Dla polskich kibiców zarówno Realu Madryt jak i FC Barcelony będzie to pierwsze tak emocjonujące El Clasico od dawna. Wszystko oczywiście za sprawą Roberta Lewandowskiego, który wywindował zainteresowanie tym spotkaniem niemal do maksimum. Jeżeli jednak spojrzeć na sytuację obu klubów, to należy raczej tonować nastroje. Real Madryt w bardzo cichy sposób kontynuuje serię bez porażki, zmagając się przy tym z dość niewielkimi komplikacjami. FC Barcelona za to boryka się z dużymi problemami kadrowymi, a dodatkowo z rosnącą presją związaną z wynikami zespołu. Czy w takim wypadku będzie to mecz, w którym można więcej stracić, aniżeli zyskać?
Z perspektywy kibica Realu Madryt
Długo nie wiedziałem, jak podejść do tego meczu. Z jednej strony Real Madryt cały czas nie przegrał w tym sezonie żadnego meczu, z drugiej jednak tylko raz na osiem prób w LaLiga zachował czyste konto. W teorii mecz z Barceloną nie powinien zaburzyć oceny pracy tej drużyny, ale jednocześnie kibice nadal mają świeżo w pamięci ostatnią porażkę z Blaugraną 0-4 na Santiago Bernabeu. Real podchodzi więc do tego meczu ze względnym spokojem, ale zarazem z należytą powagą. Ostatecznie wydaje mi się, że zbliżające się spotkanie emanuje niesamowitymi skrajnościami. Od sytuacji kadrowych obu zespołów, przez ostatnie wyniki, aż po oczekiwania fanów.
Królewscy też mają swoje problemy
Real w końcu nie podchodzi do meczu z Barceloną z pełnym komfortem. Zaczynając od sytuacji w bramce, gdzie najprawdopodobniej wystąpi Andrij Łunin. Thibaut Courtois nadal nie wyleczył w pełni rwy kulszowej w lewym udzie, a Carlo Ancelotti zapowiedział, że nie będą ryzykować jego zdrowiem. Belg może i początek sezonu miał odrobinę gorszy od tego co pamiętamy z poprzedniej kampanii, ale nadal gwarantował spokój w tyłach w drużyny. Tego samego nie można powiedzieć o Łuninie. Ukrainiec co prawda nie rozegrał żadnego słabego meczu, ale to nadal nie jest ten sam poziom co Courtois.
Największe wątpliwości mam co do dyspozycji ataku Realu. Królewscy mimo braku czystych kont dobrze radzą sobie w grze w obronie, nie mają też problemów z kontrolowaniem meczu w środku pola. Jeżeli chodzi jednak o ofensywę, to tu już jest w kratkę. Karim Benzema do spotkania z Barcą podchodzi z serią 5 meczów bez zdobytej bramki. Vinicius raz zagra genialnie, a innym razem skupia się na wszystkim innym, tylko nie na grze w piłkę. Najrówniej ostatnimi czasy prezentuje się Rodrygo, ale w nim nadal brakuje mi ciągu na bramkę.
Dodatkowo przewiduje się, że rozpocznie on mecz na ławce, a na prawym skrzydle wyjdzie Fede Valverde. Urugwajczyk ma dużo atutów w ofensywie, ale jego obecność na boisku przede wszystkim wspomaga grę linii środkowej i kontrolę nad meczem. Ponadto, w ostatnich meczach Real pokazał jak duże problemy ma z wykańczaniem stwarzanych sytuacji. A po drugiej stronie będzie przecież fenomenalny w tym sezonie Ter Stegen. Jeżeli ofensywa nie będzie miała swojego dnia, to może wkraść się tu dużo frustracji.
Od Realu jednak w tym meczu nie można oczekiwać niczego innego jak zwycięstwa
Tym bardziej że rozgrywany on będzie na Santiago Bernabeu. To idealna okazja do powrotu na fotel lidera LaLiga, szczególnie biorąc pod uwagę wszelkie problemy trapiące klub z Katalonii. Każdy wynik inny niż zwycięstwo będzie odbierany jak rozczarowanie. A to sprawia, że ewentualne potknięcie zaboli dwa razy mocniej.
Nastroje w obozie kibiców FC Barcelony
Mimo, że FC Barcelona zajmuje pozycję lidera LaLiga z takim samym dorobkiem punktów co Real Madryt, to atmosfera w szatni Dumy Katalonii jest zupełnie odmienna. Ostatnie mecze zespołu Xaviego zasiały w Barcelonie wiele niepewności oraz obnażyły słabe strony formacji z Camp Nou. Groteskowy Gerard Pique, brak elastyczności taktycznej, jeźdźcy bez głów na skrzydłach i plaga kontuzji. Czy drużyna z tyloma problemami może myśleć o niedzielnym triumfie w Madrycie?
