Na 3 dni przed pierwszym meczem w fazie pucharowej Ligi Mistrzów Real Madryt czekała bardzo trudna przeprawa na El Sadar przeciwko Osasunie. Największym utrudnieniem nie była jednak drużyna przeciwna, a ilość kontuzji w kadrze Królewskich. Do Pampeluny Los Blancos udali się bez Karima Benzemy, Mariano, Toniego Kroosa, Ferlanda Mendy’ego i Aureliena Tchouameniego. Carlo Ancelotti kolejny raz więc musiał łatać zespół spośród dość wąskiego grona zawodników.
Real Madryt jest do bólu jednowymiarowy
Ataki lewym skrzydłem, przy maksymalnym wykorzystaniu Viniciusa Juniora – mniej więcej tak wygląda plan na każdy mecz Realu Madryt. Nic więc dziwnego, że ich rywale zwracają szczególną uwagę na zamknięcie właśnie tego sektora boiska, dodatkowo starając się wyprowadzić Viniciusa z równowagi. A do tego w obecnym sezonie wcale tak dużo nie potrzeba. Brazylijczyk miał kilka dobrych okazji, ale te były zanim zaczął bardziej skupiać się na decyzjach arbitra aniżeli na graniu. Poza jednak tymi sytuacjami Real nie umiał stworzyć żadnego zagrożenia pod bramką Sergio Herrery. Prawa strona wyglądała na niezdolną do konstruowania akcji ofensywnych. Nacho nie ma naturalnego ciągu do gry w ataku, a Valverde nie jest ani typowym skrzydłowym, ani tym bardziej rozgrywającym. Real męczył się, starając atakować lewym skrzydłem, na co gotowa była Osasuna.
Real był jednak nieustępliwy
Królewscy po przerwie nie zaprzestawali prób atakowania lewym skrzydłem. Z jednej strony – każdy wie czego się spodziewać, z drugiej, Real jest na tyle nieugięty w swojej grze, że w końcu udaje im się przebić przez defensywę rywali. Tak też było w tym meczu. Im dalej w to spotkanie, tym więcej miejsca gospodarze pozostawiali zawodnikom Realu na własnej połowie. Przerwa w meczu dobrze zadziałała na Viniciusa. Brazylijczyk na drugą połowę wyszedł z chłodną głową, co było z korzyścią dla jego gry.
Vini sprawiał defensywie Osasuny wiele problemów i ostatecznie to po jego podaniu Fede Valverde zdobył bramkę dającą Realowi prowadzenie. W samej końcówce zmorą Osasuny stał się jeszcze debiutujący Alvaro. 22-letni Hiszpan w pierwszej sytuacji znajdował się na minimalnym spalonym, przez co gol Viniciusa nie został uznany. Chwilę później jednak Alvaro spróbował jeszcze raz, tym razem wykładając piłkę Marco Asensio. W tej sytuacji o spalonym nie mogło być mowy, a Asensio wpisał się na listę strzelców, ustalając wynik spotkania na 2:0.