions Tour Real Madryt podejmował Manchester United. Obie drużyny wyszły na to spotkanie w bardzo mocnych jedenastkach, co zapowiadało interesujące widowisko. Ciekawostką jest fakt, że sędzią był Polak – Łukasz Szpala.
Real Madryt przeważał w pierwszej połowie
Od samego początku widać było odmienne pomysły na grę obu drużyn. Manchester United grał wysoko ustawionym, z linią obrony niemal na linii środkowej boiska. Rzucało się jednak w oczy, że ich pressing nie jest jeszcze dobrze skoordynowany, a i niektórzy zawodnicy nie są w pełni sił. Real spokojnie wyprowadzał piłkę z obrony, a dodatkowo początkowo bardzo często decydował się na długie podania za plecy defensorów Czerwonych Diabłów. Tak też padła pierwsza bramka w tym spotkaniu autorstwa Jude’a Bellinghama. Bardzo dobrym podaniem popisał się Antonio Rudiger, a Anglik po opanowaniu piłki przelobował Andre Onanę. Warto jednak zaznaczyć, że gracz Realu był na granicy spalonego, i w meczu o stawkę konieczna byłaby pomoc VAR-u.
Real Madryt sprawiał spore problemy defensywie Manchesteru United. Ofensywne trio stworzone z Bellinghama, Rodrygo i Viniciusa pokazywało, że drzemie w nim ogromny potencjał. Momentami brakowało jeszcze pełnego porozumienia i dokładności, ale to zrozumiałe na tym etapie przygotowań. Środek pola też padał łupem zawodników hiszpańskiej drużyny. Czerwone Diabły miały spore problemy z tworzeniem akcji ofensywnych. Bruno Fernandes był mało aktywny i wyglądał na zawodnika niemającego sił. Niewidoczni byli też Mason Mount i Christian Eriksen. Złą informacją dla fanów Manchesteru United była kontuzja Kobbiego Mainoo, z powodu której już w 5. minucie musiał on opuścić boisko. 18-latek dobrze się ostatnio prezentował i walczył o miejsce w szerokiej kadrze na nadchodzący sezon.
Obie drużyny chciały grać ofensywnie
Pierwszy kwadrans drugiej połowy wyglądał odrobinę lepiej dla Manchesteru United. Real Madryt pozwalał im na więcej, a po zejściu Bellinghama nie był już aż tak groźny w ofensywie. Zespół z Anglii grał lepiej, kiedy uaktywniał się Bruno Fernandes. Do tego dobrze prezentował się Alejandro Garnacho (chociaż momentami jego schematem było przyjęcie piłki, kilkukrotna przekładanka nad futbolówką i zdziwienie, że nie robi to wrażenia na obrońcach Realu Madryt). Dobrze prezentowali się obaj bramkarze, Andrij Łunin i Andre Onana, notując po kilka dobrych interwencji. Do tego Kameruńczyk robił to, czego oczekiwano sprowadzając go do drużyny Manchesteru United – brał czynny udział w rozgrywaniu piłki od obrony.
Spotkanie na nowo odżyło po przeprowadzonych zmianach. Świeżo wprowadzeni zawodnicy mieli dużo ochoty do gry i chcieli dać jak najwięcej od siebie. Dało się jednak odczuć spadek jakości tak po jednej jak i drugiej stronie. Akcje były zazwyczaj mocno chaotyczne, przeprowadzane na dużej dynamice, ale przez to brakowało w nich dokładności, tak w podaniach jak i strzałach. Był to jednak dobry mecz, z ofensywnym nastawieniem u obu zespołów. Jego zwieńczeniem była przepiękna bramka Joselu. Lucas Vazquez posłał idealne dośrodkowanie w pole karne, a nowy napastnik Realu Madryt zdobył gola uderzeniem przewrotką. Dwa debiutanckie trafienia zanotowały w tym meczu dwa nowe nabytki Realu – Jude Bellingham i Joselu. Do tego oba były nieprzeciętnej urody. Narzekać można na kilka brzydkich fauli, całkowicie niepotrzebnych w meczu przedsezonowym.