Halvor Egner Granerud w świetnym stylu zwyciężył w 71. Turnieju Czterech Skoczni i zgarnął główną nagrodę, jakim jest Złoty Orzeł oraz sowitą nagrodę pieniężną (100 tysięcy franków szwajcarskich). Pomimo kłopotów ze zdrowiem i z pewnością również z nerwami w związku z narodzinami dziecka, Dawid Kubacki do końca walczył o zwycięstwo, lecz ostatecznie i tak zajął bardzo dobre drugie miejsce. Oprócz tego również o pogłębiającym się kryzysie Japończyków i nieudolności Niemców w świąteczno-noworocznej imprezie. Zapraszamy do 5. wniosków po Turnieju Czterech Skoczni.
Przerwane 16 lat impasu
Tyle czekała Norwegia na zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni. Ostatnim, który tego dokonał był Anders Jacobsen w sezonie 2006/2007. Po wielu latach posuchy Halvor Egner Granerud przygotował na niemiecko-austriacką imprezę wybitną formę. Gdyby nie małe potknięcie w Innsbrucku (tak, drugie miejsce nazywam potknięciem) jako czwarty skoczek wygrałby wszystkie cztery konkursy TCS. Jego plany pokrzyżował Dawid Kubacki, który do końca walczył o pierwsze miejsce. Sukces Norwega należy tym bardziej docenić, że jego końcowa nota była najwyższa w historii turnieju. Drugiego Kubackiego wyprzedził o 33 punkty. Tym samym wynik Polaka stał się trzecią najwyższą notą w tym zestawieniu, bowiem do dotychczasowego rekordzisty Ryoyu Kobayashiego zabrakło mu 4,1 pkt.
Stoch wrócił z uśmiechem i świetną dyspozycją
Zapewne wiele polskich kibiców z ogromną radością obserwowało występy Kamila Stocha podczas tej edycji turnieju. Mało kto spodziewał się, że Rakieta z Zębu będzie walczyć o Top 5 w klasyfikacji ogólnej. U Kamila wróciła powtarzalność i to w długich skokach. Niewiele zabrakło mu, aby w jednym z konkursów stanąć na pucharowym podium. W kwalifikacjach w Innsbrucku wyprzedził go tylko Kubacki. Co najważniejsze widać, że Stoch znów czuje niemal dziecięcą radość w tym co robi. Takie występy jak ten, gdzie Turniej Czterech Skoczni zakończył na piątym miejscu, mogą dać mu wiele w kontekście decyzji, co do dalszych sezonów rywalizacji w Pucharze Świata. Jeśli 3-krotny Mistrz Olimpijski utrzyma podobną dyspozycję, to w końcu uda mu się wrócić na pucharowe podium. Kto wie może nawet po raz 40. w karierze zdoła zwyciężyć konkurs PŚ i samodzielnie stanąć na trzecim miejscu w klasyfikacji wszech czasów.
Po raz kolejny fantastyczny występ Polaków w TCS
W poprzednim, fatalnym dla Biało-czerwonych sezonie, najwyżej z polskich skoczków w turnieju sklasyfikowany był Piotr Żyła, na 15. miejscu. Obecna edycja nawiązała do najlepszych startów Polaków w historii tych zmagań. W kampanii 2016/17 w Top 5 mieliśmy trzech Polaków (1. Stoch, 2. Żyła, 4. Kot). Podobna sytuacja miała miejsce w sezonie 2020/21, wtedy wygrał Stoch, Kubacki był trzeci, a Piotr Żyła 5. Obecna edycja po raz trzeci w historii sprawiła, że w piątce najlepszych zawodników było trzech Polaków (2. Kubacki, 4. Żyła, 5. Stoch). Oczywiście występ z sezonu 2016/17 pozostaje wyjątkowy, bo niewiele zabrakło, abyśmy oglądali wtedy całe polskie podium. Pokazuje to, że Polacy mają patent na ten turniej w ostatnich latach. W ostatnich siedmiu edycjach, czterokrotnie Biało-czerwoni wygrywali, pięć razy Polak stał na podium, a tylko dwukrotnie na podium nie było żadnego naszego reprezentanta. Ta statystka pokazuje nam, że będziemy z utęsknieniem czekać na kolejną edycję świąteczno-noworocznego turnieju.
Deklaracje Horngachera nijak się mają z rzeczywistością Niemców
Przed rozpoczęciem Turnieju Czterech Skoczni trener reprezentacji Niemiec mówił, że jest zrelaksowany, ponieważ nigdy wcześniej nie pojechał na TCS z tak dobrą drużyną. W trakcie zmagań już nie było tak sielankowo. Słowa wypowiedziane przed rywalizacją oraz dyspozycja Niemców już w trakcie turnieju nie miały ze sobą żadnego pokrycia. Ostatecznie w czołowej dziesiątce turnieju nie było żadnego skoczka zza naszej zachodniej granicy. Najwyżej, bo na 11. pozycji uplasował się Andreas Wellinger, z kolei na 13. miejscu był Philipp Raimund – jedna z rewelacji turnieju i jedyny skoczek z kadry Horngachera, który nie zawiódł, a nawet przerósł oczekiwania. Dopiero 23. lokatę zajął lider Niemców Karl Geiger, który w Innsbrucku nie przebrnął nawet kwalifikacji. Po zakończeniu TCS selekcjoner niemieckich skoczków powiedział:
To był trudny turniej dla wszystkich zaangażowanych. Nasi najlepsi skoczkowie mają zbyt mało pewności siebie.
Stefan Horngacher dla ZDF
Słaba dyspozycja Niemców wzmaga niechęć do byłego trenera Polaków. Oliwy do ognia dodaje fakt, że austriacki szkoleniowiec zaczyna unikać mediów, przez co wzmaga negatywną energię zgromadzoną wokół siebie. Mówi się nawet, że jeśli dyspozycja Niemców nie poprawi się, to po sezonie związek podziękuje Horngacherowi za współpracę.
Japonia do domu
Od startu sezonu coś niedobrego dzieje się z japońskimi skoczkami. Nawet Ryoyu Kobayashi popadł w przeciętność, a czasem nawet dostosowuje się do kolegów z kadry, którzy nie potrafią awansować do drugiej serii. Odkąd trenerem został Masahiko Harada Japończycy zawodzą w każdym konkursie. Wydaje się, że słaby występ w TCS przelał szalę goryczy. Skoczków z Kraju kwitnącej wiśni zabraknie podczas Pucharu Świata w Zakopanem. Związek wycofał ich i bezpośrednio po zakończeniu Turnieju Czterech Skoczni wrócili do Japonii. Tam będą przygotowywać się do ich domowych zmagań. W dniach 20-22 stycznia po kilku latach przerwy wywołanej pandemią powrócą konkursy w Sapporo. Z pewnością kibice w Japonii liczą na swoich skoczków w kontekście zawodów na Ōkurayamie. Obserwatorzy skoków również mają nadzieję na poprawę dyspozycji japońskich zawodników, bo aż przykro patrzy się jak fatalnie skaczą i są gorsi nawet od reprezentantów Włoch, Turcji czy Estonii.
Następne pucharowe zawody odbędą się w Zakopanem w dniach 14-15 stycznia. W sobotę odbędzie się pierwszy w tym sezonie konkurs drużynowy, natomiast w niedzielę skoczkowie powalczą w zmaganiach indywidualnych.