W meczu z Niemcami mieli 26% posiadania piłki, a mimo to zdołali odrobić straty i ze stanu 0:1 wyjść na 2:1 zgarniając 3 punkty. To samo powtórzyli w meczu z Hiszpanią spędzając jeszcze mniej czasu przy futbolówce (tylko 17%!). W międzyczasie Japonia bardzo skomplikowała sobie sytuację w grupie przegrywając 0:1 z Kostaryką, gdzie – tak, zgadliście – mieli wyższe posiadanie piłki od rywala (57%).
Jak Japonia ograła Niemcy i Hiszpanię?
W meczu z Kostaryką Japonia pokazała swoje słabości w ataku pozycyjnym, jednak pokonaniem Niemiec i Hiszpanii zwrócili na siebie uwagę całego piłkarskiego świata. Choć w obu meczach byli zespołem słabszym to ich zwycięstwa nie były przypadkiem. Jasne, było w nich sporo szczęścia, ale trudno nie odnieść wrażenia, że przebiegały zgodnie z planem selekcjonera, Hajime Moriyasu. A to dlatego, że przebieg obu meczów był bardzo podobny. W pierwszej połowie Japonia była tłem dla rywala. Grali defensywnie, bronili się bardzo głęboko i w efekcie na przerwę schodzili z bagażem jednego gola. Zespół Hansiego Flicka mógł spokojnie prowadzić wyżej, gdyby był bardziej skuteczny, natomiast Hiszpania grała w swoją grę utrzymując się przy piłce i kontrolując mecz. Azjaci nie mieli żadnych argumentów w ataku. Spotkanie z Niemcami? 1 strzał do przerwy, który nie powędrował w światło bramki Manuela Neuera. Z Hiszpanią było tylko ciut lepiej – dwa uderzenia, ale żadne nie zmusiło Unaia Simona do interwencji. Japonia sprawiała wrażenie bezradnej.
Ale – jak się okazało – to było coś w rodzaju zasłony dymnej. W przerwie Moriyasu w obu przypadkach dokonał zmian. Z Die Mannschaft jedną przestawiając jednocześnie zespół na system z trzema środkowymi obrońcami i wahadłowymi. Z Hiszpanią – dwie roszady. Od początku drugiej połowy piłkarze wyszli ze zdecydowanie bardziej odważnym nastawieniem. Nie bali się założyć wyższego pressingu i angażowali w to dużą liczbę zawodników kosztem zabezpieczenia tyłów. Duże ryzyko – duża nagroda. W przypadku Japonii to się opłaciło. Hiszpania już 6 minut po rozpoczęciu drugiej połowy drugi raz wyciągała piłkę z siatki. Przeciwko Niemcom ofensywa Japonii nie ruszyła od razu, a dopiero po wprowadzeniu nominalnych skrzydłowych na wahadła, co oznaczało komunikat „cała naprzód”. W przeciągu 8 minut Japończycy strzelili dwie bramki i sprawili niespodziankę.
Złote momenty
Odkąd Czesław Michniewicz został selekcjonerem reprezentacji do piłkarskiego słownika polskiego coraz mocniej przebija się określenie „złote momenty”. Massimiliano Allegri nazywał to natomiast „momentami sprzyjającymi”. Chodzi o fragmenty gry, w których jesteś w stanie zagrozić rywalowi z większa łatwością niż dotychczas, w których czujesz się zdecydowanie pewniej. Dla lepszego zobrazowania – najlepszym przykładem maksymalizacji takich „złotych momentów” jest ubiegła edycja Ligi Mistrzów w wykonaniu Realu Madryt. Przez większość meczu mogli wyglądać na słabszych, ale w kluczowym momencie to oni zadawali nokautujący cios.
Na obecnym mundialu najlepiej robi to z kolei Japonia. W obu meczach wystarczyło im kilkanaście minut, aby wyrwać komplet punktów z rąk przeciwników o nieporównywalnie większym potencjale. Japonia nie byłaby w stanie przez 90 minut grać wysokim pressingiem i iść na wymianę ciosów, więc użyła sposobu. Czekała na dobry moment i idealnie go wykorzystała. Wiele osób słusznie jest zdziwiona, że Harime Moriyasu nie wystawia w podstawowej jedenastce prawego obrońcy Arsenalu Takehiro Tomiyasu, przebojowego skrzydłowego Brighton Karou Mitomy, czy Ritsu Doana z Freiburga (zagrał tylko z Kostaryką). Być może jednak to część planu selekcjonera reprezentacji kraju kwitnącej wiśni. Nowa energia zawodników z ławki pozwala im wykorzystać maksimum ze swoich „złotych momentów”.
Czy taki sposób gry jest wiarygodny?
Z Niemcami i Hiszpanią to zadziałało, ale czy w kolejnych meczach Japonia znowu będzie w stanie wykorzystać te kilkanaście minut lepszej gry, aby przechylić szalę na swoją korzyść? O to będzie trudno, aczkolwiek każdy zespół ma określony sposób gry przeciwko tym teoretycznie silniejszym rywalom. Japonia jest zdyscyplinowana, dobrze zorganizowana w defensywie i indywidualnie ma na tyle dobrych piłkarzy, że nie odstają w pojedynkach indywidualnych z rywalami. W ofensywie również mają jakość. Pod względem technicznym jest to bardzo dobrze wyszkolony naród, a dodatkowo mają piłkarzy, którzy są w stanie stworzyć przewagę dryblingiem. Może nie przez całe 90 minut, ale momentami. Tak jak Japonia lubi.
Zespół Hajime Moriyasu wygrał grupę z Hiszpanią i Niemcami, choć teoretycznie łatwiejszą drabinkę mieliby wychodząc z drugiego miejsca (graliby z Marokiem, a nie z Chorwacją) i prawdopodobnie również dlatego podopieczni Luisa Enrique niespecjalnie forsowali tempa pod koniec spotkania. Niemniej jednak, dla Japonii łatwiejsza drabinka nie musi się równać łatwiejszemu zadaniu. Na razie w końcu najlepiej im idzie z rywalami, którzy uwielbiają dominować posiadanie piłki.