Bayern Monachium jest bez wątpienia najlepszym klubem w historii Niemiec, ale i czołową europejską potęgą. Bawarczycy sami narzucają sobie potężną presję oczekiwań. W każdym sezonie muszą grać o pełną pulę i nawet seryjne zdobywanie tytułów nie zaspokaja apetytów kibiców. Przy tak specyficznej atmosferze trudno ryzykować stawianiem na młodych, zdolnych graczy — ale Bayern doskonale wie, jak wypromować talenty. W ostatnich latach udało się to m.in. z Alphonso Daviesem oraz Jamalem Musialą. Wśród prospektów z Monachium nie brakuje jednak graczy, którzy osiągnęli zdecydowanie mniej, niż oczekiwano.
Sebastian Deisler (42 lata, 90 spotkań dla Bayernu, 13 goli, 23 asysty)
Łącząc słowa „Bayern Monachium” oraz „niespełniony talent”, nie da się nie wspomnieć o 36-krotnym reprezentancie Niemiec. Deisler mając 22 lat dołączył do zespołu „Bawarczyków”, z miejsca stając się jedną z najpopularniejszych postaci drużyny. Od początku narzucono wobec niego potężną presję oczekiwań, nazywając go największą nadzieją niemieckiego futbolu. Franz Beckenbauer twierdził, że nie zna lepszego fizycznie i technicznie zawodnika. Nasz zachodni sąsiad potrzebował swojej gwiazdy, więc postanowiono ją stworzyć. Wierzono, że Deisler po transferze do Bayernu stanie się liderem drużyny klubowej i kadry narodowej. Właściwie – nie zakładano innej opcji.
Sebastian bronił się sportowo. Potrafił przeprowadzić rajd przez pół boiska, czy też przepięknie przymierzyć z rzutu wolnego. Do dziś wielu jego dawnych kolegów nazywa go zawodnikiem o nieprawdopodobnym talencie – jednym z największych w historii tego sportu. Praktycznie do końca jego kariery wierzono, że w końcu poprowadzi drużynę do spektakularnych sukcesów. Poprowadzi samemu – tak jakby futbol był sportem indywidualnym. Presja oczekiwań nawet na chwilę nie została ograniczona.
Problemem Sebastiana była jego niechęć do statusu supergwiazdy. Niemiec chciał grać w piłkę i skupić się na tym co robi najlepiej. Status lidera Bayernu i reprezentacji wymagały od niego nieustannego potwierdzania swojej wartości. Po jedynym meczu nazywano go najlepszym piłkarzem świata, po drugim otrzymywał życzenia śmierci. Dodając do tego powracające problemy zdrowotne otrzymaliśmy potężne obciążenie psychiczne, które doprowadziło do depresji. Deisler leczył się w zakładach zamkniętych, aż w końcu w 2007 roku, podjął stanowczą decyzję. Mając 27 lat zdecydował się rzucić futbol i odciąć od błysku fleszy. Według nieoficjalnych doniesień, i tak odkładał tę decyzję przez długie miesiące. Futbol przestał sprawiać mu radość, a jedynym rozwiązaniem okazała się ucieczka.
Julio dos Santos (39 lat, 10 spotkań, 1 asysta)
Do Monachium trafiał jako zwycięzca nagrody dla najlepszego piłkarza Paragwaju w 2005 roku. Media nazwały go następcą Michaela Ballacka, a jego wcześniejszy pracodawca – ekipa Cerro Porteno otrzymał 2.7 miliona euro. Szybko okazało się jednak, że poziom zawodnika nie odpowiada oczekiwaniom „Bawarczyków”. Felix Magath przyznał, że spodziewał się zdecydowanie więcej, a dos Santos nie ma większych szans na regularną grę. Wypożyczenie do Wolfsburga niewiele pomogło, podobnie jak epizod w Almerii. W obu zespołach Paragwajczyk nie zdołał nawet zadebiutować na murawie. W Monachium zaczęli pukać się w czoło i zastanawiać, dlaczego w ogóle kupili takiego gracza (Hiszpanie zapłacili za wypożyczenie podobno ok. miliona euro!). Przy nadarzającej się okazji, Bayern pozbył się niepotrzebnego zawodnika, a ten kontynuował karierę w ligach brazylijskiej i paragwajskiej. Potencjał był, ale zbyt wcześnie trafił do tak silnego klubu.