Konieczność niepotrzebnego ryzyka?
Wszelkie informacje docierające do nas ze strony hiszpańskich mediów każą myśleć, że Barca chce potraktować jutrzejsze El Clasico niczym kolejny finał. Jednym z takich sygnałów jest chociażby ogromna presja wystawienia Julesa Kounde w wyjściowej jedenastce na starcie z Realem. Blaugrana może zaryzykować bardzo wiele umieszczając Francuza w podstawowym składzie. 23-latek jest bowiem świeżo po urazie, którego tak naprawdę do końca jeszcze nie wyleczył. Potencjalny nawrót kontuzji mógłby wykluczyć jednego z najlepszych obrońców Barcelony na znacznie dłużej, niż w przypadku cierpliwej rehabilitacji. Pytanie brzmi jednak, czy w ogóle warto podejmować takie ryzyko?
Oceniając sytuację zdroworozsądkowo, ewentualne przegranie El Clasico przez FC Barcelonę raczej nie przesądzi o końcowym układzie tabeli ligowej. O mistrzostwie decyduje raczej równa forma i konsekwentna gra na przestrzeni całego sezonu. Myślę jednak, że wiele osób ze środowiska katalońskiego klubu ma inne obawy. Na Camp Nou panuje strach przed zapaścią mentalną i wiarą w długoterminowy sukces. Porażka z Realem mogłaby przelać pewną czarę goryczy, która będzie nie do udźwignięcia w dalszej części rozgrywek. Byłaby to przecież kolejna przegrana z wymagającym rywalem w tak krótkim odstępie czasu. Wielu graczy ściągniętych do Barcelony latem mogłoby poczuć się oszukanych, okłamanych przez Xaviego i Laportę. Projekt przedstawiany jako niezwykle ambitny i bardzo atrakcyjny, który w rzeczywistości nie jest w stanie spełnić pokładanych w nim obietnic. Stąd wszelkie starania i ogromna mobilizacja w szatni Barcy, aby wygrać jutrzejszy mecz i przywrócić wiarę w siłę tej drużyny.
„Dwie Wieże” ciągnące Barcelonę ku górze
Obraz gry Dumy Katalonii można poniekąd porównać do dyspozycji Realu Madryt z poprzedniej kampanii. W sezonie 21/22, bohaterami Królewskich byli przede wszystkim Karim Benzema i Thibaut Courtois, którzy wielokrotnie dokonywali rzeczy wręcz nadnaturalnych. Aktualnie, podobne role w Barcelonie pełnią Robert Lewandowski i Marc-Andre Ter Stegen. Polski napastnik i niemiecki bramkarz ratowali w tym sezonie zespół z opresji już wielokrotnie, decydując swoją grą o losach spotkań. Najlepszy przykład takiej postawy dwóch bohaterów Blaugrany mogliśmy zaobserwować w ostatnim meczu Barcelony z Interem.
Obaj giganci na swoich pozycjach podtrzymują nadzieję na sukces ekipy Xaviego. Lewy potrafi strzelić gola mając „pół sytuacji”, a Ter Stegen zawsze może popisać się paradą nie z tej ziemi. Kibice Barcy jutrzejszego popołudnia z pewnością będą zanosić swe prośby właśnie do tego duetu „dwóch wież” z przeciwległych stron boiska.
Klasyki rządzą się swoimi prawami
Bardzo możliwe, że jutrzejszego wieczoru cały nasz wywód będzie można wyrzucić do kosza, zastępując go słynnym „Wiem, że nic nie wiem”. Każde El Clasico zawiera bowiem pewien czynnik „X”, który może wywrócić wszelkie analizy i narracje do góry nogami. Tak było chociażby podczas zeszłego Klasyku, kiedy Barcelona wygrała zupełnie nieoczekiwanie aż 4:0, a bohaterami byli tacy piłkarze jak Ferran Torres czy Pierre-Emerick Aubameyang (swoją drogą jak to dzisiaj brzmi, kiedy Hiszpan przeżywa totalny regres formy, a Gabończyk od kilku tygodni zdobywa gole dla Chelsea Grahama Pottera).
Stąd przypomnienie – pamiętajcie, że to wszystko jedynie nasze subiektywne przewidywania. A co zobaczymy jutrzejszego popołudnia na Estadio Santiago Bernabeu? Tego nikt nie może być pewien. Miejmy zatem nadzieję, że oba zespoły zaskoczą nas pozytywnie, a my otrzymamy widowisko godne piłkarskiego święta, jakim winno być każde El Clasico.