Angielskim ekipom ewidentnie nie idzie w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Tottenham, Chelsea i Liverpool solidarnie przegrały swoje mecze z – odpowiednio – Milanem, Borussią i Realem. Dziś honoru Premier League ratował Manchester City, ale niespecjalnie im to wyszło. Choć pierwsza połowa była bardzo dobra to w drugiej RB Lipsk się podniósł i odrobił straty.
Pierwsza połowa – dla Manchesteru City
Prowadząc Bayern Pep Guardiola wspominał, że w Bundeslidze nauczył się i zwracał szczególną uwagę na to jak zapobiegać kontratakom przeciwnika, ponieważ w Niemczech wiele zespołów gra futbol w szybkim tempie. Klasycznym przykładem takiego zespołu jest RB Lipsk, więc celem Guardioli w pierwszym z dwóch spotkań (wyjazdowym) było przejęcie możliwie jak największej kontroli nad meczem. A przynajmniej tak można było wywnioskować zarówno po zestawieniu pierwszej jedenastki, jak i przebiegu spotkania. Manchester City schował piłkę do sejfu i nie chciał jej oddać. Inna sprawa, że gospodarze za bardzo nie kwapili się do odbioru futbolówki, a kiedy już ją mieli to nie potrafili jej utrzymać. Oczywiście, Obywatele reagowali agresywnym doskokiem po stracie, ale piłkarze Marco Rosego popełniali naprawdę proste błędy niegodne zespołu, który znalazł się w fazie pucharowej Ligi Mistrzów.
Paradoksalnie, kiedy przez moment dłużej utrzymywali się przy piłce – skończyło się to dla nich tragicznie. Stracili piłkę na własnej połowie, a rywale błyskawicznie wykorzystali okazję. Do siatki trafił Riyad Mahrez. Lipsk nieco zmienił nastawienie, częściej próbował skoków pressingowych, ale był równie bezradny. Pierwszy strzał oddali dopiero kilka sekund przed gwizdkiem sędziego oznaczającym koniec pierwszej połowy.
Po przerwie zobaczyliśmy zupełnie odmieniony RB Lipsk
Zespół Marco Rosego wyszedł z szatni ze znacznie bardziej odważnym nastawieniem. Nie miał zamiaru ustawić zasieki na własnej połowie i czekać na okazję do kontrataku. Chcieli przejąć inicjatywę ryzykując, zagrać w otwarte karty ryzykując, że do Manchesteru będą już jechali tylko z obowiązku. Lipskowi udało się jednak wziąć sprawy w swoje ręce. Dobrej zmiany dokonał Marco Rose wrzucając na prawą obronę Henrichsa za Klostermanna. Wprowadzony na boisko zawodnik rozruszał prawą flankę i miał dogodną okazję do wyrównania, ale spudłował. Gospodarze grali jednak na tyle konsekwentnie, że w końcu doprowadzili do remisu. Po dośrodkowaniu Halstenberga w polu karnym najwyżej wyskoczył Gvardiol i pokonał Edersona. Jeśli porównalibyśmy zagrożenie stworzone w pierwszej połowie przez Man City do tego, co wykreował sobie Lipsk w drugiej (do bramki) – lepiej wypadał niemiecki zespół mimo, że nie miał tak dużej przewagi.
Po stracie bramki Manchester City wcale nie wrócił do swojego optimum. Nie byli w stanie zmusić Lipska do tak bezradnego biegania za piłką jak w pierwszej połowie. W drugiej części gry to gospodarze mieli wyższy wskaźnik posiadania piłki. City nadal pozostanie faworytem tego dwumeczu, ale po dzisiejszym spotkaniu znowu w ich kontekście pojawi się kilka znaków zapytania.