Fiete Arp (22 lata, 1 spotkanie)
Reprezentacja Niemiec U17? 18 goli w 19 występach. Sezon 2016/17 w Bundeslidze U17? 26 bramek w 21 spotkaniach. Niemiecki napastnik był skazany na wielką karierę. Jeszcze jako gracz Hamburgera SV stał się pierwszym piłkarzem urodzonym w 2000 roku, który zagrał w Bundeslidze, a następnie pierwszym z tego rocznika, który strzelił gola (i najmłodszym strzelcem w historii Hamburgera). Oczywiste już było, że klub będzie otrzymywał oferty z mocniejszych zespołów – a apetyt na przejęcie wielkiego talentu miał Bayern Monachium. Na początku 2019 oficjalnie potwierdzono, że 3 miliony euro załatwiły temat, a Arp stanie się zmiennikiem Roberta Lewandowskiego. Walka o regularne występy okazała się niezwykle trudna. Fiete został odesłany do zespołu rezerw, gdzie zresztą nie błyszczał skutecznością, a gdy już strzelił gola… doznał przy okazji kontuzji.
Miesiące mijały, Arp zbierał pochwały ale poza 13 minutami w Pucharze Niemiec, daleki był od pierwszego składu Bayernu. W końcu wypożyczono go do ekipy Holstein Kiel, a gdy i na zapleczu Bundesligi zawiódł, podjęto decyzję o rezygnacji z dalszej współpracy. 22 lata to nie czas, by rezygnować z marzeń, ale bramkostrzelny snajper Fiete Arp ma póki co jeden kluczowy problem. Nie strzela goli wśród seniorów.
Milos Pantovic (26 lat, 1 spotkanie)
Serb przez długie lata był gwiazdą zespołu rezerw Bayernu Monachium. W sezonie 2016/17 uczestniczył w 24 ligowych trafieniach, rok później w 23 golach. Debiut w pierwszym zespole „Bawarczyków” zaliczył w 2015 roku – co ciekawe, powstało po nim sporo artykułów sugerujących nadchodzącą walkę o miejsce w kadrze meczowej. Podobno w tamtym czasie rozważano nawet włączenie go do seniorskiej kadry Serbii, by pomóc mu potwierdzić swój talent. Finalnie jednak Pantović błyszczał w rezerwach i czekał na kolejne szanse. Te… nigdy nie nadeszły. Przed sezonem 2018/19 oddano go do Bochum, gdzie o dziwo wywalczył sobie podstawowy skład. Od tego sezonu jest graczem Unionu Berlin, ale na trzy mecze uzbierał ledwie 12 minut. Miał być przebojowy snajper – został przeciętny pomocnik.
Michael Rensing (38 lat, 83 spotkania, 30 czystych kont)
Gdy Oliver Kahn zbliżał się do końca kariery, sam zasugerował, że nie warto wydawać pieniędzy na sprowadzanie kogoś nowego, skoro w składzie jest tak zdolny zawodnik. Rensing świetnie radził sobie w rezerwach Bayernu, gdzie miał znakomity wynik niemalże 50% spotkań z czystym kontem. W 2004 roku przebił się również do reprezentacji młodzieżowej, a media coraz chętniej opowiadały historię „przyszłości niemieckiej bramki”. Do szczęścia brakowały tylko i aż odejścia Kahna na emeryturę. Niestety, Oli mimo upływu lat, nie zamierzał kończyć kariery. Rensingowi pozostało jedynie oglądanie spotkań Bayernu z pozycji ławki rezerwowych i zbieranie występów w zespole rezerw. W końcu, w lutym 2006, Kahn nabawił się kontuzji i przed ważnym spotkaniem Ligi Mistrzów to 21-letni Michael stał się faworytem do wyjścia w podstawowym składzie.
