Ostatnie tygodnie dla kibiców Chelsea mijały pod znakiem oczekiwania. Oczekiwania na odpowiednie wkomponowanie nowych zawodników do składu, co w końcu przełożyłoby się na lepszą grę zespołu. Po dwóch bezbramkowych remisach z Liverpoolem i Fulham nadeszła okazja na przełamanie tego impasu w starciu z innym londyńskim klubem – West Hamem United.
Błysk młodych gwiazd
Starcie na London Stadium zaczęło się fatalnie dla West Hamu. Już w pierwszych minutach ofiarą jednego z dotkliwych fizycznie starć był Lucas Paqueta. Brazylijczyk z impetem uderzył w murawę barkiem i choć próbował jeszcze kontynuować grę, to w 14. minucie musiał zmienić go Tomas Soucek. Dwie minuty później wynik spotkania otworzył Joao Felix, który znakomicie wystartował do wrzutki Enzo Fernandeza. Dziwić mógł natomiast fakt, że sędziowie pominęli wcześniejszą fazę tej akcji, gdzie Myhajło Mudryk odebrał piłkę Jarrodowi Bowenowi jednocześnie faulując Anglika. VAR nie analizował jednak tej sytuacji i bramka pozostała uznana.
The Blues wyglądali bardzo pewnie z piłką przy nodze, spokojnie prowadząc grę i osiągając przytłaczającą przewagę w posiadaniu nad rywalem. Piłkarze Grahama Pottera bardzo często starali się wychodzić do sytuacji sam na sam, ale zazwyczaj łamali przy tym linię spalonego. Tak czy inaczej wydawało się, że drużyna gości ma wszystko pod kontrolą i ich przeciwnicy nie są w stanie zagrozić bramce Kepy. Kłam takiemu stwierdzeniu Młoty zadały w 28. minucie. Vladimir Coufal posłał niebezpieczne dośrodkowanie z szesnastkę Chelsea, tam futbolówka odnalazła Jarroda Bowena, który przedłużył to podanie głową, a akcję zakończył Emerson Palmieri, który wyrównał stan rywalizacji. Ekipa ze Stamford Bridge ponownie znalazła się w znanej dla siebie sytuacji.
Druga połowa bez fajerwerków
Spektakularne show kolejnych nowo-sprowadzonych graczy Chelsea? Wypunktowanie projektu Todda Boehly’ego przez Davida Moyesa kilkoma bramkami? Nic z tych rzeczy. Druga część meczu – mimo że zapowiadała się bardzo obiecująco – była pod wieloma względami znacznie słabsza do oglądania niż pierwsze 45 minut. W poczynania obu stron wkradła się spora niechlujność i chaos. Gra bardzo często sprowadzała się do walki w pojedynkach fizycznych, ze świecą było szukać finezyjnych zagrań i akcji bramkowych. Wynikało to w dużej mierze z konsekwentnej realizacji planu meczowego przez ekipę Młotów. Fabiański i spółka bardzo skutecznie neutralizowali zagrożenie ze strony Chelsea jeszcze w fazie budowy akcji. Tak na dobrą sprawę to właśnie gospodarze stwarzali sobie więcej szans na zdobycie drugiego gola. Jedną z takich prób był strzał Tomasa Soucka w 83. minucie, który wylądował w siatce, ale nie mógł zostać uznany z racji na pozycję spaloną Declana Rice’a.
Koniec końców żadna z drużyn nie oddała w drugiej połowie ani jednego celnego strzału. Liczne zmiany ofensywnych zawodników w Chelsea nie pomogły w zgarnięciu trzech punktów i Graham Potter wciąż czeka na pierwsze zwycięstwo od blisko miesiąca.