Bayern zremisował u siebie z Milanem 1:1, a nasz bohater popisał się kilkoma całkiem udanymi interwencjami. Pod koniec sezonu doszło do przedziwnej sytuacji, gdy młodziak doprowadził do kontuzji Kahna, trafiając go futbolówką w oko podczas jednego z treningów. Zamierzenie czy przypadkowo, to Rensing pod koniec sezonu stał się bramkarzem numer jeden w Bayernie. I odnajdował się w tej roli bardzo dobrze, imponując pewnością siebie i dając sygnały, że drzemią w nim potężne możliwości. Wydawało się, że kwestią czasu jest zmiana Kahna na Rensinga.
Tymczasem w kolejnym sezonie Michael na boisku pojawił się tylko raz w lidze i raz w europejskich pucharach
Ponownie przeciwnikiem Bayernu był Milan, ale tym razem niemiecki bramkarz był już najlepszy na boisku. Mimo dwóch wpuszczonych bramek, popisał się wieloma interwencjami na najwyższym, światowym poziomie, udowadniając, że fani jego talentu nie mylą się. W sezonie 2007/08 zaliczył już 10 występów w Bundeslidze, stopniowo obejmując rolę podstawowego golkipera. 17 maja 2008 roku w 88 minucie kończącego sezon spotkania z Herthą Berlin, Oliver Kahn opuścił boisko, symbolicznie przekazując rękawice Rensingowi. 24-letni Niemiec w końcu dopiął swego i po latach oczekiwań mógł spełniać swoje przeznaczenie.
Nieoczekiwanie w zespole doszło do zmiany na pozycji szkoleniowca. Nowym trenerem został były selekcjoner Jurgen Klinsmann, a Bayern w fatalnym stylu zaczął gubić punkty. Do klubu dołączył doświadczony Hans Jorg Butt, który od początku miał nakreśloną rolę rezerwowego. Gdy cała opinia publiczna roztoczyła nad Rensingiem parasol ochronny, uznając, że nie ponosi większej winy za słabą grę całego klubu, do ataku przystąpił prezydent Bayernu, legendarny „Kaiser” Franz Beckenbauer. „Ten facet broni jak amator” – ocenił swojego golkipera. „Kompletny nonsens, nie interesuje mnie opinia ludzi, którzy nigdy nie grali na bramce” – odpowiedział Michael.
Gdy pod koniec sezonu monachijczycy przegrali z Wolfsburgiem 1:5, Klinsmann zdecydował się zmienić bramkarza
Na nieszczęście Michaela, tydzień później doznał złamania palca, przez które przedwcześnie zakończył sezon. Mimo sporego pecha, po objęciu zespołu przez Louisa van Gaala, Rensing znów wrócił do podstawowego składu. Bayern ponownie zawalił początek rozgrywek, a Van Gaal ostatecznie postawił na Butta. Wielu ekspertów krytykowało taki stan rzeczy, twierdząc, że fatalna forma całego klubu nie może odbijać się jedynie na bramkarzu. Byłe gwiazdy klubu z Bawarii stawały w obronie Rensinga, twierdząc, że potrzebuje czasu na wkomponowanie się w drużynę.
Cała sytuacja mocno odbiła się na wciąż młodym piłkarzu. Dotąd opanowany i cierpliwy, oznajmił wprost, że nie przedłuży kończącego się kontraktu, i że błędem było pozostanie w Monachium. Michael Rensing chciał przede wszystkim grać. Wierzył jednak, że ma na tyle rozpoznawalne nazwisko, że bez problemu znajdzie sobie nowego pracodawcę. Takiego z najwyższej półki, bo przecież przez wielu był wciąż uznawany za wielki talent. Niestety, przeliczył się. „Na początku miałem wiele zapytań, i to od najlepszych klubów w Europie, ale odrzucałem je. Sam nie wiem na co czekałem. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że przeliczyłem się” – opowiedział w wywiadzie dla Sport Bild. Po kilku tygodniach bezrobocia, udał się na testy do Leicester.
Nie wiadomo dlaczego zrezygnował po tym, jak Lisy wyraziły chęć zatrudnienia
21 grudnia 2010 nasz bohater podpisał półroczny kontrakt z 1. FC Koln. Podczas pobytu w Kolonii w końcu grał na miarę oczekiwań. Do tego stopnia, że wielu dziennikarzy umieściło go w najlepszej jedenastce sezonu Bundesligi. W trzech spotkaniach pod rząd dostał najwyższą notę ze wszystkich zawodników w lidze. Grając w składzie z Peszko i Matuszczykiem, zemścił się na Bayernie, ogrywając ich w ligowym spotkaniu 3:2. Niespodziewany happy-end? Niestety, nie udało im się uniknąć spadku, a przy widmie gry w niższej lidze zdecydowano się rozwiązać kontrakty z większością zawodników.
W ten sposób Michael Rensing znów został bez klubu. Szczerze mówiąc, kompletnie nie rozumiem, dlaczego w tamtym momencie związał się z Bayerem Leverkusen. Od początku było wiadomo, że nie wygra tam rywalizacji z Berndem Leno. Na kolejny sezon wpakował się w rolę rezerwowego, aż w końcu odszedł do… 2.Bundesligi. Początek przygody z Fortuną Dusseldorf miał znamiona skandalu. Rensing w trakcie treningu, na którym dowiedział się, że i w tym miejscu będzie bramkarzem numer 2, ubrał się i bez słowa wrócił do domu. Nie podobało mu się, że obiecywano mu regularną grę, a finalnie postawiono na młodego Fabiana Giefera. Młodziak kariery wielkiej nie zrobił, a pan Michael został podstawowym golkiperem Fortuny. Po kilku sezonach udało mu się nawet powrócić do Bundesligi, gdzie w sezonie 2018/19 zbierał mnóstwo pochwał, a po zakończeniu kariery w 2020 roku, został członkiem rady nadzorczej Fortuny.
Kwasi Okyere Wriedt (28 lat, 3 spotkania)
Był rok 2017, gdy późniejszy reprezentant Ghany wylądował w Bayernie. Szybko zadebiutował w pierwszym zespole, zaliczając epizod w lidze i Pucharze Niemiec. W klubie uznano, że ma spory potencjał, ale potrzebuje czasu, więc warto ogrywać go w rezerwach. Pierwszy sezon? 21 trafień. Drugi – 24 gole, trzeci – 24 bramki. Skuteczność Kwasiego była szokująco wysoka, dwukrotnie świętował koronę króla strzelców w niższych ligach, ale… to było za mało by mocniej zaakcentować swój pobyt w Bawarii.
Wriedt mimo braku szans był zachwycony pobytem w Monachium. Jak sam przyznał, zdawał sobie sprawę, że napastnikiem numer jeden z klubie jest Robert Lewandowski, ale liczył, że będzie jego zmiennikiem. Nie czuł się gorszy od kolegów, na treningach z pierwszym zespołem prezentował się podobno znakomicie, ale nie traktowano go jako poważnego kandydata do regularnej gry. Zamiast wyczekiwanej szansy w końcu uznano, że nie ma sensu kontynuować współpracy. Kwasi został oddany do Willem II Tilburg, ale nie podbił Eredivisie. Obecnie szuka swoich szans w 2. Bundeslidze, gdzie jednak jest jedynie rezerwowym Holstein Kiel (zauważcie, że ten klub ma słabość do ekstalentów Bayernu).
Co ciekawe, Wriedt w pewnym momencie był realnie rozważany w kontekście szansy w ekipie Bawarczyków. W klubie zastanawiano się, czy zaryzykować z wyborem młodego snajpera, czy też postawić na kogoś bardziej doświadczonego. Ostatecznie wybór padł na Sandro Wagnera, który kosztował 13 milionów euro. Kto wie, czy Ghańczyk nie zrobiłby sporej kariery, gdyby w tamtym czasie to on został obdarzony zaufaniem? Tego się niestety nigdy nie dowiemy.